- Jeżeli wszyscy klienci jednego banku - gdziekolwiek na świecie - poszliby jednego dnia i poprosili o oddanie pieniędzy, to by się okazało, że ich tam nie ma. Fizycznie ich w bankach nie ma – mówi w rozmowie z Amelią Panuszko ekonomista Robert Gwiazdowski
Amelia Panuszko, Wprost.pl: Państwo w jakiś sposób powinno ostrzegać potencjalnych klientów przed Amber Gold?
Robert Gwiazdowski: Nie, państwo nie jest od tego. Nie może się zajmować takimi rzeczami, bo zwyczajnie nie jest w stanie. Jeśli państwo obiecuje, że się wszystkim zajmie to ludzie przestają się zajmować sami sobą. Zawsze jest tak, że jak państwo wkracza ze stanowczą interwencją to uzyskuje uprawnienia, które potem rodzą problemy. A państwo i tak z tych uprawnień nie jest w stanie skorzystać.
Przecież tak naprawdę to, co się dzieje z Amber Gold jest efektem nieumiejętności działania w obrębie istniejącego prawa. Przecież już mamy przepisy mówiące, że skazany nie może zasiadać w zarządach, mamy przepisy mówiące, że na handlu złotem trzeba się zarejestrować w NBP. Mamy je i co?
Ale państwo już wchodzi w taką funkcję ostrzegawczą nakazując nalepiać na paczkach papierosów etykietki: palenie zabija.
I palimy czy nie?
Palimy, ale mamy świadomość konsekwencji, które nas mogą czekać.
W każdym prospekcie jest przecież napisane małym druczkiem, że może być zysk ale może być też strata. Jest taki obowiązek. Dlaczego państwo miałoby ostrzegać tylko przed Amber Gold, a nie przed bankami w ogóle? Przecież cały dzisiejszy system finansowy to jest jedna, wielka piramida. I to nie tylko w Polsce, ale w świecie.
To dlaczego sprawa Amber Gold jest taka głośna?
Póki co, jeśli chodzi o Amber Gold, to nikomu jeszcze nie postawiono żadnych zarzutów. Od miesiąca nie mówi się o niczym innym, tylko o Amber Gold. Mam wrażenie, że jest to taka „mama małej Madzi”. No i teraz, jeśli Marcinowi Plichcie niczego nie udowodnią, to on będzie mógł powiedzieć, że padł ofiarą nagonki.
Ale przecież Amber Gold wstrzymał wypłaty dla klientów. To znaczy, że jednak spółka miała problemy.
Jeżeli wszyscy klienci jednego banku - gdziekolwiek na świecie - poszliby jednego dnia i poprosili o oddanie pieniędzy, to by się okazało, że ich tam nie ma. Fizycznie ich w bankach nie ma - płynność jest na poziomie 10 proc. Teraz po prostu obserwujemy sytuację, w której wszyscy klienci jednocześnie poszli do Amber po zwrot wpłaconych wcześniej pieniędzy i się okazało, że ich nie ma. Ta samo by się okazało w każdym innym banku.
Czyli jak pan wytłumaczy cała histerię związaną z Amber Gold?
Tutaj może trzeba wrócić pamięcią do konferencji Marcina Plichty na której machał notatką Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW powiedziała, że to fałszywka, ale czy papier, na którym była ta notatka też został sfałszowany? Czy papier jest prawdziwy, a tylko ktoś, kto miał do niego dostęp zrobił na nim fałszywą notatkę? Najpierw ABW powiedziała, że w tej sprawie nic nie robi, a potem się okazało, że 28 czerwca dostała powiadomienie od BGŻ i że od 2 lipca prowadzi postępowanie. W związku z tym jakieś notatki robiła. Może to nie jest dokładnie ta notatka, ale wciąż zasadne jest pytanie, czy ABW nie robiła w ogóle żadnych notatek?
Jaka jest szansa na to, że ci ludzie odzyskają teraz pieniądze?
Jeżeli Amber Gold lokowałby środki w złoto to szansa byłaby duża, bo ceny złota co prawda lekko spadły, ale tylko w stosunku do poprzednich miesięcy. W czasach niepewności złoto jest pewne.
Czyli ci ludzie nie inwestowali głupio?
Inwestowali głupio, bo czym innym jest inwestowanie w złoto fizycznie, a czym innym jest inwestowanie w produkty finansowe oparte na złocie. Amber Gold nie kupował złota dla swoich klientów. Amber Gold kupował - o ile w ogóle kupował - złoto dla siebie a klienci dostawali jedynie umowę.
Czyli ci ludzie są sami sobie winni?
