Okręty podwodne bronią Macierewicza
Dodano:
Antoni Macierewicz jako szef MON musi rozstrzygnąć przetarg na śmigłowce dla armii, który ostro krytykował. Jeżeli przetarg unieważni, może zostać skrytykowany za osłabianie sojuszu z Francją, bo to jej śmigłowce wybrało poprzednie kierownictwo. Może, ale nie musi, gdyż Francja oferuje nam też okręty podwodne z pociskami manewrującymi.
Okręty podwodne z pociskami manewrującymi i flota nowoczesnych śmigłowców wojskowych będą poważnie odstraszały potencjalnego agresora - pozdrawlaju was, prezident Putin. Co prawda teraz panuje raczej moda na straszenie Antonim Macierewiczem, jednak nie jego przestraszy się ktoś, kto w przypływie szaleństwa zechce zaatakować Polskę.
Jeżeli chodzi o przetarg na śmigłowce wielozadaniowe, MON zadecydowało o wybraniu do testowania francuskie śmigłowce Caracal (Airbus Helicopters) i odrzuciło z powodów formalnych oferty złożone przez zakład PZL-Świdnik, który proponował śmigłowce AW149 oraz PZL Mielec z jego śmigłowcami Black Hawk.
Przebieg wartego 13 mld zł przetargu wzbudził tak ogromne kontrowersje i protesty, że przed wyborami w mediach pojawiły się nowe, rozpaczliwe próby uzasadnienia zakupu Caracali. Trzeba je kupić, aby wzmocnić polityczno-gospodarczy sojusz z Francją – głoszono. Teza jest naiwna, bo oparta na przekonaniu, że jak Polska kupi uzbrojenie za granicą (nawet kosztem własnych producentów) to ten ktoś będzie Polskę popierał w różnych innych sprawach.
Ale nawet zakładając, że poprzez zakupy uzbrojenia można kupować sojusze, to taki argument też nie działa na korzyść Caracali, bo na stole leży francuska oferta zakupu trzech okrętów podwodnych typu Scorpene z pociskami manewrującymi, złożona przez koncern DCNS. Koncern jako jedyny oferuje okręty wraz z pociskami i tzw. kodami źródłowymi, co gwarantuje możliwość suwerennego określania przez nasze Siły Zbrojne celów ataku.
Co równie ważne, zakup francuskich okrętów podwodnych może łączyć się z pobudzeniem gospodarki i z nowymi miejscami pracy. DCNS jest gotowy zainwestować w polski przemysł zbrojeniowy i podnieść z upadku gdyńską Stocznię Marynarki Wojennej. Francuzi zapewniają, że chcą przekazywać swą wiedzę podczas budowy okrętów. Ponieważ serwisowania jednostki najlepiej uczyć się podczas jej budowy, drugi i trzeci okręt planują zbudować w Polsce.
Tak korzystnej oferty nikt nie złożył, co nie znaczy, że została przyjęta. MON wypichciło nawet koncepcję zakupu okrętów z Norwegią i/lub Holandią oraz zaczęło sondować USA o możliwość nabycia pocisków Tomahawk. Amerykanie do tej pory sprzedali je jedynie Wielkiej Brytanii i gdyby nawet zgodzili się sprzedać nam, to bez możliwości swobodnego określania celów. A jeśli ich nie sprzedadzą, to do „wspólnych” okrętów musielibyśmy szukać pocisków w innych państwach, np. we Francji. Tyle, że osobny zakup byłby znacznie droższy. Logiki w tym za grosz, choć na okręty mamy wydać ponad 7,5 mld zł.
Przyjmując ofertę DCNS, Antoni Macierewicz nie tylko wytrąciłby ostatni argument o konieczności kupowania sojuszu z Francją poprzez zakup Caracali. Przede wszystkim stworzyłby szansę na rozwój polskiego przemysłu zbrojeniowego w branżach lotniczej (PZL-Świdnik, PZL Mielec) i morskiej (Stocznia Marynarki Wojennej). Oraz strategicznie wzmocniłby polski potencjał odstraszania. Okręty podwodne mogą niewykryte spoczywać tygodniami na dnie Bałtyku zaś pociski manewrujące są bardzo trudne do zestrzelenia i trafiają w cele do 1 tys. km z dokładnością do kilkudziesięciu metrów. Przy czym siła ich rażenia odpowiada sile rażenia małego ładunku nuklearnego.
