Platforma dryfuje, aż nóż w wodzie się otwiera
Dodano:
PO nie jest przyjazna przedsiębiorcom, nie zrealizowała obietnic, nie reformuje, nie ma wizji – padają zarzuty. Jednak pojawia się pytanie – a po co ma być przyjazna, po co ma realizować, reformować?
Oczywiście liderzy PO powinni mieć wizje godne mężów stanu, powinni odbiurokratyzować co się da, obniżyć i uprościć podatki, zreformować wymiar sprawiedliwości itd., itp. Tylko że i bez tego Platforma rządzi drugą kadencję i kto wie, może porządzi też trzecią.
Już po paru pierwszych miesiącach pierwszej kadencji obecnej koalicji było widoczne, że preferuje ona styl, który został później określony jako polityka ciepłej wody w kranie. Od tego określenia Donald Tusk bynajmniej się nie odżegnywał. „Wolę politykę, która gwarantuje, jak niektórzy mówili złośliwie, ciepłą wodę w kranie” – powtarzał. Hydrauliczna polityka polegała na tym, że dopóki leci woda z kranu, dopóty nie zajmujemy się konserwacją i naprawami rurociągów. Leci, to leci. Jak coś zacznie przeciekać, to się tym zajmiemy.
Platforma od lat przypominała więc łajbę, która płynie dokąd ją prąd poniesie. Czasem ktoś majtnie prawym skrzydłem, czasem lewym. Pogoda ładna, woda ciepła, słonko przygrzewa, moczymy nogi. Dopiero gdy pojawia się na dnie łajby przeciek, zaczyna się gorączkowe wylewanie wody za burtę i zatykanie szpary. Już zatkana? Znowu sucho? Płyniemy dalej.
A po co płyniemy? Tu się przypomina zwrot z filmu „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego: „Płynie się po to, aby płynąć”. I nie ma się co wysilać wracaniem do obietnic i ideowych źródeł. Jak pisał Lec, „by dojść do źródła, trzeba płynąć pod prąd” – a to oznacza duży wysiłek przy wiosłowaniu. Łatwiej kreatywną księgowością zatykać dziurę budżetową, niż wykonywać trudne manewry z podatkami.
Filozofia dryfowania w ciepłej wodzie z kranu może oburzać, jednak politycznie była do tej pory opłacalna. Lubiąca policzalne argumenty klasa średnia dopiero zaczyna krzepnąć, prawie 2 mln co bardziej energicznych Polaków mogących być zarzewiem niezadowolenia wyemigrowało, setki tysięcy przedsiębiorców narzeka, ale jakoś nie pali się do popierania alternatywnych partii, miliony ludzi zatrudnionych w sektorze publicznym też nie manifestuje w imię reform. Niby każdy sarka, ale kto tak naprawdę tęskni do poznawania zawiłości ekonomicznych i prawnych czy cywilizacyjnych wyzwań?
Bo też poziom otrzaskania z cywilizacją jest u nas, powiedzmy sobie szczerze, różny. Tak się składa, że numer mojego telefonu komórkowego jest bliźniaczo podobny do numeru automatycznej poczty głosowej jednego z operatorów. I parę razy dziennie odbieram połączenia, prowadząc mniej więcej taki dialog:
- Dzień dobry, słucham?
- Dzień dobry… Dostałem wiadomość, że mam wiadomość na poczcie…
- To proszę zadzwonić na pocztę.
- Ale właśnie oddzwaniam na moją pocztę.
- Ale nie jestem pana automatyczną pocztą głosową.
- Jak to nie... To z kim rozmawiam?
- Ze mną. Źle pan wybrał numer, proszę zadzwonić na swoją pocztę.
- Ale ja miałem taki numer, więc oddzwaniam…
I tak dalej. Dla jasności – takie dialogi prowadzę również z najwyraźniej młodymi ludźmi. To jak tu teraz mówić o cywilizacyjnych i gospodarczych wyzwaniach?
