Biały słoń w rządzie

Dodano:
Sukcesem ministra gospodarki jest sława jego uśmiechu. Jako konferansjer jest świetny, ale z zapowiedzi nic nie wychodzi
Jacek Piechota ma na koncie niewątpliwie jeden sukces: nadal trwa na stanowisku. W ciągu ostatnich lat zmieniali się premierzy, ministrowie i wiceministrowie, a on niezmiennie pozostaje w rządzie. W tej kwestii dowiódł, że jest profesjonalistą i dokładnie wie, co robi - żartują posłowie opozycji. Za to sukcesów w roli ministra gospodarki nie umieją wskazać nawet partyjni koledzy.
Gdy niedawno Marek Belka przyjął dymisję Jerzego Hausnera i zapowiedział comeback Jacka Piechoty, który przez rok był "zdegradowany" do roli wiceministra gospodarki, partyjni koledzy nie mogli się nachwalić "nowego starego" szefa resortu. "To dobry, doświadczony polityk, który zna to ministerstwo" - powtarzał ówczesny szef SLD Józef Oleksy. Gdy jeden z dziennikarzy poprosił, aby wymienił choć kilka sukcesów ministra, były premier na chwilę zamilkł i w końcu poradził, aby zadać to pytanie Piechocie.
W języku angielskim mówi się "operation white elephant" - to określenie sytuacji, gdy ktoś dużo opowiada o ambitnych planach, których później nie realizuje. Ten zwrot, zdaniem byłego kolegi z rządu, świetnie przedstawia charakter Jacka Piechoty. - Tak właśnie było ze wszystkimi największymi projektami, zarówno kontraktami długoterminowymi w energetyce, jak i restrukturyzacją przemysłu stoczniowego albo offsetem - ocenia Wiesław Kaczmarek. Jego zdaniem, resortem gospodarki kierowano bez planu działania, a minister nie chciał się nikomu narazić. - Gdy dochodziło do jakiejś wymiany sprzecznych poglądów, kończył zawsze: "Tak jest, szefie". Za krytykę zabierał się, gdy nie było już szefa - zdradza rządowe tajemnice Kaczmarek, były minister skarbu.

Porażki, czyli sukcesy
- Jeśli mam uczciwie podsumować swoją działalność, to choć zabrzmi to nieskromnie, mogę szczerze powiedzieć, iż nie mam sobie wiele do zarzucenia. W 2001 roku zaczynałem pracę przy stanie gospodarki 0,2 proc. wzrostu PKB. Wtedy sektor po sektorze, kopalnie, huty, Daewoo meldowały mi o upadłości - mówi o sobie Piechota. - Nazywano mnie ministrem do spraw beznadziejnych albo "strażakiem", bo latałem po kraju i gasiłem pożary - dodaje.
Czy sukcesem można nazwać ratowanie przed upadkiem fabryki FSO Daewoo? Minister od czterech lat usiłuje znaleźć inwestora dla firmy. Co kilka miesięcy z dumą ogłaszał, że znalazł zainteresowanego fabryką na Żeraniu. Działania jednak zawsze kończyły się na zapowiedziach. Angielski Rover, jeden z potencjalnych inwestorów, zdążył zbankrutować.
W połowie kwietnia Piechota publicznie obiecywał, że w ciągu kilku dni dojdzie do podpisania umowy sprzedaży 20 proc. akcji FSO kolejnemu chętnemu - ukraińskiej Awto ZAZ. Umowy nie ma do dzisiaj. - Sprawa nie jest sfinalizowana, ale wynegocjowano już tekst umowy między inwestorem a Skarbem Państwa - zapewnia Piechota.
Nie lepiej jest z górnictwem. Mimo restrukturyzacji tego sektora koszty wydobycia wciąż rosną. W pierwszym kwartale 2005 roku dzięki wysokim cenom kopalnie wypracowały 462,4 mln zł zysku, czyli przeszło 170 mln zł więcej niż w tym samym czasie w roku poprzednim. Problem w tym, że koszt produkcji tony węgla zdrożał w tym samym okresie aż o 12,5 proc. (ze 144,9 zł do 163 zł), a spółki węglowe otrzymają w tym roku w sumie przeszło 800 mln zł dotacji.
- Według podręcznikowych definicji, restrukturyzacja to doprowadzenie do trwałej zmiany sytuacji zastanej. Proszę mi pokazać, gdzie to się udało? Górnictwo - mimo koniunktury - wciąż wymaga dotacji. Nie przeprowadzono poważnej redukcji zatrudnienia - ocenia ekspert Centrum im. Adama Smitha Ireneusz Jabłoński. - To, co zrobił resort gospodarki, to tak naprawdę wprowadzenie nowej formy dotowania nieefektywnych przedsiębiorstw - dodaje.
Takie oceny nie psują humoru ministrowi. - W górnictwie zlikwidowaliśmy wszystkie patologie, m.in. obrót barterowy. Wprowadziliśmy pełne rozliczenia gotówkowe. Mimo koniunktury likwidujemy nadwyżki mocy produkcyjnych - przekonuje.

