Jak to było ze sprawą Nowaka
Dodano:
Sławomir Nowak w procesie karnym został uznany przez sąd za winnego złożenia fałszywego oświadczenia majątkowego. Sędzia, ogłaszając uzasadnienie wyroku, wspomniała, że sprawa zaczęła się od mediów i media ją skończyły.
To fakt. Zaczęło się półtora roku temu od tekstu „Nowak – złote dziecko Tuska” we „Wprost”. I nie chodziło tylko o zegarek. Opisaliśmy w nim, że Nowak bywał w ekskluzywnym klubie Prive, gdzie wynajęcie loży kosztowało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kręcił, twierdząc, iż był tam ledwie raz. Bywał częściej. Właścicielami klubu byli panowie z reklamowej spółki Cam Media, która pracowała dla Platformy, urzędów centralnych i Ministerstwa Transportu, którym Nowak kierował. Nowak był zakolegowany ze współwłaścicielem Cam Media Adamem Michalewiczem.
Po kilku miesiącach trochę światła na charakter tej relacji rzucił fragment rozmowy, którą prowadzili w restauracji Sowa i Przyjaciele prezes PKN Orlen Jacek Krawiec i minister Paweł Graś. Krawiec opowiadał Grasiowi o Nowaku i jego towarzystwie tak: „Za dużo było tego lansiarstwa, to jednak kłuje w oczy. Jak szczerze rozmawiamy, to wiesz, to towarzystwo, z którym on się prowadzał po mieście. Kur... Kiedyś dzwoni do mnie: »Co robisz?«. Ja kończę spotkanie, dziesiąta wieczorem. »To wpadaj do nas, do Charlotte«. Co to, kur..., jest Charlotte? Pytam kogoś potem i się okazuje, że to taki klub hipsterski dla 17-, 18-latków na placu Zbawiciela. Pytam go: »A z kim ty tam jesteś?«, »A z Wawrzynem, Siwym i trenerem z siłowni«. Ja pierd..., co za, kur..., towarzystwo!”. „Siwy” to właśnie Michalewicz z Cam Media. „Wawrzyn” to z kolei Piotr Wawrzynowicz, były działacz młodzieżówki PO.
Z Wawrzynowiczem, krążącym między światem biznesu i partią władzy, Nowaka łączyły bliskie więzi. W tekście sprzed półtora roku ujawniliśmy, że lobbysta i minister wymieniali się drogimi zegarkami. Wyszło na jaw, że Wawrzynowicz kupił zegarek dla polityka w ekskluzywnym salonie przy ulicy Wiejskiej w Warszawie. Nowak tłumaczył, że nie chciał się tam pokazywać, by nie wzbudzać sensacji. Objaśniał, że zegarek był prezentem na 35. urodziny od najbliższych. Szybko wyciągnięto mu, że dostał go, gdy miał na karku prawie... 37 lat. Sędzia w uzasadnieniu stwierdziła, że sposób nabycia zegarka wzbudza wątpliwości.
Minister i wynajęty przez niego mecenas Roman Giertych zareagowali gwałtownie na naszą publikację. Zapowiedzieli, że będą żądać od „Wprost” zabezpieczenia powództwa na kwotę 30 mln zł. Zagrywka ta była próbą zastraszenia wydawcy: zobaczcie, możemy was zniszczyć. Sygnał płynący od władzy do mediów jest porażająco jasny: nie krytykujcie, nie grzebcie w naszych interesach, nie kontrolujcie, bo będziemy was finansowo niszczyli. Na szczęście z tego pomysłu szybko się wycofali, bo wsparły nas inne media. Proces wytoczony przeciwko mnie i tygodnikowi jednak trwa.
Oskarżano nas także, że napisaliśmy tekst na czyjeś zlecenie. Ujawnię więc kulisy tego, jak trafił do nas temat zegarków Nowaka. Oto Michał Majewski wspomniał mi, że jego informator opowiedział o zdziwieniu ówczesnego premiera Donalda Tuska dużą liczbą drogich zegarków, jakie widywał na ręce ministra transportu. Postanowiłem to sprawdzić i poprosiłem fotoedycję, by wyszukali zdjęcia z Nowakiem z ostatnich dwóch lat, na których widać jego zegarki. Premier Donald Tusk miał rację. Okazało się, że Nowak nosił sześć różnych zegarków, w tym hublota all black fusion, który w salonie kosztuje ponad 30 tys. zł. Po prostu poszliśmy tym tropem.
