Niedzielne Grand Prix USA i cały wyścigowy weekend zapowiadają się mega interesująco
Dodano:
Brak Kimiego Räikkonena w Lotusie (operacja) i wjazd Kovalainena na jego miejsce; dominująca forma Red Bulla z Vettelem (faworyt?); zmotywowany Felipe Massa w Ferrari; żegnający F1 Mark Webber oraz fantastyczny tor w Austin to kilka powodów, dla których ten weekend będzie mega fascynujący.
Jedno jest pewne przed Grand Prix USA w teksańskim Austin: będzie co oglądać w czasie treningów, kwalifikacji a przede wszystkim w samym wyścigu.
Malowniczo położony i świetnie zaprojektowany pod nadzorem Hermanna Tilkego tor „Circuit of the Americas” już w swym zeszłorocznym debiucie dostarczył nam fantastycznych wrażeń, będąc miejscem wspaniałego wyścigowego widowiska.
Dla porządku dodajmy, że pierwsze GP USA w Austin wygrał rok temu Lewis Hamilton w McLarenie. Dziś Lewis, jako kierowca budującego formę zespołu Mercedes, sam twierdzi, że tym razem, w dobie tak totalnej dominacji Red Bulla i Sebastiana Vettela, trudno będzie mu powtórzyć ten sukces, skoro wspomniany faworyt wygrywa ostatnie wyścigi z przewagą 20-30 sekund…
Moim zdaniem jednak tożsamość zwycięzcy tego wyścigu jest mniej ważna, niż przebieg całego widowiska i walka zespołów o lukratywne miejsca w klasyfikacji generalnej (od drugiego w dół, oczywiście, skoro Red Bull już zapewnił sobie również Mistrzostwo Konstruktorów).
Tu obserwujemy walkę Mercedesa, Ferrari i Lotusa o jak najwyższe (i lepiej wynagradzane!) miejsce w pierwszej czwórce. Te trzy ekipy dzieli obecnie 37 punktów i przy sprzyjającym układzie oraz dobrej, skutecznej jeździe kierowców, praktycznie każdy z tych zespołów ma szansę na drugie miejsce w ostatecznej klasyfikacji.
Będzie również okazja oglądać dawno nie widzianego w wyścigowej akcji Kovalainena, którego zaskoczony Lotus w ostatniej chwili zakontraktował w zastępstwie Räikkonena, niespodziewanie decydującego się na operację kręgosłupa jeszcze przed końcem sezonu.
Kimiego niestety już nie ujrzymy w bolidzie w tym sezonie, ale jego szybki i doświadczony rodak Heikki Kovalainen ma szansę wywalczyć solidne miejsce dla zespołu. Jest jednym z najlepszych kierowców w stawce, więc będzie co oglądać…
Wśród innych ekip Felipe Massa (Ferrari) pokazuje ostatnio jak szybkim jest kierowcą i na pewno będzie chciał pokonać zespołowego kolegę, Alonso - może nawet walcząc o miejsce na podium? Jest dodatkowo natchniony przepięknym pożegnaniem, jakie Scuderia Ferrari zorganizowała mu w fabryce w Maranello w podziękowaniu za osiem lat jazdy i tamten mistrzowski tytuł, który prawie zdobył w 2008 roku i na który wtedy zdecydowanie zasłużył.
W Red Bull Racing to Vettel jest zdecydowanym faworytem do wygrania ósmego z rzędu (i dwunastego w sezonie!) wyścigu, choć jestem pewien, że Mark Webber, zrobi wszystko, by wykorzystać fantastyczne możliwości bolidu spod znaku Czerwonego Byka i w swym ostatnim występie na amerykańskim torze pokonać swoje zespołowe nemesis, czyli Sebastiana. Ich walka na torze może być pasjonująca… zobaczymy.
Gwarancji w F1 nigdy nie ma, ale sądząc po tym, co oglądaliśmy w Austin rok temu, również i tym razem możemy liczyć na kolejne dobre wyścigowe widowisko.
Malowniczo położony i świetnie zaprojektowany pod nadzorem Hermanna Tilkego tor „Circuit of the Americas” już w swym zeszłorocznym debiucie dostarczył nam fantastycznych wrażeń, będąc miejscem wspaniałego wyścigowego widowiska.
Dla porządku dodajmy, że pierwsze GP USA w Austin wygrał rok temu Lewis Hamilton w McLarenie. Dziś Lewis, jako kierowca budującego formę zespołu Mercedes, sam twierdzi, że tym razem, w dobie tak totalnej dominacji Red Bulla i Sebastiana Vettela, trudno będzie mu powtórzyć ten sukces, skoro wspomniany faworyt wygrywa ostatnie wyścigi z przewagą 20-30 sekund…
Moim zdaniem jednak tożsamość zwycięzcy tego wyścigu jest mniej ważna, niż przebieg całego widowiska i walka zespołów o lukratywne miejsca w klasyfikacji generalnej (od drugiego w dół, oczywiście, skoro Red Bull już zapewnił sobie również Mistrzostwo Konstruktorów).
Tu obserwujemy walkę Mercedesa, Ferrari i Lotusa o jak najwyższe (i lepiej wynagradzane!) miejsce w pierwszej czwórce. Te trzy ekipy dzieli obecnie 37 punktów i przy sprzyjającym układzie oraz dobrej, skutecznej jeździe kierowców, praktycznie każdy z tych zespołów ma szansę na drugie miejsce w ostatecznej klasyfikacji.
Będzie również okazja oglądać dawno nie widzianego w wyścigowej akcji Kovalainena, którego zaskoczony Lotus w ostatniej chwili zakontraktował w zastępstwie Räikkonena, niespodziewanie decydującego się na operację kręgosłupa jeszcze przed końcem sezonu.
Kimiego niestety już nie ujrzymy w bolidzie w tym sezonie, ale jego szybki i doświadczony rodak Heikki Kovalainen ma szansę wywalczyć solidne miejsce dla zespołu. Jest jednym z najlepszych kierowców w stawce, więc będzie co oglądać…
Wśród innych ekip Felipe Massa (Ferrari) pokazuje ostatnio jak szybkim jest kierowcą i na pewno będzie chciał pokonać zespołowego kolegę, Alonso - może nawet walcząc o miejsce na podium? Jest dodatkowo natchniony przepięknym pożegnaniem, jakie Scuderia Ferrari zorganizowała mu w fabryce w Maranello w podziękowaniu za osiem lat jazdy i tamten mistrzowski tytuł, który prawie zdobył w 2008 roku i na który wtedy zdecydowanie zasłużył.
W Red Bull Racing to Vettel jest zdecydowanym faworytem do wygrania ósmego z rzędu (i dwunastego w sezonie!) wyścigu, choć jestem pewien, że Mark Webber, zrobi wszystko, by wykorzystać fantastyczne możliwości bolidu spod znaku Czerwonego Byka i w swym ostatnim występie na amerykańskim torze pokonać swoje zespołowe nemesis, czyli Sebastiana. Ich walka na torze może być pasjonująca… zobaczymy.
Gwarancji w F1 nigdy nie ma, ale sądząc po tym, co oglądaliśmy w Austin rok temu, również i tym razem możemy liczyć na kolejne dobre wyścigowe widowisko.