Jest rok 1979.
Papież pierwszy raz, po wyniesieniu, odwiedza Polskę.
„Przychodzę mówić o tych (…) zapomnianych narodach i ludziach, którzy mają prawo do istnienia oraz do samostanowienia o sobie”. Słowa, jak wiatr, który wciska się oknem, drzwiami, szczelinami..., nie dają się zatrzymać. Słowa, które rozbudzają nadzieję, myślenie, że może być lepiej, że może być inaczej. Wielkie słowa – zapowiedź wielkich zmian! Po nich przyszedł rok 1980, wschód „Solidarności”, a potem znów mrok. W roku 1981 aresztowano wolność! Słowa zamknięto do więzień!
Rok 1983 rok.
Zawieszono stan wojenny, wypuszczono większość ludzi z więzień. Też byłem już w domu. Do Polski przyjechał Papież. Wrócił krzepić serca. „Przychodzę, ażeby być z moimi rodakami w szczególnie trudnym momencie dziejów Polski po II wojnie światowej.”
Pamiętam, dzień był upalny. Ludzie na spotkaniu w Poznaniu trzymali ręce wysoko w górze. Jedni z podwójnymi krzyżami, inni z palcami w geście zwycięstwa. Stali, klęczeli, przeciągali w dłoniach sznury różańca odmawiając pacierz. Płakali i śpiewali. Niewiele wcześniej napisałem:
My
ludzie w maskach
podziemny naród
podziemnego państwa
przyzwyczajani
do życia razów, wymuszanych łez
ranka bez słońca, nocy bez gwiazd
My
drzemiący wśród czarnych bruzd ojczyzny
mijamy czerwonych korzeni zarzuconą sieć
odżywia nas niebo
deszczem nadziei
a świt
ubiera ciepłem mgły
My
prości ludzie o zielonych myślach
utajone nasiona – historii siew
czekamy…
aby wolnością wzejść!
Przyszedł rok 1987:
„Każdy winien znaleźć w życiu swoje Westerplatte”, powiedział Papież. I wszyscy czuliśmy, że idzie czas ostatecznych zmian. Nasze Westerplatte, nasza słuszna sprawa nie mogła już polec, musiała się obronić. I stało się. Rok 1989 - okrągły stół, obalenie komunizmu i pierwsze demokratyczne wybory do Senatu. Jeszcze kontraktowe do Sejmu, ale ostatni raz. Rok 1990 – wybory pierwszych władz samorządnych gmin. Zostałem burmistrzem, potem radnym, z czasem posłem… By tak jednak mogło się stać, trzeba było mieć w sobie wiele nadziei, wiary, determinacji i miłości. Tak, jak w wierszu, który kiedyś napisałem:
Na wykarczowanej
z nadziei porębie
świerk samotny stoi
młody jeszcze
a już życiem zniszczony
z resztki szczeciny na głowie
gubi włosy zielone…
Ja, jak i on stoję
żywy maszt
wśród uczuć pobojowiska
niewiele mam na głowie
a w ręku… ostatnią garść miłości -
ściskam
i… chronię
Minęły lata. Naszedł czas sławetnej wizyty w Sejmie w roku 1999.
Z ust Jana Pawła II usłyszeliśmy: „Nie ma solidarności bez miłości. Więcej, nie ma szczęścia, nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości!”. Święte słowa, które teraz są szczególnie ważne. Nie ma już bowiem komu przypominać o tym, jacy powinniśmy być.
Mamy rok 2014r.
Karol Wojtyła, Jan Paweł II został świętym. Ludzie w Polsce zapomnieli jednak, że nie ma solidarności bez miłości. Jedni nie kochają drugich. Nadal trwa wyniszczająca wojna Polaków z Polakami o Polskę.
Papież pierwszy raz, po wyniesieniu, odwiedza Polskę.
„Przychodzę mówić o tych (…) zapomnianych narodach i ludziach, którzy mają prawo do istnienia oraz do samostanowienia o sobie”. Słowa, jak wiatr, który wciska się oknem, drzwiami, szczelinami..., nie dają się zatrzymać. Słowa, które rozbudzają nadzieję, myślenie, że może być lepiej, że może być inaczej. Wielkie słowa – zapowiedź wielkich zmian! Po nich przyszedł rok 1980, wschód „Solidarności”, a potem znów mrok. W roku 1981 aresztowano wolność! Słowa zamknięto do więzień!
Rok 1983 rok.
Zawieszono stan wojenny, wypuszczono większość ludzi z więzień. Też byłem już w domu. Do Polski przyjechał Papież. Wrócił krzepić serca. „Przychodzę, ażeby być z moimi rodakami w szczególnie trudnym momencie dziejów Polski po II wojnie światowej.”
Pamiętam, dzień był upalny. Ludzie na spotkaniu w Poznaniu trzymali ręce wysoko w górze. Jedni z podwójnymi krzyżami, inni z palcami w geście zwycięstwa. Stali, klęczeli, przeciągali w dłoniach sznury różańca odmawiając pacierz. Płakali i śpiewali. Niewiele wcześniej napisałem:
My
ludzie w maskach
podziemny naród
podziemnego państwa
przyzwyczajani
do życia razów, wymuszanych łez
ranka bez słońca, nocy bez gwiazd
My
drzemiący wśród czarnych bruzd ojczyzny
mijamy czerwonych korzeni zarzuconą sieć
odżywia nas niebo
deszczem nadziei
a świt
ubiera ciepłem mgły
My
prości ludzie o zielonych myślach
utajone nasiona – historii siew
czekamy…
aby wolnością wzejść!
Przyszedł rok 1987:
„Każdy winien znaleźć w życiu swoje Westerplatte”, powiedział Papież. I wszyscy czuliśmy, że idzie czas ostatecznych zmian. Nasze Westerplatte, nasza słuszna sprawa nie mogła już polec, musiała się obronić. I stało się. Rok 1989 - okrągły stół, obalenie komunizmu i pierwsze demokratyczne wybory do Senatu. Jeszcze kontraktowe do Sejmu, ale ostatni raz. Rok 1990 – wybory pierwszych władz samorządnych gmin. Zostałem burmistrzem, potem radnym, z czasem posłem… By tak jednak mogło się stać, trzeba było mieć w sobie wiele nadziei, wiary, determinacji i miłości. Tak, jak w wierszu, który kiedyś napisałem:
Na wykarczowanej
z nadziei porębie
świerk samotny stoi
młody jeszcze
a już życiem zniszczony
z resztki szczeciny na głowie
gubi włosy zielone…
Ja, jak i on stoję
żywy maszt
wśród uczuć pobojowiska
niewiele mam na głowie
a w ręku… ostatnią garść miłości -
ściskam
i… chronię
Minęły lata. Naszedł czas sławetnej wizyty w Sejmie w roku 1999.
Z ust Jana Pawła II usłyszeliśmy: „Nie ma solidarności bez miłości. Więcej, nie ma szczęścia, nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości!”. Święte słowa, które teraz są szczególnie ważne. Nie ma już bowiem komu przypominać o tym, jacy powinniśmy być.
Mamy rok 2014r.
Karol Wojtyła, Jan Paweł II został świętym. Ludzie w Polsce zapomnieli jednak, że nie ma solidarności bez miłości. Jedni nie kochają drugich. Nadal trwa wyniszczająca wojna Polaków z Polakami o Polskę.