Skowyt salonu
Dodano:
Ewa Siedlecka z "Gazety Wyborczej” przyłączyła się do skowytu w sprawie Fibaka. Pierwszy zaskowyczał Waldemar Kumór. Od początku miałem problem, co dokładnie chcą w ten sposób wyrazić. Bo według słownika języka polskiego skowyt to urywany, żałosny głos psa albo cichy, żałosny jęk wydawany przez człowieka. Jedno się zgadza, na pewno Kumór i Siedlecka wydają w sprawie Fibaka żałosne jęki.
Siedlecka dowodzi demagogicznie, że Fibak to zwykły celebryta, że nie jest ani człowiekiem władzy, ani publicznym moralistą. Stosowanie więc wobec niego prowokacji, żeby obnażyć jego niemoralność, jest obrzydliwe i żenujące.
Cały ten wywód to zwykła, nawet niezbyt wyrafinowana manipulacja. Fibak nie jest zwykłym celebrytą – jak uparcie wmawia Siedlecka. Fibak jest poważnym biznesmenem, legendą polskiego tenisa, popularyzatorem tego sportu, był prezesem Polskiego Związku Tenisowego i konsulem honorowym RP w Monako, wydawał wiele tytułów prasowych, w końcu wszedł do komitetu popierającego Bronisława Komorowskiego na prezydenta – razem z Wisławą Szymborską, Agnieszką Holland, Krzysztofem Pendereckim. Był komentatorem sportowym TVP. Był, bo właśnie telewizja się z nim rozstała.
Siedlecka powtarza za Kumorem, że prowokacja wobec Fibaka była nieusprawiedliwiona. A usprawiedliwione było prowokowanie celebryty Lwa Rywina przez Adama Michnika i potajemne nagrywanie tej rozmowy? Szczerze, nie rozumiem, o co chodzi Siedleckiej i co ją tak bardzo obrzydza w tej sprawie. To, że dziennikarka obnażyła obrzydliwe zachowanie Fibaka, że pokazała, jak przedmiotowo traktuje młode dziewczyny? Że de facto przyłapała go na wysublimowanym pośrednictwie w obrocie dziewczynami, które szukają bogatego sponsora za seks. To wszystko jest w porządku?
Kolejna rzecz. Kumór próbuje nam dorobić gębę agenta Tomka, który przeprowadził dwuznaczną prowokację wobec Beaty Sawickiej. To jest dopiero dziennikarstwo śmieciowe, mącące w głowie, zestawiające niezestawialne z sobą fakty i sprawy. W jednym celu – tendencyjnie postawić na swoim. Użyć wszystkich argumentów, które da się dopasować do tezy, lekceważąc fakty i konteksty. Obrzydliwa metoda sięgająca bruku. Metoda cyniczna: nie da się obronić Fibaka, to podważymy wiarygodność autora artykułu. Nadajmy redakcji złe intencje i upowszechnijmy to.
Siedlecka twierdzi, że obnażyliśmy Fibaka bez próby oceny tej sytuacji. Pisze, że opublikowaliśmy same fakty. No właśnie. Dotąd uważałem, że fakty są najważniejsze – jak widać, moje myślenie jest dość naiwne, oczywiście, gdyby stosować standardy Siedleckiej i "Gazety Wyborczej”.
Cały ten wywód to zwykła, nawet niezbyt wyrafinowana manipulacja. Fibak nie jest zwykłym celebrytą – jak uparcie wmawia Siedlecka. Fibak jest poważnym biznesmenem, legendą polskiego tenisa, popularyzatorem tego sportu, był prezesem Polskiego Związku Tenisowego i konsulem honorowym RP w Monako, wydawał wiele tytułów prasowych, w końcu wszedł do komitetu popierającego Bronisława Komorowskiego na prezydenta – razem z Wisławą Szymborską, Agnieszką Holland, Krzysztofem Pendereckim. Był komentatorem sportowym TVP. Był, bo właśnie telewizja się z nim rozstała.
Siedlecka powtarza za Kumorem, że prowokacja wobec Fibaka była nieusprawiedliwiona. A usprawiedliwione było prowokowanie celebryty Lwa Rywina przez Adama Michnika i potajemne nagrywanie tej rozmowy? Szczerze, nie rozumiem, o co chodzi Siedleckiej i co ją tak bardzo obrzydza w tej sprawie. To, że dziennikarka obnażyła obrzydliwe zachowanie Fibaka, że pokazała, jak przedmiotowo traktuje młode dziewczyny? Że de facto przyłapała go na wysublimowanym pośrednictwie w obrocie dziewczynami, które szukają bogatego sponsora za seks. To wszystko jest w porządku?
Kolejna rzecz. Kumór próbuje nam dorobić gębę agenta Tomka, który przeprowadził dwuznaczną prowokację wobec Beaty Sawickiej. To jest dopiero dziennikarstwo śmieciowe, mącące w głowie, zestawiające niezestawialne z sobą fakty i sprawy. W jednym celu – tendencyjnie postawić na swoim. Użyć wszystkich argumentów, które da się dopasować do tezy, lekceważąc fakty i konteksty. Obrzydliwa metoda sięgająca bruku. Metoda cyniczna: nie da się obronić Fibaka, to podważymy wiarygodność autora artykułu. Nadajmy redakcji złe intencje i upowszechnijmy to.
Siedlecka twierdzi, że obnażyliśmy Fibaka bez próby oceny tej sytuacji. Pisze, że opublikowaliśmy same fakty. No właśnie. Dotąd uważałem, że fakty są najważniejsze – jak widać, moje myślenie jest dość naiwne, oczywiście, gdyby stosować standardy Siedleckiej i "Gazety Wyborczej”.