Alchemia finansów według Bernanke’a
Dodano:
W życiu tylko trzy rzeczy są pewne: śmierć, podatki i inflacja
Etymologia - czyli nauka o pochodzeniu i pierwotnym znaczeniu słów (od gr. Etymon - "prawda") - czasami pozwala nam uzyskać głębszy wgląd w naturę zjawisk. Dotyczy to również tych ze świata ekonomii. Można się zresztą o tym przekonać, studiując etymologię słowa "inflacja". Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego definiuje to pojęcie jako "nieproporcjonalnie silny i stosunkowo szybki ogólny wzrost cen, często z powodu zwiększenia się liczby pieniędzy w obiegu w stosunku do liczby towarów i usług na rynku". W podanej w słowniku etymologii można m.in. przeczytać: łac. inflatio "nadęcie" od inflare "nadymać"; ang. z inflate "wydymać" (sic!) por. deflacja. Jest to postawienie sprawy zaskakująco - jak na szacowny słownik - brutalne, ale trzeba przyznać, że w dużej mierze prawdziwe.
W dzisiejszym świecie zglobalizowanych rynków finansowych krajowy inwestor musi zdawać sobie sprawę nie tylko z istnienia naszej "zwykłej" krajowej inflacji, którą śledzić można, badając raporty NBP o podaży pieniądza (M3 +9,8 proc. r./r. w listopadzie), informacje GUS o dynamice cen detalicznych (+1,6 proc. r./r. w listopadzie), czy też ceny produkcji przemysłowej (-0,9 proc. r./r.). Tym bowiem, co decyduje o nadchodzących zwykle niespodziewanie i ujawniających się w nieoczekiwanych miejscach kolejnych epizodach "nadymania się" cen na rynkach finansowych i późniejszych nieuniknionych kontrakcjach, są procesy inflacyjne zachodzące w skali ogólnoświatowej. Dobrym pretekstem do zatrzymania się na chwilę nad tym zagadnieniem jest oczekiwane w styczniu odejście ze stanowiska po 18 latach służby najsłynniejszego od czasu Poncjusza Piłata urzędnika państwowego (według zabawnego określenia Billa Bonnera - współautora autora książki Empire of Debt), czyli Alana Greenspana.
Na stanowisku szefa amerykańskiego banku centralnego zostanie on zastąpiony przez Bena Bernanke’a zasiadającego w Radzie Gubernatorów Fed od 2002 roku [sylwetkę nowego szefa Fed opisaliśmy w numerze 22 BW - przyp. red.]. W lipcu tego roku Bernanke został mianowany na stanowisko przewodniczącego prezydenckiej rady doradców ekonomicznych (to tyle o niezależności Fed).
Jakiej polityki można się spodziewać po nowym szefie Fed? Wskazówek udzielił sam Bernanke. Zacytujmy w skrócie kluczowy fragment jego wystąpienia sprzed trzech lat: "Niektórzy obserwatorzy doszli do wniosku, że gdy stopa banku centralnego spada do zera, polityka pieniężna traci swą zdolność do dalszego stymulowania całkowitego popytu i gospodarki. Ten wniosek jest w oczywisty sposób błędny.
W rzeczywistości w systemie pieniądza papierowego, rząd (w praktyce bank centralny) powinien zawsze być w stanie wygenerować zwiększone nominalnie wydatki i inflację. Dziś cena złota to ok. 300 USD. Załóżmy, że współczesny alchemik znajdzie sposób produkcji tego kruszcu praktycznie zerowym kosztem. Co stałoby się z ceną złota? Można sądzić, że załamałaby się natychmiast po ogłoszeniu tego odkrycia. Co to ma wspólnego z polityką monetarną? Tak jak złoto amerykańskie dolary mają wartość jedynie w takim zakresie, w jakim ich podaż jest ściśle ograniczona. Jednak rząd USA może wydrukować amerykańskie dolary po praktycznie zerowych kosztach. Zwiększając ilość dolarów w obiegu lub nawet grożąc takim krokiem, rząd USA może zredukować wartość dolara względem dóbr i usług, co jest odpowiednikiem podniesienia dolarowych cen tych dóbr i usług".
No cóż. Trzy lata po wygłoszeniu tego kredo tempo wzrostu cen detalicznych w USA (+4,7 proc. w październiku) było najwyższe od 14 lat, cena złota wynosi już nie 300, lecz około 500 USD (podobnie jest z więkoszością surowców, w tym z ropą naftową), a we wrześniu roczna stawka LIBOR dla USD po raz pierwszy przekroczyła poziom WIBOR dla złotego. Właściwie wszystkie wystąpienia Bernanke’a były ostatnio poświęcone problemowi walki z deflacją. Tymczasem gdy zasiądzie w styczniu w fotelu przewodniczącego Rezerwy Federalnej, skonfrontowany zostanie ze globalnym środowiskiem, w którym problemem jest raczej nadmiar niż niedobór inflacji. Z praktycznego punktu widzenia ten nadmiar inflacji jest odpowiedzialny za doskonałą koniunkturę na rynkach surowców i na giełdach produkujących te surowce gospodarek wschodzących (a więc i na GPW), ale też za ostatnie kłopoty rynków obligacji. Dzięki wzrostowi stóp w USA w mijającym roku dolar był jedną z najmocniejszych walut świata. Dopóki gospodarka USA nie zwolni znacząco, pociągając za sobą w dół stopy procentowe, ten trend może być kontynuowany (do maksymalnie ok. 1,10 EUR/USD).