„Mam zbroję zbudowaną z prawdy” – powtarzał w wywiadach Nowak. Z czasem pogrążał się jeszcze bardziej. Jednego z drogich zegarków ze swojej kolekcji nie wpisywał konsekwentnie do oświadczenia majątkowego. Tłumaczył się brakiem świadomości, iż powinien był to zrobić. Znów mijał się z prawdą. Nim wybuchła afera zegarkowa, dziennikarze „Super Expressu” zwracali Nowakowi uwagę, że w oświadczeniu pominął cenną biżuterię. Minister przyznawał im rację, prosił, by zaniechali pisania, a on dopełni obowiązku. Nie zrobił tego jednak. W listopadzie zeszłego roku wypadł z rządu po postawieniu zarzutów przez prokuraturę. Teraz zapadł wyrok.
W tygodniku „Wprost” zwracaliśmy uwagę nie tylko na zegarki byłego ministra. W czerwcu opublikowaliśmy bulwersującą rozmowę Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem, do niedawna potężnym wiceministrem finansów nadzorującym służby skarbowe. Nowak prosił o pomoc w sprawie swojej żony: „Chcą ją trzepać. Cały 2012 r. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy [...]. Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moim rachunkiem”. „Zablokowałem to” – reagował na te słowa Parafianowicz. Przerażony perspektywą kontroli skarbowej Nowak przyznawał Parafianowiczowi, że lekką ręką wypisywał poselskie oświadczenia majątkowe: „Tak naprawdę nigdy się tym nie zajmowałem za bardzo. I spod dużego palca raz 100, raz 80 wpisałem”. Parafianowicz obiecywał, że postara się informacje o kulisach kontroli u żony Nowaka wyciągnąć od „Gośki”. Nowakowi bardzo na tym zależało. Nalegał, by do następnego spotkania z Parafianowiczem doszło w ciągu najbliższych kilku dni.
O tej sprawie zapomniano. Przynajmniej tak sądzą bohaterowie nagrania, którzy nadal się spotykają i ostentacyjnie z sobą bratają. Ostatnio (6 listopada) widziano ich w loży honorowej stadionu Legii na meczu Legia – Metalist Charków.
– Nowak przyjął linię obrony udawania kogoś mniej mądrego, niż się jest w rzeczywistości – stwierdziła sędzia i zacytowała Władysława Bartoszewskiego: „Przecież posłowie nie są analfabetami, umieją czytać i pisać. Oskarżony był osobą wybraną nie tylko przez społeczeństwo, ale przez premiera na ministra w jego rządzie. Nie może ulegać wątpliwości, że od takich osób trzeba wymagać wysokich standardów”. Tego wydaje się nie rozumieć do dzisiaj Nowak i jego partyjni koledzy, którzy nadal trywializują sprawę Nowaka. ■
Po kilku miesiącach trochę światła na charakter tej relacji rzucił fragment rozmowy, którą prowadzili w restauracji Sowa i Przyjaciele prezes PKN Orlen Jacek Krawiec i minister Paweł Graś. Krawiec opowiadał Grasiowi o Nowaku i jego towarzystwie tak: „Za dużo było tego lansiarstwa, to jednak kłuje w oczy. Jak szczerze rozmawiamy, to wiesz, to towarzystwo, z którym on się prowadzał po mieście. Kur... Kiedyś dzwoni do mnie: »Co robisz?«. Ja kończę spotkanie, dziesiąta wieczorem. »To wpadaj do nas, do Charlotte«. Co to, kur..., jest Charlotte? Pytam kogoś potem i się okazuje, że to taki klub hipsterski dla 17-, 18-latków na placu Zbawiciela. Pytam go: »A z kim ty tam jesteś?«, »A z Wawrzynem, Siwym i trenerem z siłowni«. Ja pierd..., co za, kur..., towarzystwo!”. „Siwy” to właśnie Michalewicz z Cam Media. „Wawrzyn” to z kolei Piotr Wawrzynowicz, były działacz młodzieżówki PO.
Z Wawrzynowiczem, krążącym między światem biznesu i partią władzy, Nowaka łączyły bliskie więzi. W tekście sprzed półtora roku ujawniliśmy, że lobbysta i minister wymieniali się drogimi zegarkami. Wyszło na jaw, że Wawrzynowicz kupił zegarek dla polityka w ekskluzywnym salonie przy ulicy Wiejskiej w Warszawie. Nowak tłumaczył, że nie chciał się tam pokazywać, by nie wzbudzać sensacji. Objaśniał, że zegarek był prezentem na 35. urodziny od najbliższych. Szybko wyciągnięto mu, że dostał go, gdy miał na karku prawie... 37 lat. Sędzia w uzasadnieniu stwierdziła, że sposób nabycia zegarka wzbudza wątpliwości.
