Najnowszy plan budowy sieci drogowej w Polsce na dekadę 2014-2023 podany przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju RP jest iście imponujący! Jednakże…pachnie mocno „kiełbasą”. Tą wyborczą oczywiście. Dokument - wyznaczając plany - nie podaje bowiem ani kosztów ani środków na ich realizację. Obliczony jest więc na wzbudzenie zachwytu i poparcia per se na mydlenie oczu.
W opublikowanym przez Ministerstwo z datą 24 sierpnia 2015 „Programie budowy Dróg Krajowych na lata 2014-2013 (z perspektywą do roku 2025)” uwzględniono wszystkie najdrobniejsze nawet postulaty inwestycji w sieci drogowej zgłaszane w toku konsultacji społecznych. Mało tego – są to praktycznie wszystkie drogi składające się na „docelową” całość sieci w Polsce, zgodną z projektami jeszcze z 2004 r. (częściowo już zrealizowanymi). Aż się ciśnie skojarzenie z „planem dziesięcioletnim”, bo ma być „tak pięknie”. Ów plan całościowy to nie tylko autostrady i drogi ekspresowe w głównych korytarzach transportowych łączących polskie aglomeracje, ale i drogi pomiędzy mniejszymi miastami o zdecydowanie mniejszym natężeniu ruchu. Wszystko pięknie! Bądźmy jednak szczerzy panowie: wrzucając do dokumentu „wszystko co się dało, żeby ładnie przed wyborami wyglądało” Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju nie uwzględniło w swoim programie kosztów.
A więc - do szczegółów. Poprzedni wyprodukowany w grudniu 2014 r. przez Ministerstwo „Program budowy Dróg Krajowych…etc.etc.” przewidywał do realizacji na najbliższą dekadę listę najważniejszych inwestycji drogowych w Polsce. Łączna kwota wydatków określonych przez Ministerstwo na ten cel wyniosła ok. 93 mld zł. Większość z zaplanowanych w dokumencie sprzed pół roku inwestycji to od lat niezrealizowane ważne połączenia, w tym – należące do transeuropejskich korytarzy transportowych. Jak chociażby szlak ze Szczecina na południe przez Zieloną Górę do Legnicy i dalej do granicy z Czechami, S8 z Wawy do Białegostoku, niedokończony odcinek A4 z Rzeszowa na wschód do Ukrainy, czy niewiarygodnie korkująca się - zwłaszcza w jak ja to nazywam godzinach około-weekendowych - S17 z Wawy do Lublina. Nie bez kozery będzie tu wspomnieć, że wykonana już sieć drogowa przypomina – w stosunku do niezbędnej ujętej w planach całości - szwajcarski ser. Tu odcineczek, tam odcineczek – a na reszcie kierowcy wciskają gaz do dechy usiłując wyprzedzić Tiry i „modlą się o przeżycie”.
Jak by jednak nie patrzeć, w dokumencie z grudnia 2014 zamieszczone są szczegółowe tabelki, które każdziutki zaplanowany odcinek rozpisują na szczegółowe okresy realizacji i precyzyjnie wyliczone koszty.
Przyjrzyjmy się teraz najnowszemu sierpniowemu projektowi zaserwowanemu na stronie Ministerstwa. Jest tam wszystko! Czyli oprócz kluczowych połączeń z planu grudniowego jeszcze dziesiątki innych… łącznie prawie 60 odcinków na najróżniejszych połączeniach transportowych: i z Gniezna do Bydgoszczy, i ze Stalowej Woli do Kielc, i Ujścia do Poznania i z Rzeszowa na południe przez góry i wiele wiele innych. Skolko ugodna! Cieszy się cała Polska. Tylko że… na realizację całego tego planu Ministerstwo przewidziało jedynie 107 mld zł! Czyli o zaledwie 14 mld więcej niż na wielokrotnie krótszy kilometrowo plan z grudnia 2014 r. Pomijam też tu inne „komponenty rzeczowe” jak kontynuacja inwestycji z planów na 2011-2015, bo tu akurat obydwa dokumenty niczym się nie różnią (limit to 14,5 mld zł).
Na próżno szukać załączników, które owe kilkaset kilometrów dróg rozpisywałyby na konkretne koszty. Drogowcy chwytają się za głowę i podkreślają, że „sierpniowy Program” anno domini 2015 w żadnym razie nie odnosi się do realiów. Jak podkreśla Tomasz Orłowski z Polskiego Kongresu Drogowego, zawarta w nim mapa połączeń to raczej „mapa politycznych powiązań i życzeń zgłaszanych do lokalnych oddziałów GDDKiA z całej Polski”.