Rynki walutowe będą jednak pamiętać o "technologii", której istnienie "ujawnił" Ben "Alchemik" Bernanke, co powoduje, że w perspektywie najbliższych lat o amerykańskim dolarze jako atrakcyjnej lokacie kapitału raczej należy zapomnieć.
W dzisiejszym świecie zglobalizowanych rynków finansowych krajowy inwestor musi zdawać sobie sprawę nie tylko z istnienia naszej "zwykłej" krajowej inflacji, którą śledzić można, badając raporty NBP o podaży pieniądza (M3 +9,8 proc. r./r. w listopadzie), informacje GUS o dynamice cen detalicznych (+1,6 proc. r./r. w listopadzie), czy też ceny produkcji przemysłowej (-0,9 proc. r./r.). Tym bowiem, co decyduje o nadchodzących zwykle niespodziewanie i ujawniających się w nieoczekiwanych miejscach kolejnych epizodach "nadymania się" cen na rynkach finansowych i późniejszych nieuniknionych kontrakcjach, są procesy inflacyjne zachodzące w skali ogólnoświatowej. Dobrym pretekstem do zatrzymania się na chwilę nad tym zagadnieniem jest oczekiwane w styczniu odejście ze stanowiska po 18 latach służby najsłynniejszego od czasu Poncjusza Piłata urzędnika państwowego (według zabawnego określenia Billa Bonnera - współautora autora książki Empire of Debt), czyli Alana Greenspana.
Na stanowisku szefa amerykańskiego banku centralnego zostanie on zastąpiony przez Bena Bernanke’a zasiadającego w Radzie Gubernatorów Fed od 2002 roku [sylwetkę nowego szefa Fed opisaliśmy w numerze 22 BW - przyp. red.]. W lipcu tego roku Bernanke został mianowany na stanowisko przewodniczącego prezydenckiej rady doradców ekonomicznych (to tyle o niezależności Fed).
Jakiej polityki można się spodziewać po nowym szefie Fed? Wskazówek udzielił sam Bernanke. Zacytujmy w skrócie kluczowy fragment jego wystąpienia sprzed trzech lat: "Niektórzy obserwatorzy doszli do wniosku, że gdy stopa banku centralnego spada do zera, polityka pieniężna traci swą zdolność do dalszego stymulowania całkowitego popytu i gospodarki. Ten wniosek jest w oczywisty sposób błędny.
W rzeczywistości w systemie pieniądza papierowego, rząd (w praktyce bank centralny) powinien zawsze być w stanie wygenerować zwiększone nominalnie wydatki i inflację. Dziś cena złota to ok. 300 USD. Załóżmy, że współczesny alchemik znajdzie sposób produkcji tego kruszcu praktycznie zerowym kosztem. Co stałoby się z ceną złota? Można sądzić, że załamałaby się natychmiast po ogłoszeniu tego odkrycia. Co to ma wspólnego z polityką monetarną? Tak jak złoto amerykańskie dolary mają wartość jedynie w takim zakresie, w jakim ich podaż jest ściśle ograniczona. Jednak rząd USA może wydrukować amerykańskie dolary po praktycznie zerowych kosztach. Zwiększając ilość dolarów w obiegu lub nawet grożąc takim krokiem, rząd USA może zredukować wartość dolara względem dóbr i usług, co jest odpowiednikiem podniesienia dolarowych cen tych dóbr i usług".
No cóż. Trzy lata po wygłoszeniu tego kredo tempo wzrostu cen detalicznych w USA (+4,7 proc. w październiku) było najwyższe od 14 lat, cena złota wynosi już nie 300, lecz około 500 USD (podobnie jest z więkoszością surowców, w tym z ropą naftową), a we wrześniu roczna stawka LIBOR dla USD po raz pierwszy przekroczyła poziom WIBOR dla złotego. Właściwie wszystkie wystąpienia Bernanke’a były ostatnio poświęcone problemowi walki z deflacją. Tymczasem gdy zasiądzie w styczniu w fotelu przewodniczącego Rezerwy Federalnej, skonfrontowany zostanie ze globalnym środowiskiem, w którym problemem jest raczej nadmiar niż niedobór inflacji. Z praktycznego punktu widzenia ten nadmiar inflacji jest odpowiedzialny za doskonałą koniunkturę na rynkach surowców i na giełdach produkujących te surowce gospodarek wschodzących (a więc i na GPW), ale też za ostatnie kłopoty rynków obligacji. Dzięki wzrostowi stóp w USA w mijającym roku dolar był jedną z najmocniejszych walut świata. Dopóki gospodarka USA nie zwolni znacząco, pociągając za sobą w dół stopy procentowe, ten trend może być kontynuowany (do maksymalnie ok. 1,10 EUR/USD).
Rynki walutowe będą jednak pamiętać o "technologii", której istnienie "ujawnił" Ben "Alchemik" Bernanke, co powoduje, że w perspektywie najbliższych lat o amerykańskim dolarze jako atrakcyjnej lokacie kapitału raczej należy zapomnieć.