Co my tu wykrywamy?
Dodano:
Ano głównie marny poziom edukacji naukowej kandydatów na prezydenta stolicy. Gdyby odrobili lekcje, to wiedzieliby, że badanie "wykrywaczem kłamstw" to ani powód do ekscytacji, ani do obaw.
Poligraf to urządzenie, które tak naprawdę mierzy jedynie niektóre objawy stresu: ciśnienie tętnicze krwi, tempo oddychania czy oporność elektryczną skóry. W założeniu objawy te mają się pojawiać u osób, które próbują świadomie oszukiwać, tymczasem prawdomówni podczas odpowiedzi zachowają kamienny spokój. Nietrudno się domyślić, jak niedoskonała jest to metoda. Poligrafy wielokrotnie wykrywały kłamstwa u całkowicie prawdomównych, lecz nerwowych lub zastraszonych osób. Z kolei oszuści mogą znaleźć w Internecie obszerne poradniki oszukiwania wykrywaczy. Nic dziwnego, że kilka lat temu Narodowa Akademia Nauk USA uznała poligraf za bezwartościowy, a część uczonych dodaje, że urządzenie to używane jest nie tyle do wykrywania kłamstw, ile do wywierania presji na przesłuchiwanego.
Nasi politycy najwyraźniej żyją w błogiej nieświadomości stanowiska nauki w kwestii wykrywania kłamstw. A szkoda, bo gdyby zdobyli się na trochę wysiłku, to dowiedzieliby się, że skuteczność poligrafu nigdy nie została rzetelnie przebadana, a niektóre eksperymenty wykazują, że nie przekracza ona 50 proc. Działacze partyjni potrafią jednak myśleć jedynie o procentach poparcia i dla nich są w stanie wziąć udział w każdej przedwyborczej szopce.
Nasi politycy najwyraźniej żyją w błogiej nieświadomości stanowiska nauki w kwestii wykrywania kłamstw. A szkoda, bo gdyby zdobyli się na trochę wysiłku, to dowiedzieliby się, że skuteczność poligrafu nigdy nie została rzetelnie przebadana, a niektóre eksperymenty wykazują, że nie przekracza ona 50 proc. Działacze partyjni potrafią jednak myśleć jedynie o procentach poparcia i dla nich są w stanie wziąć udział w każdej przedwyborczej szopce.