Zamknięty kościół
Dodano:
Jak co roku w Wielkim Tygodniu, przez wszystkie kościoły w Polsce przewiną się miliony wiernych. Jednak symbolem Świąt Wielkanocnych A.D. 2014 pozostanie ten jeden kościół. W Jasienicy. Zamknięty!
Jako zdeklarowany zwolennik rozdziału państwa i kościoła, miałem zawsze przed oczyma tę nieprzekraczalną linię. Niech kościół nie miesza się do tego co świeckie. Ale też państwu nic do tego, co dzieje się za bramami posiadłości kościelnych. Może się myliłem?
Gdy fabrykant wybuduje za swoje prywatne pieniądze fabrykę i zatrudni pracowników, zaraz pojawia się w jego fabryce państwo ze swoimi przepisami. Kodeks Pracy określi, jak ma traktować pracowników. A Państwowa Inspekcja Pracy sprawdzi wielkość okien w biurach jego prywatnej fabryki. Bo pracownikom należy się ochrona.
Gdy wynajmiemy komuś swój prywatny dom, zbudowany za oszczędności całego życia, zaraz pokażą nam ustawę o ochronie praw lokatorów. I okaże się, że nasi lokatorzy mają swoje prawa. Takie, że niekiedy nie można ich nawet z mieszkania wyprowadzić. Bo najemcom należy się ochrona.
A jakie prawa ma wierny, chadzający co niedziela do kościoła? Nie do prywatnego kościoła, którego właścicielem jest biskup taki czy inny. Wszak większość świątyń zbudowano dzięki datkom parafian. Co niedziela na tacę. Po kolędzie. Za chrzciny. Śluby. I pogrzeby.
Zamknięty kościół w Jasienicy pokazuje, że wierni nie mają żadnych praw w zderzeniu z kościelnymi hierarchami. Przekraczając próg świątyń opuszczają demokratyczny ład współczesnej Polski i znajdują się w czymś przypominającym feudalne państwo średniowiecza. Z papieżem i biskupami jako jedynowładcami.
Powiecie, że nikt nikogo nie zmusza do chodzenia do kościoła. Zgoda. Tak jak niekoniecznie trzeba się zatrudniać w prywatnej fabryce czy zamieszkać w prywatnym domu. Jednak znalazłszy się tam, korzystamy z ochrony państwa. Może i tak powinno być w kościołach?
Co zaliczyłbym do takich podstawowych praw członków kościoła, zapewnianych przez przepisy świeckiego prawa?
Po pierwsze: prawo do współdecydowania o sprawach własnych wspólnot i parafii, które przecież w znacznej mierze są utrzymywane przez wiernych.
Po drugie: prawo do współdecydowania o obsadzie personalnej wspólnot i parafii, w tym również o katechetach uczących dzieci w szkole.
Po trzecie: prawo wglądu w sprawy finansów kościelnych, a w szczególności wydatkowania pieniędzy uzyskiwanych od wiernych.
Te wszystkie prawa można by zapisać w istniejącej w Polsce od 1989 roku ustawie o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, bez potrzeby sięgania do konkordatu. Czy taki zapis byłby nieuprawnioną ingerencją w autonomię kościoła? Czy tylko wypełnieniem artykułu drugiego naszej Konstytucji, mówiącego że: "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej"?
Bo chyba to demokratyczne państwo powinno być wszędzie. Za bramami kościołów również.
Gdy fabrykant wybuduje za swoje prywatne pieniądze fabrykę i zatrudni pracowników, zaraz pojawia się w jego fabryce państwo ze swoimi przepisami. Kodeks Pracy określi, jak ma traktować pracowników. A Państwowa Inspekcja Pracy sprawdzi wielkość okien w biurach jego prywatnej fabryki. Bo pracownikom należy się ochrona.
Gdy wynajmiemy komuś swój prywatny dom, zbudowany za oszczędności całego życia, zaraz pokażą nam ustawę o ochronie praw lokatorów. I okaże się, że nasi lokatorzy mają swoje prawa. Takie, że niekiedy nie można ich nawet z mieszkania wyprowadzić. Bo najemcom należy się ochrona.
A jakie prawa ma wierny, chadzający co niedziela do kościoła? Nie do prywatnego kościoła, którego właścicielem jest biskup taki czy inny. Wszak większość świątyń zbudowano dzięki datkom parafian. Co niedziela na tacę. Po kolędzie. Za chrzciny. Śluby. I pogrzeby.
Zamknięty kościół w Jasienicy pokazuje, że wierni nie mają żadnych praw w zderzeniu z kościelnymi hierarchami. Przekraczając próg świątyń opuszczają demokratyczny ład współczesnej Polski i znajdują się w czymś przypominającym feudalne państwo średniowiecza. Z papieżem i biskupami jako jedynowładcami.
Powiecie, że nikt nikogo nie zmusza do chodzenia do kościoła. Zgoda. Tak jak niekoniecznie trzeba się zatrudniać w prywatnej fabryce czy zamieszkać w prywatnym domu. Jednak znalazłszy się tam, korzystamy z ochrony państwa. Może i tak powinno być w kościołach?
Co zaliczyłbym do takich podstawowych praw członków kościoła, zapewnianych przez przepisy świeckiego prawa?
Po pierwsze: prawo do współdecydowania o sprawach własnych wspólnot i parafii, które przecież w znacznej mierze są utrzymywane przez wiernych.
Po drugie: prawo do współdecydowania o obsadzie personalnej wspólnot i parafii, w tym również o katechetach uczących dzieci w szkole.
Po trzecie: prawo wglądu w sprawy finansów kościelnych, a w szczególności wydatkowania pieniędzy uzyskiwanych od wiernych.
Te wszystkie prawa można by zapisać w istniejącej w Polsce od 1989 roku ustawie o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, bez potrzeby sięgania do konkordatu. Czy taki zapis byłby nieuprawnioną ingerencją w autonomię kościoła? Czy tylko wypełnieniem artykułu drugiego naszej Konstytucji, mówiącego że: "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej"?
Bo chyba to demokratyczne państwo powinno być wszędzie. Za bramami kościołów również.