Dlatego zdecydowana większość polityków – niezależnie od partyjnych barw - woli posługiwać się sloganami, mówić o obniżaniu podatków i podwyższaniu świadczeń socjalnych bez wdawania się w szczegóły jak zamierzają godzić ogień z wodą. Oczywiście są politycy potrafiący mówić bardziej konkretnie, a nawet za bardzo, bo na ogół obca jest im anglosaska swoboda przekazywania trudnych kwestii ludzkim językiem.
Jeden z prominentnych polityków koalicji lubi zamieszczać na portalu społecznościowym wpisy mające świadczyć o tym, jak jest pysznie. Oto próbka: „W styczniu Polska spełniała dwa kryteria konwergencji nominalnej konieczne, by wejść do strefy euro. Ale to za mało! W styczniu Polska spełniała kryterium inflacji i stóp procentowych spośród kryteriów konwergencji nominalnej, wymaganych od państw chcących przyjąć euro, wynika z marcowego Monitora konwergencji nominalnej. W lutym Polska wraz z Hiszpanią i Węgrami tworzyła grupę referencyjną dla kryterium stabilności cen, czyli grupę trzech państw o najmniejszej zmienności cen. Średnia 12-miesięczna inflacja HICP w Polsce wyniosła -0,2% (historycznie najniższy poziom) i była niższa o 1,4 pkt. proc. od wartości referencyjnej”.
Rzecz jasna, żaden rozsądny polityk niezależnie od poglądów nie będzie przekonywał wyborców konwergencją nominalną podlaną inflacją HICP, bo czegoś takiego po gorzałce nawet się nie zrozumie. Wystarczy mówić: „Obniżymy podatki, podwyższymy wydatki, ograniczymy biurokrację, pogonimy złodziei zwiększając kontrole”. Jedyne różnice do zaakcentowania będą dotyczyć spraw ideologicznych, światopoglądowych i katastrofy smoleńskiej. Bo grzeją emocje i są łatwe do przyswojenia.
I tak płyniemy, byle do wyborów, byle dalej móc dryfować, za łaskawym przyzwoleniem elektoratów. Możliwie spokojnie, najmniejszym wysiłkiem. Do czasu, aż znów rozlegnie się okrzyk z jednej z scen „Noża w wodzie”: „Andrzej! Krokodyl bańki puszcza!”.
Już po paru pierwszych miesiącach pierwszej kadencji obecnej koalicji było widoczne, że preferuje ona styl, który został później określony jako polityka ciepłej wody w kranie. Od tego określenia Donald Tusk bynajmniej się nie odżegnywał. „Wolę politykę, która gwarantuje, jak niektórzy mówili złośliwie, ciepłą wodę w kranie” – powtarzał. Hydrauliczna polityka polegała na tym, że dopóki leci woda z kranu, dopóty nie zajmujemy się konserwacją i naprawami rurociągów. Leci, to leci. Jak coś zacznie przeciekać, to się tym zajmiemy.
Platforma od lat przypominała więc łajbę, która płynie dokąd ją prąd poniesie. Czasem ktoś majtnie prawym skrzydłem, czasem lewym. Pogoda ładna, woda ciepła, słonko przygrzewa, moczymy nogi. Dopiero gdy pojawia się na dnie łajby przeciek, zaczyna się gorączkowe wylewanie wody za burtę i zatykanie szpary. Już zatkana? Znowu sucho? Płyniemy dalej.
A po co płyniemy? Tu się przypomina zwrot z filmu „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego: „Płynie się po to, aby płynąć”. I nie ma się co wysilać wracaniem do obietnic i ideowych źródeł. Jak pisał Lec, „by dojść do źródła, trzeba płynąć pod prąd” – a to oznacza duży wysiłek przy wiosłowaniu. Łatwiej kreatywną księgowością zatykać dziurę budżetową, niż wykonywać trudne manewry z podatkami.
