Metody braci Karnowskich i MDI

Dodano:
Ostrzegano mnie, że panowie Rafał Kasprów i Maciej Gorzeliński z agencji MDI, zajmujący się rzekomo PR, nie odpuszczają. Kilka miesięcy temu opisaliśmy kulisy ich działalności. Wiedzą, że szykujemy kolejne materiały. Wówczas nie udało im się wywołać publikacji w mediach, dlatego posłużyli się profilem na FB. Aby odwrócić uwagę od siebie, oskarżyli mnie o różne zbrodnie i Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze.
I oto mamy kolejną odsłonę walki ze mną i tygodnikiem „Wprost”. Teraz z pomocą im ruszyli niepokorni z tygodnika „W Sieci”. A konkretnie wieloletni kolega i współautor tekstów Rafała Kasprówa z lat 90., dzisiaj dziennikarz - biznesmen z branży deweloperskiej Andrzej R. Potocki. Napisał on tekst o mnie, nie rozmawiając ze mną, mimo że chciałem się z nim spotkać i porozmawiać.

Zamiast tego, „dziennikarz” wysłał do mnie serię pytań, z których wynika, że szykowany jest tekst na mój temat. Powielały one tę samą tezę spreparowaną przez MDI, a nawet szły jeszcze dalej. Już z samych pytań mogłem wnioskować, że tym razem okażę się być agentem służb (prowadzonym przez pisarza Vincentego V. Severskiego), który na lewych paszportach dokonywał zbrodni w różnych krajach świata, przez lata ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości w Rosji (tak naprawdę przez całe swoje życie spędziłem w tym kraju kilka dni), kręcił dla służb różne interesy z podejrzanymi typami. W zamian koledzy ze służb pomagali mi unikać odpowiedzialności poprzez wywieranie wpływu na prokuraturę i sądy.

Chciałem te wszystkie bzdury, rozsiewane na mój temat przez MDI, w końcu wyjaśnić. Proponowałem Andrzejowi R. Potockiemu spotkanie. Bezskutecznie.

Wydawało mi się, że widziałem już wszystkie numery świata, jakie mogą popełnić dziennikarze. Ale okazało się, że niepokorni stanowią ekstraklasę w świecie naginania rzeczywistości do swoich celów. Oto kilka faktów:

Pan Potocki przysłał do mnie maila 16.01., prosząc o spotkanie. Odpisałem 17.01, że w ciągu najbliższych dni nie mam możliwości (to był piątek, najbardziej gorący dzień dla pracujących w tygodniku, czas zamykania numeru). Potem zapadła cisza. Dopiero po 19 dniach pan Potocki zasugerował, że skoro nie chcę się z nim spotkać, to przesyła mi pytania. Zwracam uwagę – odezwał się po 19 dniach.

Moja propozycja spotkania w terminach niezwiązanych z wydawaniem tygodnika nie spodobała mu się. Co więcej, pan Michał Karnowski był łaskaw przysłać do mnie sms-a, w którym prosił o odpisanie na pytania przesłane przez dziennikarza 5.02. I dodał: „Realizując nasze materiały, zawsze dokładamy wszelkich starań by były one rzetelne”. Czyżby?

Skoro chcieliście napisać tekst o mnie, dlaczego czekaliście 19 dni na umówienie się i zadanie pytań? Dlaczego nie chcieliście się spotkać twarzą w twarz w terminie akceptowanym przez obie strony? Czy jest jakiś specjalny powód, dla którego newsy o mnie muszą się ukazać właśnie teraz?

Przez to, co o mnie napisaliście, dopuszczając się kłamstw i manipulacji, pokazaliście jasno, że dostaliście zlecenie na mnie i je realizujecie. Za pieniądze czy dla sławy? A może walczycie ze skuteczną konkurencją, wydającą dwa tygodniki opinii, zagrażające Waszym interesom?

Czemu służy pytanie o to, czy wyrok (zatarty, w świetle prawa jestem tak samo niekaranym człowiekiem jak panowie K.) nie stanowi przeszkody do pełnienia funkcji naczelnego „Wprost”?

Pewnie chcecie mnie zmusić do polemiki. Swoją postawą pokazaliście, że nie ma ona sensu. Napędzi Wam czytelników. Lepiej pokazać to, co chcecie skrywać i pójść z Wami do sądu.

XXX

Poniżej ostatni mail do autora i redaktora naczelnego „W sieci” z 6 lutego 2014r.:

Szanowny Panie,

Tak jak wspomniałem, nigdy nie odmówiłem spotkania. Zamilkł Pan. Odezwał się Pan po długim czasie i od razu odpisałem, że istnieje możliwość spotkania. Zakładając, że pan chce napisać rzetelną sylwetkę. Raz jeszcze przypomnę moją odpowiedź:

Szanowny Panie,

Obawiam się, że zaszło pewne nieporozumienie. Nie odmawiałem i nie odmawiam spotkania z Panem. 16 stycznia poinformowałem jedynie, że spotkanie nie jest możliwe w tamtych dniach, od tego czasu nie miałem od Pana żadnych sygnałów - ani e-mailowych, ani telefonicznych. Skoro, jak widzę, nadal jest Pan zainteresowany przygotowaniem tekstu na mój temat, deklaruję chęć spotkania się z Panem i rozmowy na interesujące Pana zagadnienia.

Nasza rozmowa jest tym bardziej istotna, że nadesłane przez Pana pytania dowodzą, iż wiele informacji dotyczących mojej osoby, które Pan posiada, jest całkowicie nieprawdziwych i krzywdzących dla mnie. Ze względu na pełnioną przeze mnie funkcję, pojawienie się tego typu informacji w przestrzeni publicznej naruszyłoby nie tylko moje dobra osobiste, ale też uderzyły wydawnictwo, w którym pracuję, i tygodnik, którym kieruję.

Jestem przekonany, że zarówno mi, jak i Panu, zależy na tym, by w przestrzeni publicznej nie pojawiały się nieprawdziwe informacje. Dlatego zapraszam na spotkanie w przyszłym tygodniu (wtorek, środa, czwartek).

Zależy mi na wyjaśnieniu wszelkich wątpliwości, tym bardziej, że sytuacja jest szczególnie delikatna. Muszę bowiem brać pod uwagę ewentualność, iż publikacja, którą Pan przygotowuje, może stanowić atak na konkurencyjne wydawnictwo i osobiście na mnie, jako redaktora naczelnego konkurencyjnego pisma. A także, że jest inspirowana. Z tego też powodu niniejszy e-mail wysyłam także do wiadomości pana Jacka Karnowskiego.

Otrzymał Pan także propozycję wtorek, środę i czwartek w przyszłym tygodniu. W dniu dzisiejszym i w piątek nie jestem w stanie się spotkać z uwagi na zaplanowane zajęcia, w tym przede wszystkim zamykanie numeru Tygodnika „Wprost”, co Pan, jako osoba pracująca również w tygodniku, doskonale musi rozumieć.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...