UOKiK się rozkręcił

UOKiK się rozkręcił

Dodano:   /  Zmieniono: 
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów znowu mnie obronił. Obronił też Was, szanowni Czytelnicy. Przed czym? Przed zmowami cenowymi. W wyniku państwowej interwencji potanieje cement, elektronika, odzież, obuwie… Szkoda tylko, że są to pobożne życzenia.
W Polsce – jak i zresztą w większości państw – obowiązuje zakaz jakichkolwiek uzgodnień pomiędzy firmami co do cen sprzedawanych produktów. Prawo surowo zabrania nawet o tym pomyśleć, a już na pewno wypowiadać takie pomysły na głos – karane jest samo zawarcie zmowy. Urzędnicy przekonują nas, że w wyniku zmów cenowych ograniczona jest konkurencja cenowa. To dlatego, że spiskujący sprzedawcy nie mogą zaoferować niższej ceny niż inni. Ale wspólnie godzą się na to, bo wydaje im się, że to zabezpiecza ich w jakiś sposób przed stratami. A z portfeli konsumentów wyciągają dodatkową kasę. Tak według UOKiK miało być np. w przypadku Elbląskiej Koroporacji Nieruchomości. Pośrednicy mieli ustalać minimalne stawki prowizji. Czasami to dystrybutor ma „zmuszać" sklepy, które zaopatruje do utrzymywania pewnych cen pod groźbą wstrzymania dostaw. Tak właśnie miała wyglądać praktyka firmy Vidis, dystrybutora urządzeń projekcyjnych. Dzięki urzędnikom niecne plany zostały zduszone w zarodku. 

To jest oficjalna wersja. Państwowa interwencja przystrojona w szaty walki o wolność rynku znajduje w ten sposób świetnie brzmiące usprawiedliwienie. Czyż nie powinniśmy być wdzięczni urzędnikom za to dobrodziejstwo?

Nie. Urzędnicy nie zadają sobie jednego fundamentalnego pytania. Mianowicie, skąd wiadomo, które ceny są dla rynku naturalne? Innymi słowy: jak wysokie byłyby ceny, gdyby nie było zmowy? Tylko taka wiedza uzasadniałaby walkę z kartelami. W teorii ekonomii już dawno odrzucono klasyczną (ale też marksistowską) teorię, że właściwa cena jest w jakiś sposób „zawarta" w produkcie, a więc można ją obiektywnie wyliczyć. Nie ma naukowych narzędzi, które pozwoliłby z całą pewnością orzec: gdyby ci przedsiębiorcy się nie zmówili, ceny byłyby niższe. Z całą pewnością można stwierdzić zaś, że nawet po przerwaniu zmowy, ceny mogą rosnąć! A nawet jeśli spadną, nie istnieją naukowe narzędzia, które mogłyby udowodnić, że spadły właśnie dzięki interwencji państwa. W zeszłym roku po rozbiciu kartelu producentów cementu, ceny cementu faktycznie spadały. Spadały jednak również już kilka miesięcy wcześniej ze względu na recesję na rynku nieruchomości.

Zmowy cenowe – jak zwraca uwagę amerykański ekonomista Dominick T. Armentano – mogą być w dłuższej perspektywie korzystne dla rynku. Mogą np. pozwalać grupie firm finansować działalność innowacyjną. W jej wyniku spadnie koszt produkcji, a ostatecznie – cena samego produktu. Poza tym rzadko jest tak (w zasadzie nigdy), żeby zmowa obejmowała literalnie wszystkie podmioty reprezentujące daną branżę. A skoro nie obejmuje wszystkich podmiotów – to jak tu mówić o ograniczaniu konkurencji? Przecież nie wiemy, jaki jest idealny model konkurencji. Może być przecież tak, że w obecnych warunkach ekonomicznych modelem idealnym jest właśnie model z funkcjonującymi zmowami cenowymi.

Jeszcze inną kwestią jest to, czy zmowy są przestrzegane – w większości przypadków zawsze któryś z uczestników się wyłamuje i uruchamia ponownie mechanizm konkurencji cenowej pośród pozostałych. Szkody poczynione konkurencji – jeśli w ogóle są – są bardzo małe.

Walka ze spiskującymi producentami to element antymonopolowej kampanii, mający legitymizować obecność państwa w gospodarce. U jej podłoża tkwi założenie, że rynek sam się nie ureguluje, że potrzeba mu opiekuna. Pamiętajmy jednak, że troska tego opiekuna może wynikać z bardzo przyziemnej rzeczy – chęci napełnienia państwowej kasy, podziurawionej nieroztropnością polityków. W samym 2009 r. UOKiK nałożył kary na łączną kwotę 558 mln zł.