Moim zdaniem tak. Gwarantowane czternaście procent zysku rocznie - to jest możliwe? No jest, można nawet zarobić sto procent albo nawet tysiąc procent, ale im większy potencjalny zysk tym większe ryzyko.
Robert Gwiazdowski: Nie, państwo nie jest od tego. Nie może się zajmować takimi rzeczami, bo zwyczajnie nie jest w stanie. Jeśli państwo obiecuje, że się wszystkim zajmie to ludzie przestają się zajmować sami sobą. Zawsze jest tak, że jak państwo wkracza ze stanowczą interwencją to uzyskuje uprawnienia, które potem rodzą problemy. A państwo i tak z tych uprawnień nie jest w stanie skorzystać.
Przecież tak naprawdę to, co się dzieje z Amber Gold jest efektem nieumiejętności działania w obrębie istniejącego prawa. Przecież już mamy przepisy mówiące, że skazany nie może zasiadać w zarządach, mamy przepisy mówiące, że na handlu złotem trzeba się zarejestrować w NBP. Mamy je i co?
Ale państwo już wchodzi w taką funkcję ostrzegawczą nakazując nalepiać na paczkach papierosów etykietki: palenie zabija.
I palimy czy nie?
Palimy, ale mamy świadomość konsekwencji, które nas mogą czekać.
W każdym prospekcie jest przecież napisane małym druczkiem, że może być zysk ale może być też strata. Jest taki obowiązek. Dlaczego państwo miałoby ostrzegać tylko przed Amber Gold, a nie przed bankami w ogóle? Przecież cały dzisiejszy system finansowy to jest jedna, wielka piramida. I to nie tylko w Polsce, ale w świecie.
To dlaczego sprawa Amber Gold jest taka głośna?
Póki co, jeśli chodzi o Amber Gold, to nikomu jeszcze nie postawiono żadnych zarzutów. Od miesiąca nie mówi się o niczym innym, tylko o Amber Gold. Mam wrażenie, że jest to taka „mama małej Madzi”. No i teraz, jeśli Marcinowi Plichcie niczego nie udowodnią, to on będzie mógł powiedzieć, że padł ofiarą nagonki.
Ale przecież Amber Gold wstrzymał wypłaty dla klientów. To znaczy, że jednak spółka miała problemy.
Jeżeli wszyscy klienci jednego banku - gdziekolwiek na świecie - poszliby jednego dnia i poprosili o oddanie pieniędzy, to by się okazało, że ich tam nie ma. Fizycznie ich w bankach nie ma - płynność jest na poziomie 10 proc. Teraz po prostu obserwujemy sytuację, w której wszyscy klienci jednocześnie poszli do Amber po zwrot wpłaconych wcześniej pieniędzy i się okazało, że ich nie ma. Ta samo by się okazało w każdym innym banku.
Czyli jak pan wytłumaczy cała histerię związaną z Amber Gold?
Tutaj może trzeba wrócić pamięcią do konferencji Marcina Plichty na której machał notatką Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW powiedziała, że to fałszywka, ale czy papier, na którym była ta notatka też został sfałszowany? Czy papier jest prawdziwy, a tylko ktoś, kto miał do niego dostęp zrobił na nim fałszywą notatkę? Najpierw ABW powiedziała, że w tej sprawie nic nie robi, a potem się okazało, że 28 czerwca dostała powiadomienie od BGŻ i że od 2 lipca prowadzi postępowanie. W związku z tym jakieś notatki robiła. Może to nie jest dokładnie ta notatka, ale wciąż zasadne jest pytanie, czy ABW nie robiła w ogóle żadnych notatek?
Jaka jest szansa na to, że ci ludzie odzyskają teraz pieniądze?
Jeżeli Amber Gold lokowałby środki w złoto to szansa byłaby duża, bo ceny złota co prawda lekko spadły, ale tylko w stosunku do poprzednich miesięcy. W czasach niepewności złoto jest pewne.
Czyli ci ludzie nie inwestowali głupio?
Inwestowali głupio, bo czym innym jest inwestowanie w złoto fizycznie, a czym innym jest inwestowanie w produkty finansowe oparte na złocie. Amber Gold nie kupował złota dla swoich klientów. Amber Gold kupował - o ile w ogóle kupował - złoto dla siebie a klienci dostawali jedynie umowę.
Czyli ci ludzie są sami sobie winni?
Moim zdaniem tak. Gwarantowane czternaście procent zysku rocznie - to jest możliwe? No jest, można nawet zarobić sto procent albo nawet tysiąc procent, ale im większy potencjalny zysk tym większe ryzyko.