Marzenia Sikorskiego
Dodano:
6 czerwca 1944 roku 150 tysięcy żołnierzy alianckich wylądowało w Normandii. To był początek końca hegemonii hitlerowskich Niemiec w Europie. Wówczas siła armii amerykańskiej walnie przyczyniła się do zwycięstwa państw Europy Zachodniej w wojnie z faszyzmem. I z drugiej strony uchroniła te kraje przed dostaniem się pod skrzydła stalinowskiego Związku Radzieckiego. Od tamtych wydarzeń mija właśnie 70 lat.
Dzisiaj żyjemy w zupełnie w innej Europie. Aneksja Krymu i niepokoje we wschodniej części Ukrainy zburzyły co prawda sielską atmosferę panującą od zakończenia "zimnej wojny". Ale Europie i Polsce nie zagraża żaden wróg, żadna wojna, na miarę tamtej, która miała miejsce siedemdziesiąt lat temu.
Dlatego niech były minister obrony Radosław Sikorski nie mówi, że byłby szczęśliwy, gdyby w Polsce pojawiły się co najmniej dwie brygady amerykańskiego wojska. Bo po pierwsze nie ma takiej konieczności, by amerykańscy żołnierze zagościli w Polsce na stałe, a po drugie oni sami nie mają tego w swoich planach. Po II wojnie światowej obecność amerykańskich wojsk w Europie była znacząca. Jeszcze dwadzieścia kilka lat temu stacjonowało tutaj ponad 300 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Dziś jest ich raptem kilkadziesiąt tysięcy. Czy to oznacza, że współczesna Europa jest bezbronna wobec Rosji i Putina? Nie!
Gdy dodamy wydatki na armie państw Unii Europejskiej (razem z niebędącymi w NATO), otrzymamy kwotę ponad 250 miliardów dolarów. To prawie połowa wydatków armii Stanów Zjednoczonych. Gdy porównamy liczbę żołnierzy, okaże się że Amerykanie mają ich półtora miliona, a Europa prawie dwa miliony.
A Rosja? Wydatki Rosji na zbrojenia rosną i w roku 2013 przekroczyły 70 miliardów dolarów. Ale to mniej niż 30% sumy budżetów armii europejskich. Liczebność rosyjskiego wojska (bez rezerwistów) to 700-800 tysięcy. Tutaj przewaga "armii europejskiej" jest ponad dwukrotna. Tylko że...
Tylko że nie ma "armii europejskiej". Większość europejskich armii należy do NATO. To współdziałanie w ramach NATO wypadało w przeszłości różnie. Jak chociażby w przypadku konfliktów na terenie byłej Jugosławii. Może więc warto, w obliczu nieprzewidywalności Rosji i Putina, dążyć do większej integracji europejskich armii. Aż do utworzenia w przyszłości jednej wspólnej armii zjednoczonej Europy. Byłaby to druga armia na świecie! Zaraz po amerykańskiej.
Panie ministrze Sikorski. Czas podziękować Amerykanom za ich militarne wsparcie Europy sprzed 70 lat. Dzisiaj jesteśmy na tyle silni. Na tyle zintegrowani. By jako Europa zacząć dawać sobie radę bez pomocy naszych amerykańskich sojuszników.
Postscriptum: Dwie ciężkie brygady amerykańskie, o których marzy minister Sikorski, to około 10 tysięcy żołnierzy i kilkaset sztuk ciężkiego sprzętu bojowego.
Dlatego niech były minister obrony Radosław Sikorski nie mówi, że byłby szczęśliwy, gdyby w Polsce pojawiły się co najmniej dwie brygady amerykańskiego wojska. Bo po pierwsze nie ma takiej konieczności, by amerykańscy żołnierze zagościli w Polsce na stałe, a po drugie oni sami nie mają tego w swoich planach. Po II wojnie światowej obecność amerykańskich wojsk w Europie była znacząca. Jeszcze dwadzieścia kilka lat temu stacjonowało tutaj ponad 300 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Dziś jest ich raptem kilkadziesiąt tysięcy. Czy to oznacza, że współczesna Europa jest bezbronna wobec Rosji i Putina? Nie!
Gdy dodamy wydatki na armie państw Unii Europejskiej (razem z niebędącymi w NATO), otrzymamy kwotę ponad 250 miliardów dolarów. To prawie połowa wydatków armii Stanów Zjednoczonych. Gdy porównamy liczbę żołnierzy, okaże się że Amerykanie mają ich półtora miliona, a Europa prawie dwa miliony.
A Rosja? Wydatki Rosji na zbrojenia rosną i w roku 2013 przekroczyły 70 miliardów dolarów. Ale to mniej niż 30% sumy budżetów armii europejskich. Liczebność rosyjskiego wojska (bez rezerwistów) to 700-800 tysięcy. Tutaj przewaga "armii europejskiej" jest ponad dwukrotna. Tylko że...
Tylko że nie ma "armii europejskiej". Większość europejskich armii należy do NATO. To współdziałanie w ramach NATO wypadało w przeszłości różnie. Jak chociażby w przypadku konfliktów na terenie byłej Jugosławii. Może więc warto, w obliczu nieprzewidywalności Rosji i Putina, dążyć do większej integracji europejskich armii. Aż do utworzenia w przyszłości jednej wspólnej armii zjednoczonej Europy. Byłaby to druga armia na świecie! Zaraz po amerykańskiej.
Panie ministrze Sikorski. Czas podziękować Amerykanom za ich militarne wsparcie Europy sprzed 70 lat. Dzisiaj jesteśmy na tyle silni. Na tyle zintegrowani. By jako Europa zacząć dawać sobie radę bez pomocy naszych amerykańskich sojuszników.
Postscriptum: Dwie ciężkie brygady amerykańskie, o których marzy minister Sikorski, to około 10 tysięcy żołnierzy i kilkaset sztuk ciężkiego sprzętu bojowego.