Technologia – moja przyjaciółka

Dodano:
Dziś jestem w lekkim nastroju. Dlaczego, zapytacie? Bo mam już za sobą świąteczno–noworoczne lenistwo. To znaczy... nie mam na myśli tego, że w święta nic się nie robi, bo – jak by to powiedzieć – niezależnie od tego jak bardzo nowoczesne i pracujące byśmy nie były i tak to od nas w dużym stopniu zależy jakość świątecznego nastroju i rodzinnych obchodów (pewnie wiecie, co mam na myśli). Chodzi mi raczej o lenistwo, które dotyka resztę naszych rodzin. Siedzenie, jedzenie, popijanie i oglądanie pozostawia tych bardziej aktywnych z nas w czymś w rodzaju samotności... Ta samotność kończy się w naturalny sposób, kiedy wszyscy wracają do szkół i prac. Ale może też się skończyć, gdy przekroczymy granice lenistwa i wspólnie z innymi takimi jak my weźmiemy się do ćwiczenia.

Fakt iż nasi bliscy, zamiast pójść z nami pobiegać będą zalegać na kanapie, nie jest przecież problemem. Już wiele lat temu do butów znanej amerykańskiej firmy można było włożyć elektroniczną „pastylkę” – czujnik, który liczył kroki, komunikował się z odtwarzaczem muzycznym lub smartfonem (nieco później) a te urządzenia pozwalały na synchronizację danych z portalem internetowym (producenta butów) a tam już nietrudno było znaleźć towarzystwo. Bo można było – i wciąż można – pościgać się ze znajomymi, albo na przykład zorganizować wirtualno–realny wyścig z grupą znajomych. Na uczelniach biznesowych, zaangażowanych w analizowanie strategii marketingowych i najnowszych trendów w biznesie, odbywały się wtedy zawody, kto więcej przebiegnie w krótszym czasie: kadra naukowa, czy studenci. Były też biegi na milion kilometrów (sumarycznie) itp...

W każdym bądź razie technologia ma zadziwiającą moc przenoszenia w czasie i przestrzeni. Dzięki coraz bogatszej ofercie urządzeń typu smart-fit i smart–health, w przypadku poczucia oddalenia od jednych ludzi (jak opisany wyżej), możemy stanąć ramię w ramię z innymi, ludźmi, nawet jeśli fizycznie będziemy biegać (lub zdrowieć) w różnych miejscach.

Co więcej, możemy na przykład – i robię to z przyjemnością w trakcie moich służbowych podróży – zapytać innych o ich ulubione trasy biegowe tam, gdzie jedziemy. Bukareszt, Belgrad, Praga czy Bratysława, Berlin czy Nowy Jork – świat pełen jest fajnych pomysłów na bieg. Wystarczy tylko właściwy sprzęt – traker, zsynchronizowany smartfon, ewentualnie ulubiony laptop (od biedy nawet służbowy, bo przecież oprogramowanie wisi na serwerze producenta a panel kontrolny jest tylko pod przeglądarką – a w każdym razie można sobie to tak poustawiać). Aha, no i buty, oczywiście.

Uśmiecham się więc do siebie po nosem jadąc po pracy autem w miejsce, w którym zaczyna się moja ulubiona warszawska trasa biegowa, uśmiecham się kąśliwie, bo już widzę moją wesołą gromadkę, usiłującą zalegać na kanapie w górach, po pierwszych dwóch dniach jazdy na nartach. Będą myśleli, że zatrzymają mnie swoim jęczeniem o zakwasach, a ja tymczasem pojadę sobie na narty bez nich, bo te same pryncypia, które działają dla mojej opaski treningowej przy bieganiu, działają na stokach narciarskich przy moim zegarku treningowym wyposażonym w GPS. Ot, ściągnę sobie na telefon aplikację z mapą terenów w które się wybieramy... i nie będę jeździć sama. Będę się ścigać z innymi, na czas zjazdu trasy, ilość zjechanych kilometrów i liczbę spalonych kalorii... a jak będę miała wątpliwości, którą trasą do domu (no, dobrze, przyznam się, moja gromadka nigdy się nie gubi, mnie – bardzo rzadko, oczywiście, prawie nigdy, ale... – czasem się może przydarzyć, szczególnie w obliczu stresu związanego z zamknięciem – już – za – chwilę kolejek). Kiedyś trzeba było użyć GPS-u, by ściągnąć mnie autem z sąsiedniej doliny, w której utknęłam po zamknięciu wyciągów. To była dobra, śnieżna zima i wszystkie przełęcze były zamknięte, więc Gromadka musiała przejechać pół gór, żeby do mnie dotrzeć... Nowa technologia, moja przyjaciółka, jak zawsze przy mnie w takiej sytuacji.

A wiecie kiedy uśmiecham się jeszcze szerzej? Kiedy myślę o tym, czego w tym roku jeszcze nie zabiorę ze sobą na narty czy na trasę biegową, ale kto wie, może już niedługo znajdzie się w menu moich gadżetów: Nixie, mały sprytny zegareczek, który potrafi odlecieć z nadgarstka, zrobić zdjęcie lub nagrać sekwencję wideo i wrócić na nadgarstek, gdy skończy. Niewiarygodne? No, chyba wielki producent mikroprocesorów nie pomylił się wręczając nagrodę w swoim konkursie... ale żebyście nie mieli żadnych wątpliwości – załączam link. Jak zwykle. I już sobie wyobrażam ich miny, kiedy będą patrzyli jak sama się sfilmowałam jadąc tą czarną trasą...

Zakładajcie fit–smarty i na narty! (Lub uprawiajcie inne sporty!)

  • Na ogół unikam konkretnych nazw (z racji działalności firmy, którą zarządzam), ale to prototyp, więc pozwalam sobie na lekkie odstępstwo od zasady:
    http://flynixie.com

  • Bardzo ciekawy katalog rzeczy, które w wearables wydarzyć się mogą w 2016 możecie znaleźć tutaj:
    http://www.wareable.com/wareable50/best-wearable-tech

  • A gdyby ktoś chciał szerzej spojrzeć na rynek wearables i zrobić na przykład coś po polsku i na nasz rynek, to na tej stronie można zobaczyć jak fajnie rośnie biznes dzięki jednej, przykładowej firmie, która produkuje trakery z otwartym API:
    https://www.fitbit.com/partnership
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...