Europejskie strachy

Dodano:
Aleksander Łukaszenko jest zdezorientowany. Podczas ostatniego szczytu ZBiR-u w Petersburgu wszedł na salę spotkań i zamiast z Putinem przywitał się serdecznie z jego doradcą Siergiejem Prichodką. Za chwilę zobaczył jednak swój błąd i rzucił się w stronę Władimira Putina.
Łukaszenko miał powody do roztargnienia. Negocjacje w sprawie dalszej integracji w ramach ZBiR-u (Związku Białorusi i Rosji) stoją w miejscu. Rosja nie godzi się żądania Mińska. Putin nie chce płacić Łukaszence rocznej rekompensaty w zamian za wprowadzenie wspólnej waluty (1,8 mld USD). Nie godzi się także na zmianę wyceny 45 proc. akcji Bełtransgazu, która wedle niego jest przez Białorusinów trzykrotnie zawyżona. Nawet określany jako sukces dokument "O gwarantowaniu równych praw obywateli FR i RB w swobodzie przemieszczania się" wbrew nazwie niczego nie gwarantuje. Łukaszenko miał więc powody do myślenia.

W tym momencie na Łukaszenkę uderzyła UE. Nie można nazwać tego ciosem, ale - jak na warunki unijne - to i tak duży sukces. Być może ta deklaracja Komisji Europejskiej i wcześniejsze wizyty Milinkiewicza w Polsce i Strasbourgu umożliwią mu w ogóle start w wyborach. Wcześniej władze ostrzegały, że Milinkiewiczowi może nie starczyć podpisów pod jego kandydaturą (które władze mogą po prostu zakwestionować).

To dowodzi, że tylko twarda ostra polityka wobec Łukaszenki przynosi jakiekolwiek rezultaty. UE już dawno powinna była szczelniej zamknąć się na przedstawicieli białoruskiej władzy. W tym momencie "europejskie strachy" są bardzo spóźnione i Łukaszenko może je zwyczajnie zignorować. Dla niego cały czas ważniejsze jest stanowisko Rosji i to ona mu tak zaplata umysł. Dlatego obok Białorusi Bruksela powinna też naciskać na Moskwę, by odciąć ją od dyktatora.

Grzegorz Sadowski

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...