Marzenia o polskiej Cristinie
Dodano:
Wiecie, że włoscy paparazzi mają nowy obiekt zainteresowań? W ciągu zaledwie kilku dni prawdziwą celebrytką została bowiem siostra Cristina Scuccia, urszulanka z Mediolanu, która w The Voice of Italy piosenką „No One” Alicii Keys wyśpiewała sobie zainteresowanie mediów. I to z całego świata.
Marzy mi się, by w którymś z popularnych polskich programów typu talent show także wystąpiła zakonnica. I tak, jak urocza włoska siostrzyczka zrobiła furorę interpretując wielki światowy przebój. By zademonstrowała swoją kilkuoktawową skalę, finezyjnie wykorzystując zapisane w nutach dźwięki. By rozentuzjazmowani słuchacze modlili się, by utwór trwał jak najdłużej, by siostra nigdy nie schodziła ze sceny.
Chciałabym, żeby inne siostry z jej zgromadzenia radośnie podskakiwały i piszczały po werdykcie zaskoczonych występem jurorów, ciesząc się z sukcesu koleżanki w habicie.
A potem byłabym przeszczęśliwa, gdyby o Polce napisał na Twitterze choćby jeden z watykańskich dostojników. By Whoopi Goldberg, Alicia Keys, albo chociaż Edyta Górniak – słały gratulacje naszej uzdolnionej muzycznie zakonnicy. Żeby nagranie z jej występem odtworzono nie 40 milionów, a 100, albo nawet 150 milionów razy. I w końcu, by największe firmy fonograficzne biły się o kontrakt, a sam Timbaland zabiegał o to, by wyprodukować przebój wschodzącej gwiazdy muzyki pop.
A potem chciałabym móc czytać tylko pozytywne komentarze postępowych internautów zachwyconych karierą zakonnicy. Słowa uznania, bez jadu i szukania w występie symboli satanistycznych.
Tak mi się marzy.
Chciałabym, żeby inne siostry z jej zgromadzenia radośnie podskakiwały i piszczały po werdykcie zaskoczonych występem jurorów, ciesząc się z sukcesu koleżanki w habicie.
A potem byłabym przeszczęśliwa, gdyby o Polce napisał na Twitterze choćby jeden z watykańskich dostojników. By Whoopi Goldberg, Alicia Keys, albo chociaż Edyta Górniak – słały gratulacje naszej uzdolnionej muzycznie zakonnicy. Żeby nagranie z jej występem odtworzono nie 40 milionów, a 100, albo nawet 150 milionów razy. I w końcu, by największe firmy fonograficzne biły się o kontrakt, a sam Timbaland zabiegał o to, by wyprodukować przebój wschodzącej gwiazdy muzyki pop.
A potem chciałabym móc czytać tylko pozytywne komentarze postępowych internautów zachwyconych karierą zakonnicy. Słowa uznania, bez jadu i szukania w występie symboli satanistycznych.
Tak mi się marzy.