4102 zakażonych i 94 zgony – to bilans epidemii COVID-19 w Polsce na dzień 5 kwietnia. W poniedziałek, 30 marca, czyli dokładnie tydzień temu, zarażonych i zmarłych było jeszcze o połowę mniej. Odpowiednio 2055 i 31 osób. To właśnie wtedy, trzy i pół tygodnia po tym, jak u pierwszego Polaka zdiagnozowano koronawirusa, minister klimatu powołał specjalny zespół zarządzania kryzysowego. Ktoś spyta: co ma klimat do wirusa. Nie chodzi tutaj o to, że w tym tygodniu ma być w Polsce słońce i 20 stopni i że według niektórych epidemiologów dzięki takim wyższym temperaturom zakażeń będzie mniej.
Zespół pod kierownictwem ministra Michała Kurtyki ma dbać o bezpieczeństwo energetyczne państwa w czasach epidemii. Zadania podzielono na kilka obszarów: prąd, paliwa, gospodarka odpadami, ciepło czy cyberbezpieczeństwo. Zespół zwołuje spotkania dwa razy na dobę. Może spotykać się również w dni wolne od pracy. Ostatnio pracował w sobotę. Kilka minut po zakończeniu takiego weekendowego posiedzenia połączyliśmy się z Michałem Kurtyką przez Skype’a: „Nie ma ryzyka w ciągłości działań sektora energetycznego czy paliwowego”.
Skoro więc zagrożeń nie ma, to dlaczego zespół w ogóle powstał? Żeby dmuchać na zimne? A może rzeczywiście ryzyko odcięcia nas od dostaw gazu, ropy czy prądu stało się w dobie epidemii realne?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.