Stonoga i prawo silniejszego

Dodano:
Pan Stonoga zatrząsł Polską. Po chwilowej dezorientacji (prokuratorzy wiedzieli, że popełnił przestępstwo, ale jakie? Sugerowali naruszenie przez podejrzanego przepisów o ochronie danych osobowych!) prowadzone jest postępowanie w przedmiocie podejrzenia popełnienia przestępstwa z art. 241 §1 kodeksu karnego: „Kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.” Niewątpliwie zostały rozpowszechnione wiadomości z postępowania przygotowawczego, pan Zbigniew Stonoga twierdzi, że ujawniał już wiadomości rozpowszechnione. To bez znaczenia.
Oglądamy spektakl, który pokazuje jednocześnie patologie systemu politycznego i prawnego.

O kompromitujących nagraniach wiemy od roku. Gazety publikowały ich treść. Skandaliczną: dodruk pieniędzy w zamian za zmiany w rządzie, niekompetencja komisarza Unii Europejskiej, która oświadcza, że nie potrafiłaby prowadzić nawet małej spółki, itp. itd. I co? Żadnej reakcji. Większość sejmowa nie dopuszcza do powołania sejmowej komisji śledczej, która mogłaby wyjaśnić „aferę podsłuchową”. I dopiero bohaterska publikacja Zbigniewa Stonogi powoduje dymisje w rządzie (dla dobra partii).

Rację mają ci, którzy wskazują kompromitacje prokuratury na wielu poziomach tej sprawy: kompromitację dotyczącą danych osobowych szefa służby specjalnej, dotyczącą „niezależności„ prokuratury, braku reakcji na treści nagrań budzących podejrzenie o nadużycie władzy. Mało kto jednak zwrócił uwagę na dwie okoliczności.

Pierwsza: przecież ujawnione akta dotyczą śledztwa, w którym dymisjonowani politycy mieli status pokrzywdzonych przestępstwem. Przestępstwem polegającym na posługiwaniu się urządzeniem podsłuchowym w celu uzyskania informacji , do której nie jest się uprawnionym (art.267 §3 kk). Takie postępowanie toczy się na wniosek pokrzywdzonych (art.267 § 5 kk). Pomijając jednak fakt, że skompromitowani politycy zapewne sami chcieli tego postępowania, prokuratorzy przesłuchując ich na okoliczności związane z treścią rozmów przekroczyli swoje uprawnienia. Dzieje się tak nader często i jest pozostałością po omnipotencji państwa totalitarnego, z której trybów aparat ścigania nie uwolnił się do tej pory. Zamiast pytać o to, czy pokrzywdzony rozpoznaje swój głos na nagraniu, ewentualnie o czas, miejsce czy autora nagrania dzielni śledczy szeroko zarzucili sieci pytań o .. treści rozmów. Czyli z ostrożności, żeby się nie narazić władzy wykonawczej (bo prokurator jest przecież od niej niezależny), nie wszczynamy postępowań w sprawach ujawnionych w treściach rozmów nadużyć, ale potem, na wszelki wypadek, w sprawie dotyczącej czego innego (ustalenia, czy doszło do przestępstwa formalnego, czyli wyjaśnienia, czy doszło do posłużenia się urządzeniem podsłuchowym) ustalamy treść rozmów, nie wiadomo co się nam przyda. Nie bronię pokrzywdzonych dymisjonowanych (i tych jeszcze niedymisjonowanych) polityków, ale treść rozmów dla ustalenia faktu popełnienia przestępstwa z art.267 §3 k.k. nie ma żadnego znaczenia. A ponieważ przesłuchania w ujawnionych przez pana Stonogę aktach wykraczały poza przedmiot postępowania, optymizm pana prokuratora Seremeta, że prokuratura działała prawidłowo, jest słabo uzasadniony.

Okoliczność druga jest znacznie poważniejsza. Oto obywatele z uwagą patrzą, jak cały aparat państwa zaangażowany jest w ściganie pana Zbigniewa Stonogi, następnie sekunduje którejś ze stron gdy państwo i jego (nasz?) aparat blokuje (czy na pewno legalnie?) ujawnione w sieci internetowej zdjęcia akt. Później awantura w Sejmie, Premier ogłasza dymisje ministrów i Marszałka Sejmu. Dlaczego to tak ważne? Bo doszło do popełnienia przestępstwa z art.241 k.k., rozpowszechniono treść akt postępowania przygotowawczego zanim zostały ujawnione przed sądem. Oburzeni są wszyscy.
Praktyka rozpowszechniania publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, o którą podejrzewany jest pan Stonoga i która wywołała tak spektakularne działania licznych organów państwa, była do niedawna powszechnie stosowana przez … policję i prokuraturę. Nie wiem czy po to, aby pochwalić się przed wyborcami sukcesem, żeby pokazać, że realizują program naprawy państwa, walczą z patologią, czy też po to, żeby odpowiednio ukształtować opinię publiczną (w tym sądu) co do potrzeby stosowania aresztu i wydania odpowiedniego wyroku.

Pisma do Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego w sprawie zbadania prawidłowości tej praktyki nie wywołały jednak tej samej reakcji co działanie pana Stonogi. Wręcz przeciwnie, skończyło się na krótkim wyjaśnieniu, że wprawdzie wiadomości takie nie powinny być ujawniane prasie, ale … konstytucja zapewnia obywatelom prawo dostępu do informacji (teksty pism i odpowiedzi do wglądu). O ile wiem żaden z policjantów nie stracił pracy, żaden z prokuratorów nie spotkał się z zarzutami ani postępowaniem dyscyplinarnym.

Krótko mówiąc urzędnicy państwowi, jakimi są policjant i prokurator, mogą bezkarnie ujawniać wiadomości z postępowania przygotowawczego zanim zostaną ujawnione przed sądem, bo obywatele mają konstytucyjne prawo prawo dostępu do informacji. Prawo to wobec urzędników państwowych w zrozumiały tylko dla wybranych sposób sprawia, że prokurator ujawniając dziennikarzowi wiadomości z postępowania przygotowawczego zanim zostaną ujawnione przed sądem nie popełnia przestępstwa, ale pan Stonoga, będąc podejrzanym o to samo, jest ścigany przez wszystkie służby. A przecież ci sami obywatele mają prawo (konstytucyjne!) dostępu do informacji. Widocznie z uwagi na interes rządu i jego ministrów prawo to doznaje jakiegoś ograniczenia, czekamy na mądre wyjaśnienia.

Pan Stonoga zadbał po swojemu o nasze prawo do informacji. Ale ponieważ nie jest policjantem ani prokuratorem, w jego sprawie pisma od Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego zawierały będą wyjaśnienie odwrotne. Zgodnie z prawem silniejszego.

Proponuję test. Ile razy prasa przynosi nam wiadomości z postępowania przygotowawczego pytajmy odpowiedniego prokuratora, kto, na jakiej podstawie i za czyją zgodą te wiadomości rozpowszechnił. Ale sami musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, po co (albo za co) to zrobił?

www.wawak.eu/informacje
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...