Co z warszawskim "terrorystą"
Dodano:
Prokuratora krajowa otrzymała informację z warszawskiej prokuratury okręgowej dotyczącą śledztwa w sprawie 13 atrap ładunków wybuchowych rozmieszczonych w październiku 2005 r. w różnych punktach Warszawy.
Wynika z niej m.in., że na atrapach zabezpieczono ślady biologiczne i linie papilarne sprawcy.
Do prokuratury okręgowej zwrócił się o informację prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Jak powiedział, poinformowano go, że sprawca fałszywego alarmu, który sparaliżował Warszawę nie został dotąd ustalony. "W tej sprawie zabezpieczono ślady biologiczne na atrapach ładunków, z których wyodrębniono DNA oraz ślady linii papilarnych. Sprawdzono także login osoby, która wysyłała e-maila ostrzegającego o bombach - okazało się, że osoba o takich danych nie istnieje" - powiedział Kaczmarek.
Dodał również, że podczas śledztwa przygotowano charakterystykę psychologiczną sprawcy. Biegli stwierdzili też, że atrapy bomb były wykonane "bardzo realistycznie".
Z informacji przesłanej Kaczmarkowi wynika również, że w kwietniu br. warszawska prokuratura apelacyjna zwróciła się do komendanta głównego policji o powołanie grupy śledczej w tej sprawie. Wniosek ten został przekazany przez szefa policji komendantowi stołecznemu. Prokurator krajowy zapowiedział, że poprzez prokuraturę apelacyjną zwróci się do Komendy Stołecznej Policji z prośbą o informacje w tej sprawie.
Tymczasem rzecznik prokuratury okręgowej Maciej Kujawski powiedział, że śledztwo dotyczące atrap toczy się wciąż w "sprawie", a nie przeciw jakiejkolwiek osobie. Dodał, że czynności w całej sprawie prowadzi stołeczna policja pod nadzorem prokuratury.
Do fałszywego alarmu doszło pod koniec października 2005 r. Do kilku redakcji dotarł wówczas e-mail z informacją o bombach podłożonych w różnych rejonach Warszawy. Policja odnalazła 13 ponumerowanych paczek, które zawierały bardzo starannie wykonane atrapy ładunków.
Szybko też ustalono, że e-mail został nadany w jednej z kafejek internetowych na terenie warszawskiego centrum handlowego Arkadia. Kamery zarejestrowały, że z komputera, z którego wysłano wiadomość, korzystał młody mężczyzna, ubrany w dżinsowe spodnie, białą bluzę z kapturem i narzuconą na nią czarną kurtkę. Jego portret pamięciowy pojawił się w gazetach, umieszczono go też m.in. w warszawskim metrze. Mimo to nie udało się go dotąd zatrzymać.
W marcu br. sprawą zajęła się też sejmowa komisja ds. służb specjalnych. Jej członkowie wyjaśniali, czy mogła ona mieć związek z przeprowadzoną kilka dni później drugą turą wyborów prezydenckich. Ostatecznie jednak uznali, że śledztwem dotyczącym atrap powinna zająć się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
PAP ustaliła, że czynności w sprawie prowadzi nie ABW, lecz policja.
pap, ss
Do prokuratury okręgowej zwrócił się o informację prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Jak powiedział, poinformowano go, że sprawca fałszywego alarmu, który sparaliżował Warszawę nie został dotąd ustalony. "W tej sprawie zabezpieczono ślady biologiczne na atrapach ładunków, z których wyodrębniono DNA oraz ślady linii papilarnych. Sprawdzono także login osoby, która wysyłała e-maila ostrzegającego o bombach - okazało się, że osoba o takich danych nie istnieje" - powiedział Kaczmarek.
Dodał również, że podczas śledztwa przygotowano charakterystykę psychologiczną sprawcy. Biegli stwierdzili też, że atrapy bomb były wykonane "bardzo realistycznie".
Z informacji przesłanej Kaczmarkowi wynika również, że w kwietniu br. warszawska prokuratura apelacyjna zwróciła się do komendanta głównego policji o powołanie grupy śledczej w tej sprawie. Wniosek ten został przekazany przez szefa policji komendantowi stołecznemu. Prokurator krajowy zapowiedział, że poprzez prokuraturę apelacyjną zwróci się do Komendy Stołecznej Policji z prośbą o informacje w tej sprawie.
Tymczasem rzecznik prokuratury okręgowej Maciej Kujawski powiedział, że śledztwo dotyczące atrap toczy się wciąż w "sprawie", a nie przeciw jakiejkolwiek osobie. Dodał, że czynności w całej sprawie prowadzi stołeczna policja pod nadzorem prokuratury.
Do fałszywego alarmu doszło pod koniec października 2005 r. Do kilku redakcji dotarł wówczas e-mail z informacją o bombach podłożonych w różnych rejonach Warszawy. Policja odnalazła 13 ponumerowanych paczek, które zawierały bardzo starannie wykonane atrapy ładunków.
Szybko też ustalono, że e-mail został nadany w jednej z kafejek internetowych na terenie warszawskiego centrum handlowego Arkadia. Kamery zarejestrowały, że z komputera, z którego wysłano wiadomość, korzystał młody mężczyzna, ubrany w dżinsowe spodnie, białą bluzę z kapturem i narzuconą na nią czarną kurtkę. Jego portret pamięciowy pojawił się w gazetach, umieszczono go też m.in. w warszawskim metrze. Mimo to nie udało się go dotąd zatrzymać.
W marcu br. sprawą zajęła się też sejmowa komisja ds. służb specjalnych. Jej członkowie wyjaśniali, czy mogła ona mieć związek z przeprowadzoną kilka dni później drugą turą wyborów prezydenckich. Ostatecznie jednak uznali, że śledztwem dotyczącym atrap powinna zająć się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
PAP ustaliła, że czynności w sprawie prowadzi nie ABW, lecz policja.
pap, ss