Zamiast straszyć nowym szefem MON, lepiej pomyśleć o odstraszaniu potencjalnych agresorów. Takie myślenie jest trudniejsze, ale nie warto się go bać.
Jeżeli chodzi o przetarg na śmigłowce wielozadaniowe, MON zadecydowało o wybraniu do testowania francuskie śmigłowce Caracal (Airbus Helicopters) i odrzuciło z powodów formalnych oferty złożone przez zakład PZL-Świdnik, który proponował śmigłowce AW149 oraz PZL Mielec z jego śmigłowcami Black Hawk.
Przebieg wartego 13 mld zł przetargu wzbudził tak ogromne kontrowersje i protesty, że przed wyborami w mediach pojawiły się nowe, rozpaczliwe próby uzasadnienia zakupu Caracali. Trzeba je kupić, aby wzmocnić polityczno-gospodarczy sojusz z Francją – głoszono. Teza jest naiwna, bo oparta na przekonaniu, że jak Polska kupi uzbrojenie za granicą (nawet kosztem własnych producentów) to ten ktoś będzie Polskę popierał w różnych innych sprawach.
Ale nawet zakładając, że poprzez zakupy uzbrojenia można kupować sojusze, to taki argument też nie działa na korzyść Caracali, bo na stole leży francuska oferta zakupu trzech okrętów podwodnych typu Scorpene z pociskami manewrującymi, złożona przez koncern DCNS. Koncern jako jedyny oferuje okręty wraz z pociskami i tzw. kodami źródłowymi, co gwarantuje możliwość suwerennego określania przez nasze Siły Zbrojne celów ataku.
Co równie ważne, zakup francuskich okrętów podwodnych może łączyć się z pobudzeniem gospodarki i z nowymi miejscami pracy. DCNS jest gotowy zainwestować w polski przemysł zbrojeniowy i podnieść z upadku gdyńską Stocznię Marynarki Wojennej. Francuzi zapewniają, że chcą przekazywać swą wiedzę podczas budowy okrętów. Ponieważ serwisowania jednostki najlepiej uczyć się podczas jej budowy, drugi i trzeci okręt planują zbudować w Polsce.
Tak korzystnej oferty nikt nie złożył, co nie znaczy, że została przyjęta. MON wypichciło nawet koncepcję zakupu okrętów z Norwegią i/lub Holandią oraz zaczęło sondować USA o możliwość nabycia pocisków Tomahawk. Amerykanie do tej pory sprzedali je jedynie Wielkiej Brytanii i gdyby nawet zgodzili się sprzedać nam, to bez możliwości swobodnego określania celów. A jeśli ich nie sprzedadzą, to do „wspólnych” okrętów musielibyśmy szukać pocisków w innych państwach, np. we Francji. Tyle, że osobny zakup byłby znacznie droższy. Logiki w tym za grosz, choć na okręty mamy wydać ponad 7,5 mld zł.
Przyjmując ofertę DCNS, Antoni Macierewicz nie tylko wytrąciłby ostatni argument o konieczności kupowania sojuszu z Francją poprzez zakup Caracali. Przede wszystkim stworzyłby szansę na rozwój polskiego przemysłu zbrojeniowego w branżach lotniczej (PZL-Świdnik, PZL Mielec) i morskiej (Stocznia Marynarki Wojennej). Oraz strategicznie wzmocniłby polski potencjał odstraszania. Okręty podwodne mogą niewykryte spoczywać tygodniami na dnie Bałtyku zaś pociski manewrujące są bardzo trudne do zestrzelenia i trafiają w cele do 1 tys. km z dokładnością do kilkudziesięciu metrów. Przy czym siła ich rażenia odpowiada sile rażenia małego ładunku nuklearnego.
Zamiast straszyć nowym szefem MON, lepiej pomyśleć o odstraszaniu potencjalnych agresorów. Takie myślenie jest trudniejsze, ale nie warto się go bać.