Ukraina. Test na patriotyzm
Dodano:
Ukraińcy zrobili świetną robotę. Po pierwsze, poszli głosować. Tak, frekwencja w ubiegłotygodniowych wyborach parlamentarnych była niższa niż w maju, gdy wybierano prezydenta, ale i tym razem przekroczyła 50 proc. To godne podziwu, biorąc pod uwagę, że cały Wschód pogrążony jest w wojnie. Frekwencja w Donbasie wahała się w granicach 30 proc., co zaniżyło wynik w skali kraju. We Lwowie do urn poszło niemal trzy czwarte uprawnionych.
Po drugie, wybrali ludzi w miarę rozsądnych. Trudno ekscytować się postaciami premiera Arsenija Jaceniuka (największy zwycięzca wyborów) i prezydenta Petra Poroszenki (jego blok osiągnął drugi wynik), ale Ukraińcy musieli wybierać w ofercie, jaką mieli. Wygrali ludzie, którzy stronią od populizmu i obiecują trudne reformy. Najbardziej cieszy zaskakujący trzeci wynik Samopomocy, partii postępowego mera Lwowa Andrija Sadowego. To jedyny człowiek w ukraińskiej polityce, który nie ma nic wspólnego ani z oligarchią, ani z Moskwą.
Po trzecie, pokazali wała ekstremie. Prawy Sektor dostał 1,8 proc. głosów. Do progu 5 proc. nie doskoczyła też Swoboda. Tym samym Ukraińcy zadali kłam propagandzie Kremla, która wtłoczyła do głów Rosjanom (i części lewicy na Zachodzie), że to faszyści trzęsą Kijowem.
Wszystko to nie oznacza, że na Ukrainie idzie ku dobremu. Kraj jest rozdarty. Wschód (w regionach, gdzie przeprowadzono głosowanie) dał poparcie ludziom przegnanego z Kijowa byłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Armia broniąca pozycji na froncie (choć formalnie panuje rozejm) jest wyczerpana (dwie trzecie żołnierzy nie głosowało, bo nie mogli zejść ze służby). Gospodarka leży, państwo funkcjonuje tylko dzięki pomocy zagranicznej. Kreml, choć zapowiedział, że uzna wyniki wyborów, jednocześnie legitymizuje głosowanie, jakie w niedzielę separatyści zorganizowali w samozwańczych republikach. No i Putin trzyma rękę na kurku z gazem.
Wiele zależy teraz od Jaceniuka i Poroszenki. Najbliższe miesiące będą testem na ich odpowiedzialność i patriotyzm. Muszą wspólnie przeprowadzić kraj przez morderczy czas reform. Jeśli powtórzą błędy przywódców pomarańczowej rewolucji z 2004 r. i rozpętają kolejną polityczną wojnę w Kijowie, Ukraina jej nie przetrwa.
Po trzecie, pokazali wała ekstremie. Prawy Sektor dostał 1,8 proc. głosów. Do progu 5 proc. nie doskoczyła też Swoboda. Tym samym Ukraińcy zadali kłam propagandzie Kremla, która wtłoczyła do głów Rosjanom (i części lewicy na Zachodzie), że to faszyści trzęsą Kijowem.
Wszystko to nie oznacza, że na Ukrainie idzie ku dobremu. Kraj jest rozdarty. Wschód (w regionach, gdzie przeprowadzono głosowanie) dał poparcie ludziom przegnanego z Kijowa byłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Armia broniąca pozycji na froncie (choć formalnie panuje rozejm) jest wyczerpana (dwie trzecie żołnierzy nie głosowało, bo nie mogli zejść ze służby). Gospodarka leży, państwo funkcjonuje tylko dzięki pomocy zagranicznej. Kreml, choć zapowiedział, że uzna wyniki wyborów, jednocześnie legitymizuje głosowanie, jakie w niedzielę separatyści zorganizowali w samozwańczych republikach. No i Putin trzyma rękę na kurku z gazem.
Wiele zależy teraz od Jaceniuka i Poroszenki. Najbliższe miesiące będą testem na ich odpowiedzialność i patriotyzm. Muszą wspólnie przeprowadzić kraj przez morderczy czas reform. Jeśli powtórzą błędy przywódców pomarańczowej rewolucji z 2004 r. i rozpętają kolejną polityczną wojnę w Kijowie, Ukraina jej nie przetrwa.