Borys przesłuchana ws. przemytu

Dodano:
Andżelika Borys została przesłuchana jako świadek w sprawie przemytu narkotyków, jakie - według białoruskich władz - znaleziono w czasie kontroli granicznej w samochodzie, którym Borys wracała w niedzielę z Wilna.
Dochodzenie, prowadzone dotąd przez dział śledczy urzędu celnego w Grodnie, zostało przekazane KGB - powiedział właściciel auta Andrzej Lisowski, który występuje w sprawie jako podejrzany.

Do urzędu celnego, gdzie zeznawała prezes nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB), przyszło w czwartek rano kilkudziesięciu działaczy organizacji. Po godzinnym przesłuchaniu powitali ją oklaskami.

Borys powiedziała, że powtórzyła zeznania, jakie złożyła w czasie przesłuchania na przejściu granicznym Przywałka. Pytano ją, czy amfetamina, znaleziona przez celników w bocznym lusterku auta, należy do niej. Zadawano też pytania o samochód.

"Powiedziałam, że to jest polityczna prowokacja, której celem jest zniszczenie życia społecznego, a narkotyki znaleziono tam, gdzie je podłożono" - wyjaśniła Borys.

Śledczy poinformował ją, że podejrzanym w sprawie jest Lisowski, który jest właścicielem dwudziestoletniego audi i prowadził je w drodze z Wilna. Borys i druga pasażerka, szefowa ZPB z Baranowicz Teresa Sieliwończyk, są świadkami.

Borys zapowiedziano, że będzie jeszcze wzywana w tej sprawie, nie podano jednak, kiedy ani dokąd. "Chodzi o to, by trzymać nas pod ciągłą presją psychologiczną" - oceniła.

W czwartek w tym samym urzędzie był Lisowski, członek ZPB od 15 lat, a od roku kierowca Borys. Jak powiedział, chodziło o podpisanie dokumentów z rewizji, jaką przeprowadzono u niego dzień wcześniej, oraz zobowiązania, że będzie się stawiał na każde wezwanie.

Lisowskiego poinformowano, że sprawa została przekazana do KGB. Nie podano jeszcze wyników badań jego odzieży, którą wzięto w środę do ekspertyzy ani pobranych wówczas próbek paznokci. W czasie rewizji w jego mieszkaniu niczego nie znaleziono.

Wiadomo już, że wyniki analizy krwi i moczu, które pobrano Borys, Lisowskiemu i Sieliwończyk jeszcze w nocy, gdy doszło do incydentu na granicy, nie wykazały obecności narkotyku.

W czwartek grożono przez telefon Ines Todryk, dziennikarce wydawanej za granicą gazety ZPB "'Głos znad Niemna' na uchodźstwie". Jak powiedziała Todryk, nieznany mężczyzna łamaną polszczyzną oznajmił jej, że będzie "kolejną osobą w pierdlu za narkotyki".

Borys planuje na sobotę posiedzenie Rady Naczelnej ZPB, na którym ma być przyjęte oświadczenie w sprawie ostatnich wydarzeń. "Zamierzamy zapowiedzieć, że nie będziemy tolerować takiej sytuacji i będziemy organizować mocne akcje protestu w obronie każdego członka związku" - powiedziała.

Przedstawiciele białoruskiego urzędu celnego oznajmili we wtorek, że w pakunku, który znaleziono w samochodzie Lisowskiego, był narkotyk. Według urzędu celnego w Grodnie była to amfetamina. Przedstawiciele Głównego Komitetu Celnego z Mińska mówili z kolei dziennikarzom, że było to 1,5 grama heroiny.

Za przemyt narkotyków grozi na Białorusi od trzech do siedmiu lat więzienia.

pap, ss, ab
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...