Filozofia dryfowania w ciepłej wodzie z kranu może oburzać, jednak politycznie była do tej pory opłacalna. Lubiąca policzalne argumenty klasa średnia dopiero zaczyna krzepnąć, prawie 2 mln co bardziej energicznych Polaków mogących być zarzewiem niezadowolenia wyemigrowało, setki tysięcy przedsiębiorców narzeka, ale jakoś nie pali się do popierania alternatywnych partii, miliony ludzi zatrudnionych w sektorze publicznym też nie manifestuje w imię reform. Niby każdy sarka, ale kto tak naprawdę tęskni do poznawania zawiłości ekonomicznych i prawnych czy cywilizacyjnych wyzwań?
Bo też poziom otrzaskania z cywilizacją jest u nas, powiedzmy sobie szczerze, różny. Tak się składa, że numer mojego telefonu komórkowego jest bliźniaczo podobny do numeru automatycznej poczty głosowej jednego z operatorów. I parę razy dziennie odbieram połączenia, prowadząc mniej więcej taki dialog:
- Dzień dobry, słucham?
- Dzień dobry… Dostałem wiadomość, że mam wiadomość na poczcie…
- To proszę zadzwonić na pocztę.
- Ale właśnie oddzwaniam na moją pocztę.
- Ale nie jestem pana automatyczną pocztą głosową.
- Jak to nie... To z kim rozmawiam?
- Ze mną. Źle pan wybrał numer, proszę zadzwonić na swoją pocztę.
- Ale ja miałem taki numer, więc oddzwaniam…
I tak dalej. Dla jasności – takie dialogi prowadzę również z najwyraźniej młodymi ludźmi. To jak tu teraz mówić o cywilizacyjnych i gospodarczych wyzwaniach?
Dlatego zdecydowana większość polityków – niezależnie od partyjnych barw - woli posługiwać się sloganami, mówić o obniżaniu podatków i podwyższaniu świadczeń socjalnych bez wdawania się w szczegóły jak zamierzają godzić ogień z wodą. Oczywiście są politycy potrafiący mówić bardziej konkretnie, a nawet za bardzo, bo na ogół obca jest im anglosaska swoboda przekazywania trudnych kwestii ludzkim językiem.
Jeden z prominentnych polityków koalicji lubi zamieszczać na portalu społecznościowym wpisy mające świadczyć o tym, jak jest pysznie. Oto próbka: „W styczniu Polska spełniała dwa kryteria konwergencji nominalnej konieczne, by wejść do strefy euro. Ale to za mało! W styczniu Polska spełniała kryterium inflacji i stóp procentowych spośród kryteriów konwergencji nominalnej, wymaganych od państw chcących przyjąć euro, wynika z marcowego Monitora konwergencji nominalnej. W lutym Polska wraz z Hiszpanią i Węgrami tworzyła grupę referencyjną dla kryterium stabilności cen, czyli grupę trzech państw o najmniejszej zmienności cen. Średnia 12-miesięczna inflacja HICP w Polsce wyniosła -0,2% (historycznie najniższy poziom) i była niższa o 1,4 pkt. proc. od wartości referencyjnej”.
Rzecz jasna, żaden rozsądny polityk niezależnie od poglądów nie będzie przekonywał wyborców konwergencją nominalną podlaną inflacją HICP, bo czegoś takiego po gorzałce nawet się nie zrozumie. Wystarczy mówić: „Obniżymy podatki, podwyższymy wydatki, ograniczymy biurokrację, pogonimy złodziei zwiększając kontrole”. Jedyne różnice do zaakcentowania będą dotyczyć spraw ideologicznych, światopoglądowych i katastrofy smoleńskiej. Bo grzeją emocje i są łatwe do przyswojenia.
I tak płyniemy, byle do wyborów, byle dalej móc dryfować, za łaskawym przyzwoleniem elektoratów. Możliwie spokojnie, najmniejszym wysiłkiem. Do czasu, aż znów rozlegnie się okrzyk z jednej z scen „Noża w wodzie”: „Andrzej! Krokodyl bańki puszcza!”.