Minister i wynajęty przez niego mecenas Roman Giertych zareagowali gwałtownie na naszą publikację. Zapowiedzieli, że będą żądać od „Wprost” zabezpieczenia powództwa na kwotę 30 mln zł. Zagrywka ta była próbą zastraszenia wydawcy: zobaczcie, możemy was zniszczyć. Sygnał płynący od władzy do mediów jest porażająco jasny: nie krytykujcie, nie grzebcie w naszych interesach, nie kontrolujcie, bo będziemy was finansowo niszczyli. Na szczęście z tego pomysłu szybko się wycofali, bo wsparły nas inne media. Proces wytoczony przeciwko mnie i tygodnikowi jednak trwa.
Oskarżano nas także, że napisaliśmy tekst na czyjeś zlecenie. Ujawnię więc kulisy tego, jak trafił do nas temat zegarków Nowaka. Oto Michał Majewski wspomniał mi, że jego informator opowiedział o zdziwieniu ówczesnego premiera Donalda Tuska dużą liczbą drogich zegarków, jakie widywał na ręce ministra transportu. Postanowiłem to sprawdzić i poprosiłem fotoedycję, by wyszukali zdjęcia z Nowakiem z ostatnich dwóch lat, na których widać jego zegarki. Premier Donald Tusk miał rację. Okazało się, że Nowak nosił sześć różnych zegarków, w tym hublota all black fusion, który w salonie kosztuje ponad 30 tys. zł. Po prostu poszliśmy tym tropem.
„Mam zbroję zbudowaną z prawdy” – powtarzał w wywiadach Nowak. Z czasem pogrążał się jeszcze bardziej. Jednego z drogich zegarków ze swojej kolekcji nie wpisywał konsekwentnie do oświadczenia majątkowego. Tłumaczył się brakiem świadomości, iż powinien był to zrobić. Znów mijał się z prawdą. Nim wybuchła afera zegarkowa, dziennikarze „Super Expressu” zwracali Nowakowi uwagę, że w oświadczeniu pominął cenną biżuterię. Minister przyznawał im rację, prosił, by zaniechali pisania, a on dopełni obowiązku. Nie zrobił tego jednak. W listopadzie zeszłego roku wypadł z rządu po postawieniu zarzutów przez prokuraturę. Teraz zapadł wyrok.
W tygodniku „Wprost” zwracaliśmy uwagę nie tylko na zegarki byłego ministra. W czerwcu opublikowaliśmy bulwersującą rozmowę Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem, do niedawna potężnym wiceministrem finansów nadzorującym służby skarbowe. Nowak prosił o pomoc w sprawie swojej żony: „Chcą ją trzepać. Cały 2012 r. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy [...]. Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moim rachunkiem”. „Zablokowałem to” – reagował na te słowa Parafianowicz. Przerażony perspektywą kontroli skarbowej Nowak przyznawał Parafianowiczowi, że lekką ręką wypisywał poselskie oświadczenia majątkowe: „Tak naprawdę nigdy się tym nie zajmowałem za bardzo. I spod dużego palca raz 100, raz 80 wpisałem”. Parafianowicz obiecywał, że postara się informacje o kulisach kontroli u żony Nowaka wyciągnąć od „Gośki”. Nowakowi bardzo na tym zależało. Nalegał, by do następnego spotkania z Parafianowiczem doszło w ciągu najbliższych kilku dni.
O tej sprawie zapomniano. Przynajmniej tak sądzą bohaterowie nagrania, którzy nadal się spotykają i ostentacyjnie z sobą bratają. Ostatnio (6 listopada) widziano ich w loży honorowej stadionu Legii na meczu Legia – Metalist Charków.
– Nowak przyjął linię obrony udawania kogoś mniej mądrego, niż się jest w rzeczywistości – stwierdziła sędzia i zacytowała Władysława Bartoszewskiego: „Przecież posłowie nie są analfabetami, umieją czytać i pisać. Oskarżony był osobą wybraną nie tylko przez społeczeństwo, ale przez premiera na ministra w jego rządzie. Nie może ulegać wątpliwości, że od takich osób trzeba wymagać wysokich standardów”. Tego wydaje się nie rozumieć do dzisiaj Nowak i jego partyjni koledzy, którzy nadal trywializują sprawę Nowaka. ■