Nie ujmujmy ważności setek połączeń dla potrzeb lokalnych i regionalnych. Inna sprawa, że są one potrzebne w ogóle – chociażby dla zaktywizowania rozwoju regionalnego w różnych częściach Polski i powinny znaleźć się na nie odpowiednie środki finansowe. Lokalne władze już dziś zastanawiają się nad potencjalnymi korzyściami i organizują w tym celu spotkania, jak chociażby zbliżające się Wschodnie Forum Drogowe w Supraślu, którego głównym tematem będzie perspektywa budowy szlaku Via Carpathia. Jednak kiedy popatrzymy na najnowsze „dzieło” na stronie MIiR to robi się przykro. Urzędnicy zdają się traktować współobywateli jak niedouków. A tu jednak – i geografia i matematyka nadal są wykładane w szkołach. A i w ogólnym dostępie są mapy Polski. Skoro dodatkowo u ludności nadal biegłość w myśleniu, to cóż: może jednak nie godzi się „walić dziesięciolatką po oczach”. Warto też wiedzieć, że może ktoś jednak „zauważy”, że nie da się dziesiątek kilometrów dróg „gdzie tylko” wybudować bez kosztów i bez środków. Po co więc te dziwne „Programy”?
A więc - do szczegółów. Poprzedni wyprodukowany w grudniu 2014 r. przez Ministerstwo „Program budowy Dróg Krajowych…etc.etc.” przewidywał do realizacji na najbliższą dekadę listę najważniejszych inwestycji drogowych w Polsce. Łączna kwota wydatków określonych przez Ministerstwo na ten cel wyniosła ok. 93 mld zł. Większość z zaplanowanych w dokumencie sprzed pół roku inwestycji to od lat niezrealizowane ważne połączenia, w tym – należące do transeuropejskich korytarzy transportowych. Jak chociażby szlak ze Szczecina na południe przez Zieloną Górę do Legnicy i dalej do granicy z Czechami, S8 z Wawy do Białegostoku, niedokończony odcinek A4 z Rzeszowa na wschód do Ukrainy, czy niewiarygodnie korkująca się - zwłaszcza w jak ja to nazywam godzinach około-weekendowych - S17 z Wawy do Lublina. Nie bez kozery będzie tu wspomnieć, że wykonana już sieć drogowa przypomina – w stosunku do niezbędnej ujętej w planach całości - szwajcarski ser. Tu odcineczek, tam odcineczek – a na reszcie kierowcy wciskają gaz do dechy usiłując wyprzedzić Tiry i „modlą się o przeżycie”.
Jak by jednak nie patrzeć, w dokumencie z grudnia 2014 zamieszczone są szczegółowe tabelki, które każdziutki zaplanowany odcinek rozpisują na szczegółowe okresy realizacji i precyzyjnie wyliczone koszty.
Przyjrzyjmy się teraz najnowszemu sierpniowemu projektowi zaserwowanemu na stronie Ministerstwa. Jest tam wszystko! Czyli oprócz kluczowych połączeń z planu grudniowego jeszcze dziesiątki innych… łącznie prawie 60 odcinków na najróżniejszych połączeniach transportowych: i z Gniezna do Bydgoszczy, i ze Stalowej Woli do Kielc, i Ujścia do Poznania i z Rzeszowa na południe przez góry i wiele wiele innych. Skolko ugodna! Cieszy się cała Polska. Tylko że… na realizację całego tego planu Ministerstwo przewidziało jedynie 107 mld zł! Czyli o zaledwie 14 mld więcej niż na wielokrotnie krótszy kilometrowo plan z grudnia 2014 r. Pomijam też tu inne „komponenty rzeczowe” jak kontynuacja inwestycji z planów na 2011-2015, bo tu akurat obydwa dokumenty niczym się nie różnią (limit to 14,5 mld zł).
Na próżno szukać załączników, które owe kilkaset kilometrów dróg rozpisywałyby na konkretne koszty. Drogowcy chwytają się za głowę i podkreślają, że „sierpniowy Program” anno domini 2015 w żadnym razie nie odnosi się do realiów. Jak podkreśla Tomasz Orłowski z Polskiego Kongresu Drogowego, zawarta w nim mapa połączeń to raczej „mapa politycznych powiązań i życzeń zgłaszanych do lokalnych oddziałów GDDKiA z całej Polski”.
Nie ujmujmy ważności setek połączeń dla potrzeb lokalnych i regionalnych. Inna sprawa, że są one potrzebne w ogóle – chociażby dla zaktywizowania rozwoju regionalnego w różnych częściach Polski i powinny znaleźć się na nie odpowiednie środki finansowe. Lokalne władze już dziś zastanawiają się nad potencjalnymi korzyściami i organizują w tym celu spotkania, jak chociażby zbliżające się Wschodnie Forum Drogowe w Supraślu, którego głównym tematem będzie perspektywa budowy szlaku Via Carpathia. Jednak kiedy popatrzymy na najnowsze „dzieło” na stronie MIiR to robi się przykro. Urzędnicy zdają się traktować współobywateli jak niedouków. A tu jednak – i geografia i matematyka nadal są wykładane w szkołach. A i w ogólnym dostępie są mapy Polski. Skoro dodatkowo u ludności nadal biegłość w myśleniu, to cóż: może jednak nie godzi się „walić dziesięciolatką po oczach”. Warto też wiedzieć, że może ktoś jednak „zauważy”, że nie da się dziesiątek kilometrów dróg „gdzie tylko” wybudować bez kosztów i bez środków. Po co więc te dziwne „Programy”?