Kogo boją się polscy przedsiębiorcy
Dodano:
Kilka tygodni temu przeprowadziłem serię wywiadów z największymi przedsiębiorcami w kraju. Rozmowy zredagowałem i przesłałem do autoryzacji. Wywiady, które dostałem z powrotem straciły połowę objętości. Co wykasowano?
A na przykład to, że przez błędy kolejnych rządzących doprowadziliśmy do tego, że w Polsce nie tworzy się dobrobytu. - Dla mnie, jako polskiego przedsiębiorcy, jest problemem, że polski rząd de facto wspiera moją zagraniczną konkurencję. - żalił się jeden z przedsiębiorców, którego firma funkcjonuje tuż obok specjalnej strefy ekonomicznej, gdzie jego rywale korzystają z wakacji podatkowych i darmowego gruntu pod inwestycje. - My płacimy podatki po to, żeby zagraniczna konkurencja była u nas z nich zwolniona. To absurd. - dodał.
Akurat wywiady przeprowadzałem przed wyborami samorządowymi, więc spytałem, czy chociaż w kampanii wyborczej politycy nie ocierają się o drzwi firm, obiecując mocne postawienie poprawy.
- Spotykamy się z samorządowcami, szeregowymi posłami z regionu. Chcieliby nam pomóc, ale co oni mogą? Pojadą do Warszawy, gdzie czeka ich partyjny układ. Mają robić tak, jak góra każe albo nie dostaną dobrego miejsca na listach w przyszłych wyborach. - mówił jeden.
- Dla polityka interes przedsiębiorcy jest na trzecim miejscu. Mają blade pojęcie o gospodarce wolnorynkowej i gospodarce globalnej - dodał drugi.
Inny pracodawca nie czekał aż zapuka do niego polityk i sam zawiózł swoje bolączki na Wiejską. Spotkał na sejmowych korytarzach Jana Krzysztofa Bieleckiego, szefa Rady Gospodarczej przy Premierze. Dał mu cały raport, gdzie czarno na białym były wyliczone główne problemy polskiego biznesu. Co z tym zrobił Bielecki? Wziął do ręki, przekartkował w parę sekund i wrzucił z powrotem do teczki. Później już nigdy się nie odezwał.
Mimo usilnych próśb, żeby biznesmeni nie bali się własnych słów, nikt nie zgodził się, żeby te wypowiedzi poszły w druku. –Trochę się wygadaliśmy – powiedzieli później przez telefon. I tak oficjalnie o politykach nikt z nich nic złego nie powiedział. Może teraz do polityków dotrze chociaż echo tamtych szczerych rozmów.
Akurat wywiady przeprowadzałem przed wyborami samorządowymi, więc spytałem, czy chociaż w kampanii wyborczej politycy nie ocierają się o drzwi firm, obiecując mocne postawienie poprawy.
- Spotykamy się z samorządowcami, szeregowymi posłami z regionu. Chcieliby nam pomóc, ale co oni mogą? Pojadą do Warszawy, gdzie czeka ich partyjny układ. Mają robić tak, jak góra każe albo nie dostaną dobrego miejsca na listach w przyszłych wyborach. - mówił jeden.
- Dla polityka interes przedsiębiorcy jest na trzecim miejscu. Mają blade pojęcie o gospodarce wolnorynkowej i gospodarce globalnej - dodał drugi.
Inny pracodawca nie czekał aż zapuka do niego polityk i sam zawiózł swoje bolączki na Wiejską. Spotkał na sejmowych korytarzach Jana Krzysztofa Bieleckiego, szefa Rady Gospodarczej przy Premierze. Dał mu cały raport, gdzie czarno na białym były wyliczone główne problemy polskiego biznesu. Co z tym zrobił Bielecki? Wziął do ręki, przekartkował w parę sekund i wrzucił z powrotem do teczki. Później już nigdy się nie odezwał.
Mimo usilnych próśb, żeby biznesmeni nie bali się własnych słów, nikt nie zgodził się, żeby te wypowiedzi poszły w druku. –Trochę się wygadaliśmy – powiedzieli później przez telefon. I tak oficjalnie o politykach nikt z nich nic złego nie powiedział. Może teraz do polityków dotrze chociaż echo tamtych szczerych rozmów.