Węgry: wotum nieufności dla Gyurcsanya?
Dodano:
Prezydent Węgier Laszlo Solyom w telewizyjnym przemówieniu wezwał parlament do przegłosowania wotum nieufności wobec socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya.
"Zgromadzenie Narodowe ma teraz możliwość działania. Rząd jest odpowiedzialny przed Zgromadzeniem. To Zgromadzenie decyduje o osobie premiera. To ono przywraca niezbędne zaufanie społeczne. Klucz do rozwiązania leży w rękach większości parlamentarnej" - oświadczył prezydent w swoim wystąpieniu, nadanym tuż po zakończeniu o godz. 19.00 głosowania w wyborach samorządowych.
Ujawnienie wystąpienia "głęboko wstrząsnęło Węgrami. Oburzenie było słuszne(...) Nie nastąpiło jednak katharsis, oczyszczenie (...) Premier wciąż unika wyjaśnienia podstawowej kwestii. Nie uznaje, że użył niedozwolonych środków w celu utrzymania władzy. To podkopuje zaufanie do demokracji" - podkreślił Solyom, mówiąc o ujawnionym majowym wystąpieniu premiera, w którym przyznał on, że okłamywał Węgrów co do rzeczywistej sytuacji gospodarczej kraju, oraz wezwał do zaprzestania tych praktyk i wszczęcia reform.
Prezydent wyraził przekonanie, że jeśli wydarzenia będą biec dotychczasowym torem, będzie to ze szkodą dla kraju. "Chciałbym podkreślić, że ja również uważam uporządkowanie spraw finansowych za najpilniejsze zadanie. (...) Ale takiego programu gospodarczego nie można z powodzeniem realizować bez zaufania tych, którzy poniosą jego ciężar" - podkreślił prezydent.
Po wystąpieniu prezydenta rzecznik Węgierskiej Partii Socjalistycznej, której liderem jest premier Ferenc Gyurcsany, oświadczył w odpowiedzi, że cieszy się on "całkowitym zaufaniem" socjalistyczno-liberalnej większości parlamentarnej.
Po zdecydowanej wygranej opozycji w niedzielnych wyborach do władz lokalnych dymisji socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya zażądał lider centroprawicowej opozycji węgierskiej Viktor Orban.
Premier Węgier Ferenc Gyurcsany uparcie odmawia jednak dymisji swego gabinetu. Mimo porażki rządzącej koalicji socjalistyczno-liberalnej w niedzielnych wyborach do władz lokalnych, zapowiedział, że będzie kontynuować reformy.
Mówił, że będą one "uciążliwe i w krótkiej perspektywie konfliktogenne", ale nie można ich uniknąć, jeśli ma zostać ograniczony olbrzymi deficyt budżetowy (w tym roku najpewniej przekroczy 10 proc. PKB). Dodał, że konsultował się z liderem koalicjanta socjalistów, Związku Wolnych Demokratów Gaborem Kuncze, który zapewnił go o swoim poparciu.
Niedziela była kolejnym dniem demonstracji antyrządowych na budapeszteńskim placu Lajosa Kossutha przed parlamentem Węgier. Po zamknięciu lokali wyborczych liczba manifestantów domagających się dymisji premiera wzrosła do około 10 tysięcy - poinformowała na swojej stronie internetowej rozgłośnia InfoRadio. Wśród demonstrantów są głównie ludzie starsi. Jak zapowiedział Andras Takacs, przedstawiciel Węgierskiego Komitetu Narodowego 2006, jednego z organizatorów trwających od ubiegłego tygodnia protestów, demonstranci pozostaną na placu, dopóki premier Ferenc Gyurcsany nie ustąpi.
pap, em
Ujawnienie wystąpienia "głęboko wstrząsnęło Węgrami. Oburzenie było słuszne(...) Nie nastąpiło jednak katharsis, oczyszczenie (...) Premier wciąż unika wyjaśnienia podstawowej kwestii. Nie uznaje, że użył niedozwolonych środków w celu utrzymania władzy. To podkopuje zaufanie do demokracji" - podkreślił Solyom, mówiąc o ujawnionym majowym wystąpieniu premiera, w którym przyznał on, że okłamywał Węgrów co do rzeczywistej sytuacji gospodarczej kraju, oraz wezwał do zaprzestania tych praktyk i wszczęcia reform.
Prezydent wyraził przekonanie, że jeśli wydarzenia będą biec dotychczasowym torem, będzie to ze szkodą dla kraju. "Chciałbym podkreślić, że ja również uważam uporządkowanie spraw finansowych za najpilniejsze zadanie. (...) Ale takiego programu gospodarczego nie można z powodzeniem realizować bez zaufania tych, którzy poniosą jego ciężar" - podkreślił prezydent.
Po wystąpieniu prezydenta rzecznik Węgierskiej Partii Socjalistycznej, której liderem jest premier Ferenc Gyurcsany, oświadczył w odpowiedzi, że cieszy się on "całkowitym zaufaniem" socjalistyczno-liberalnej większości parlamentarnej.
Po zdecydowanej wygranej opozycji w niedzielnych wyborach do władz lokalnych dymisji socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya zażądał lider centroprawicowej opozycji węgierskiej Viktor Orban.
Premier Węgier Ferenc Gyurcsany uparcie odmawia jednak dymisji swego gabinetu. Mimo porażki rządzącej koalicji socjalistyczno-liberalnej w niedzielnych wyborach do władz lokalnych, zapowiedział, że będzie kontynuować reformy.
Mówił, że będą one "uciążliwe i w krótkiej perspektywie konfliktogenne", ale nie można ich uniknąć, jeśli ma zostać ograniczony olbrzymi deficyt budżetowy (w tym roku najpewniej przekroczy 10 proc. PKB). Dodał, że konsultował się z liderem koalicjanta socjalistów, Związku Wolnych Demokratów Gaborem Kuncze, który zapewnił go o swoim poparciu.
Niedziela była kolejnym dniem demonstracji antyrządowych na budapeszteńskim placu Lajosa Kossutha przed parlamentem Węgier. Po zamknięciu lokali wyborczych liczba manifestantów domagających się dymisji premiera wzrosła do około 10 tysięcy - poinformowała na swojej stronie internetowej rozgłośnia InfoRadio. Wśród demonstrantów są głównie ludzie starsi. Jak zapowiedział Andras Takacs, przedstawiciel Węgierskiego Komitetu Narodowego 2006, jednego z organizatorów trwających od ubiegłego tygodnia protestów, demonstranci pozostaną na placu, dopóki premier Ferenc Gyurcsany nie ustąpi.
pap, em