Matki Biesłanu żądają prawdy (aktl.)

Dodano:
Prokurator generalny FR nie spotkał się z przedstawicielkami społecznego komitetu Matki Biesłanu, od wtorku okupujących budynek Sądu Najwyższego Osetii Płn. we Władykaukazie, w którym jednego z terrorystów.
Po wtorkowym posiedzeniu sądu 11 aktywistek Matek Biesłanu odmówiło opuszczenia sali rozpraw. "Skoro prokuratura nie potrafi wskazać, którzy urzędnicy ponoszą winę za śmierć kilkuset zakładników, niech straż sądowa aresztuje nas - matki, które nie  potrafiły ochronić swoich dzieci" - mówiły.

Domagały się one spotkania z zastępcą prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej Nikołajem Szepielem, a także rzetelnego wyświetlenia okoliczności tragedii i  ukarania wszystkich winnych, zwłaszcza po stronie władz. Nie doczekawszy się, kobiety dobrowolnie opuściły gmach sądu. "To nie było nasze ostatnie słowo. Będziemy dalej walczyły o prawdę"- powiedziała jedna z protestujących Susanna Dudijewa.

Szepiel, który kierują służbami prokuratorskimi w Południowym Okręgu Federalnym i występuje jako oskarżyciel w procesie Kułajewa, kategorycznie odmówił przyjazdu do sądu na spotkanie ze  zdesperowanymi kobietami. Zadeklarował jednak, że gotów jest w  każdej chwili przyjąć je w siedzibie prokuratury i odpowiedzieć na  wszystkie nurtujące je pytania. Matki dzieci, które zginęły lub zostały ranne podczas ataku terrorystów na szkołę uważają, że do tragicznych wydarzeń, które rozegrały się we wrześniu 2004 roku, doprowadziły zaniedbania ze strony władz. Wśród winnych dramatu wymieniają również prezydenta Rosji Władimira Putina. Chcą, aby oprócz Kułajewa przed sądem stanął m.in. były prezydent Osetii Północnej Aleksandr Dzasochow, a także byli szefowie lokalnych struktur Federalnej Służby Bezpieczeństwa i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Podczas wtorkowego posiedzenia sądu, przed którym stanął Nurpasza Kułajew, jedyny schwytany uczestnika zeszłorocznego ataku terrorystycznego na szkołę w Biesłanie, nie brakowało emocji. Po raz pierwszy zeznania składały dzieci.

Uczestniczki protestu noc spędziły w sali rozpraw. Nikt nie  próbował siłą usunąć ich z budynku sądu. Władze Osetii Północnej odmawiają komentarzy do wtorkowych wydarzeń we Władykaukazie.

1 września 2004 roku kaukascy terroryści zajęli szkołę podstawową w Biesłanie, biorąc ponad 1,1 tys. zakładników, głównie dzieci, które brały udział w uroczystej inauguracji roku szkolnego. 3  września siły specjalne wzięły budynek szturmem. Zginęło 318 zakładników, w tym 186 dzieci.

Do zorganizowania ataku na biesłańską szkołę przyznał się Szamil Basajew, radykalny czeczeński dowódca polowy, uważany w Rosji za  terrorystę nr 1.

Okoliczności dramatu bada m.in. specjalna komisja, utworzona przez Dumę Państwową, izbę niższą rosyjskiego parlamentu. Odkłada ona z miesiąca na miesiąc ogłoszenie raportu ze swoich prac.

Jak to się stało, że uzbrojeni po zęby terroryści przejechali przez tyle posterunków w rejonie, który jest jedną wielką bazą wojskową? Jak to się stało, że miejscowe władze nie zdołały usunąć sprzed szkoły uzbrojonych cywilów, którzy w ostatecznym rachunku doprowadzili do chaosu w czasie odbijania budynku? Dlaczego akcja sił specjalnych była tak nieudolna? Czy  snajper zastrzelił terrorystę, który trzymał palec na detonatorze? Czy pożar w sali gimnastycznej, w której terroryści przetrzymywali zakładników, spowodowały miotacze ognia, użyte przez szturmujących? - to tylko część pytań stawianych przez rodziny ofiar tragedii i opinię publiczną w Osetii Północnej.

Matki Biesłanu mówią też, że nie chcą, aby w uroczystościach żałobnych w rocznicę tragedii brał udział jakikolwiek dygnitarz -  czy to z Moskwy, czy z Władykaukazu.

ss, pap

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...