Proces "łowców skór": świadek nie przyszedł
Jak poinformował sędzia Jarosław Papis, żona świadka poinformowała telefonicznie sąd, że jej mąż jest za granicą i nie wiadomo jak długo tam będzie. W związku z tym sąd postanowił zwrócić się do policji o ustalenie czy świadek wyjechał, gdzie przebywa i kiedy wróci. Wezwał też jego żonę do złożenia oświadczenia w sądzie. Świadek już raz bez usprawiedliwienia nie stawił się w sądzie; wtedy dostał 500 zł kary.
Inny wezwany na przesłuchanie świadek - b. lekarz pogotowia - również nie pojawił się w sądzie. Według ustaleń prokuratury, mężczyzna wyjechał na stałe do Szwecji; sąd odstąpił od jego przesłuchania.
ks, pap
Jedyny świadek, który zeznawał na poniedziałkowej rozprawie to b. lekarz, który przez trzy lata pracował w pogotowiu. Świadek opowiadał m.in. o sposobie wypełniania dokumentacji w pogotowiu; mówił, że nie miał zastrzeżeń do pracy oskarżonego sanitariusza Karola B., z którym jeździł w zespole.
Świadek zeznał, że słyszał o handlu informacjami o zgonach, ale sam nigdy nie był tego świadkiem. Według niego, ujawnienie danych osobowych pacjenta nawet po jego śmierci, byłoby złamaniem tajemnicy lekarskiej.
W trakcie rozprawy sąd pytał oskarżonych sanitariuszy o sposób dopisywania pavulonu na receptariuszach (obaj przyznali się ich do fałszowania). Z ich wyjaśnień wynika, że jeden dopisywał ten lek tylko na receptariuszach ze swojego dyżuru; drugi na pozostawionych przez poprzednią zmianę. Obaj zaprzeczyli jednak swoim wyjaśnieniom ze śledztwa, że przekazywali sobie wzajemnie "nadwyżki" uzyskanego w ten sposób pavulonu.
Sąd zakończył w poniedziałek przesłuchiwanie świadków oskarżenia. W ciągu ponad pół roku trwania procesu przesłuchanych zostało kilkudziesięciu m.in. byłych i obecnych pracowników pogotowia, lekarzy ze szpitali oraz członków rodzin zmarłych pacjentów.
Na jednej z najbliższych rozpraw - w czwartek - sąd ma przesłuchać w charakterze świadków obrony byłego dyrektora pogotowia Ryszarda L. oraz b. dyspozytora Tomasza S. - jednego z głównych podejrzanych w nekroaferze.
W toczącym się przed łódzkim sądem okręgowym procesie, na ławie oskarżonych zasiadają dwaj byli sanitariusze i dwaj byli lekarze łódzkiego pogotowia. Dwaj sanitariusze - Andrzej N. i Karol B. - są oskarżeni o zabójstwo w latach 2000-2001, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, łącznie pięciu pacjentów, którym - według prokuratury - mieli podać pavulon (lek zwiotczający mięśnie). Przed sądem żaden nie przyznał się do popełnienia zbrodni (N. przyznał się do nich w trakcie śledztwa). Przyznali się jedynie do przyjmowania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach oraz do fałszowania recept.
Do winy nie przyznają się również dwaj lekarze: Janusz K. i Paweł W., których prokuratura oskarżyła o narażenie w sumie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. Byłym sanitariuszom grozi dożywocie; lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy - do 10 lat więzienia.
Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w sprawie afery w łódzkim pogotowiu.