#droganaNarodowy – mieszanka firmowa. Mali bohaterowie Narodowego

Dodano:
Nie jestem na bieżąco. Z bieganiem też, a może nawet – przede wszystkim. Maraton Warszawski coraz bliżej, a ja się wydłużam. Nie dystansowo, ale czasowo. Obawiam się, że 36 PZU Maraton Warszawski będzie tym, na którego trasie spędzę bardzo dużo czasu. Ale jakoś mnie to nie martwi. Spokojne bieganie też ma swój urok. Zupełnie jak spokojne życie… Tyle że ja bym z tym spokojem wytrzymała najdalej miesiąc. Potem zaczęłoby mnie nosić. Dlatego nie zapisaliśmy telefonu do tej willi przy ul. Sportowej w Bukowinie. Była na sprzedaż. Jaki piękny adres! Cóż, nie tym razem.
W niedzielę wspólnie z szefem Fundacji Maratonu Warszawskiego Markiem Troniną i trenerką Weroniką Zielińską (oraz biegającym i ćwiczącym dziennikarzem Piotrkiem Galusem) rozmawialiśmy na antenie o bieganiu. A właściwie o tym, dlaczego czasami warto nie dobiegać niż przebiegać. I o tym, że jeżeli ktoś właśnie zaczyna biegać – to raczej powinien się zapisać na biega na piątkę. Będzie bezpieczniej. Kto nie słuchał – ma okazję nadrobić, nagranie jest dostępne na stronie radiowej Czwórki - http://www.polskieradio.pl/10/2773/Artykul/1221265,Przed-maratonem-warszawskim.

W kuluarach rozmawialiśmy nie tylko o bieganiu. Chociaż wokół sportu. I stadionu. Narodowego. Że jednak bieżnia nie. Bo i tak puchy na trybunach. Ile razy w roku można by zapełnić widownię? Podobno nawet na basen na Narodowym bilety nie idą jak woda. Tak klimat.
Nie rozmawialiśmy za to o lekkoatletycznych orlikach. Właściwie temat już był chyba nieaktualny. Bo co prawda premier wygłosił swoje kolejne expose raptem w zeszłym tygodniu, ale w sobotę wieczorem chyba zmieniły mu się priorytety. I tak postulat na fali zuryskiego sukcesu może pozostać tylko ciekawostką retoryczną. Swoją drogą to ciekawe, że jak budowano orliki, to nikt nie pomyślał, żeby je otoczyć bieżnią. Przecież nie trzeba od razu tartanu wylewać, zwykła żużlowa by wystarczyła. Ale nie, bo wtedy nie było mody na bieganie, tylko na piłkę. Cóż, piłkarze grają, jak grali, a mistrzowie wyrośli z treningu pod mostem. Przypomina mi się Djoković (http://aniabiega.blox.pl/2014/07/Serwuj-aby-wygrac-Opowiesc-Novaka-Djokovicia.html )

A propos mistrzów. W niedzielę w niszowej telewizji oglądałam mityng LA z Berlina. Tak sobie bezrefleksyjnie patrzyłam, aż w pewnym momencie młot poleciał daleko, bardzo daleko. 79,58! Anita Włodarczyk poprawiła rekord świata. Przez następny kwadrans nie napisało o tym żadne medium. Nawet profile społecznościowe stacji, która pokazywała zawody, zapowiadały wyłącznie wieczorne mecze. Ja rozumiem, liga włoska. Ale rekord świata!!! Mam wrażenie, że fanpage Ania biega był pierwszym medium, które podało tę informację. I to bez błędu, który nie wiadomo skąd powieliły potem duże serwisy.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...