Minister z poczuciem humoru
Eksperci krytykują sposób restrukturyzacji przemysłu stoczniowego. - Zamiast dotacji wprowadzono gwarancje Skarbu Państwa. Nie zmieniono natomiast sposobu organizacji tych firm - zauważa Jabłoński. - Stocznia Szczecińska była bankrutem, w Stoczni Gdynia znaleźliśmy wiele trupów w szafie w postaci różnych niekorzystnych umów. Teraz firmy wchodzą do jednej korporacji - Stocznie Polskie. Udzielona im została pomoc publiczna i mają wszystkie warunki, aby osiągnąć dochód - ripostuje Piechota.
Dokładnie w chwili, gdy minister opowiadał o stoczniach i ich potencjalnym sukcesie, kilkuset pracowników Stoczni Gdańskiej (własność Stoczni Gdynia) uczestniczyło w wiecu przed siedzibą kierownictwa firmy, domagając się m.in. dokapitalizowania stoczni. Dzień wcześniej Komisja Europejska wyraziła wątpliwości, czy Polska powinna była stoczniom przyznać 539 mln euro w ramach pomocy publicznej.
Od czterech lat resort gospodarki bezskutecznie próbuje rozwiązać sprawę kontraktów długoterminowych (tzw. kadetów) na sprzedaż energii. Pierwszą propozycję zakwestionowała Komisja Europejska, uznając zawarte w niej rozwiązania za niedopuszczalną pomoc publiczną. Kolejna propozycja w tej kwestii jest już w Sejmie. I coraz więcej wskazuje na to, że za kilka miesięcy trafi do kosza, bo posłowie nie zdążą jej uchwalić przed wyborami.
Sukcesem, którego nikt nie zakwestionuje, jest restrukturyzacja i sprzedaż Polskich Hut Stali. - To zasługa wiceministra Andrzeja Szarawarskiego, który odpowiadał za tę sprawę - rozwiewa złudzenia Wiesław Kaczmarek.
Jak Jacek Piechota trafił do rządu? Jedni twierdzą, że polecił go w 2001 r. odpowiadający za gospodarkę wicepremier Marek Belka. Inni twierdzą, że stanowisko w rządzie dla Piechoty było rodzajem "serwitutów", które Leszek Miller musiał przyznać najwierniejszym działaczom SLD.
Pewne jest, że minister gospodarki nie należał do zaufanych ludzi Millera. - Jeśli rzeczywiście było jakieś zagrożenie dla energetyki, to [na spotkanie w kancelarii premiera w sprawie Modrzejewskiego i PKN Orlen - przyp. red.] powinien być wezwany on, a nie ja. To tylko świadczy o tym, jak Piechota był traktowany w rządzie - opowiada Kaczmarek.
Nie można odmówić Piechocie poczucia humoru. W 2002 roku na spotkaniu z rządem prezydent Aleksander Kwaśniewski chciał się dowiedzieć, czy jest produkt, o którym pod koniec kadencji Sejmu będzie można powiedzieć, że to "polska Nokia". Jak wspominają uczestnicy spotkania, minister gospodarki, niewiele myśląc, wypalił: "Oscypek!". Na sali rozległa się salwa śmiechu. O niebieskim laserze i bioinsulinie opowiedział prezydentowi inny minister.
Posłowie opozycji, którzy z lubością podkreślają każdą wpadkę polityków, członków rządu, pytani o Piechotę wyraźnie łagodnieją. Co takiego jest w obecnym ministrze gospodarki, że lubią go niemal wszyscy? - On ma dobry wygląd. Stwarza wrażenie profesjonalisty - stwierdza po dłuższym namyśle Artur Zawisza (PiS), członek sejmowej Komisji Gospodarki. - Po prostu "czaruje" wyglądem, choć ten czar po jakimś czasie pryska - dodaje.
Każdy, kto poznał Jacka Piechotę, podkreśla jedno: minister zawsze się uśmiecha, żartuje i stara się być przyjacielski. - To typ kumpla, taki brat łata. Z każdym stara się zaprzyjaźnić. Jeden z posłów tak go charakteryzuje:
- Zawsze śmieje się i żartuje, mam wrażenie, że nawet gdyby zawaliła się gospodarka, to z jego twarzy nie zniknąłby promienny uśmiech.

Wypowiedzi Jacka Piechoty nie były autoryzowane
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...