Z punktem zwrotnym Platformy Obywatelskiej jest jak z Yetim – każdy o nim słyszał, ale nikt nie widział. Pomimo chęci i próby dostrzeżenia, w sobotniej konwencji premier Ewy Kopacz nie zauważyłam nic, co można by określić jakimkolwiek przełomem.
Podczas konwencji, premier Ewa Kopacz zwróciła się do młodych, których nazwała niewykorzystaną siłą Platformy Obywatelskiej. W zestawieniu ze słowami Pierwszej Damy, sugerujące jakoby dobrym wyborem młodzieży była emigracja, brzmi mało przekonywująco. Idąc jednak w zaparte, pani premier zagwarantowała im miejsca pracy w przyszłym Sejmie, a po ewentualnym wygraniu wyborów, nawet w przyszłym rządzie (To jest część z tych 100 tys. miejsc pracy o których mówił prezydent Komorowski?). Tłumaczyła, że nikt, jak oni sami, nie wie lepiej, czego potrzeba młodemu pokoleniu. Zgadzam się z tą tezą; w świecie polityki brakuje nowych twarzy, brakuje świeżości, nieskażonych, mądrych i kreatywnych głów. Zaczynałam więc już się szczerze uśmiechać, gdy temat nieoczekiwanie zszedł na ostatnie „przeboje” polityków PO. Każdy o nich wie, zwłaszcza w obliczu minionych tygodni, nietrudno było o bieżące relacje. I tu pani premier przeprasza za ich niekompetentną postawę, zaznaczając, że nawet w kontekście tych mało przyjemnych wydarzeń, praca wyborców nie poszła na marne.
„Nie dajcie sobie wmówić, że zdrajcą jest ten, kto jest dumny z wolnej Polski, kto wierzy w jej przyszłość i kocha ją tu i teraz.” Apelowała. Jestem dumna z Polski, jak i z tego, że jestem Polką. Wierzę w jej przyszłość i kocham ją tu i teraz. Zastanawia mnie tylko, kto i dlaczego miałby mi wmówić, że jest inaczej. To dziwne i niezrozumiałe myślenie. Nigdy nie kryłam się ze swoim głębokim patriotyzmem i nigdy nie słyszałam też zarzutu, że w związku z powyższym jestem zdrajcą. Przeciwnie, troska o swój kraj, umiłowanie go i godne reprezentowanie jest chlubą, postawą do naśladowania, która często spotyka się z dużą aprobatą.
Premier apelowała także, by wyborcy nie dali sobie wmówić, że Polska jest ruiną i upadkiem. Ale przecież to minister Sienkiewicz, członek Platformy, jako pierwszy użył znanej wszystkim już metafory określającej nasz kraj. Na szczęście, przy odrobinie pracowitości, zaangażowania i dobrej woli, każdą „kupę kamieni” można posprzątać. Mam nadzieję, że właśnie o to chodziło pani premier Kopacz.
Przed konwencją Platformy Obywatelskiej odbyła się konwencja Prawa i Sprawiedliwości, na której prezes Jarosław Kaczyński oficjalnie ogłosił kandydaturę Beaty Szydło na stanowisko premiera. Wydawać by się mogło, że to idealna sytuacja, ażeby uniknąć dalszych ataków na Kaczyńskiego i PiS. Największą bowiem obawą wśród przeciwników PiS była możliwa kandydatura prezesa na szefa rządu. Jednak nic z tych rzeczy. Wystawienie Beaty Szydło nie zmieniło narracji Platformy. Ewa Kopacz wezwała prezesa PiS do debaty, ironicznie dopytując o ewentualną jego abdykację. „Jeżeli pan wyśle na tę rozmowę panią Beatę Szydło, oczywiście będę rozmawiała. Jeśli nie będziecie mogli się dogadać, przyjdźcie obydwoje, ja będę z wami rozmawiała” kontynuowała pani premier. Jasne, trzeba rozmawiać, jak mówiła jedna z kandydatek na prezydenta. Tylko czy nie lepiej takie słowa skierować bezpośrednio do zainteresowanego? Wtedy stwarza się chociaż szanse dialogu, wymiany zdań i, co ważne, rozwiania wszelkich wątpliwości nawet jeśli chodzi o abdykację.
Dialog, którym posługują się niektórzy członkowie Platformy w dużej mierze oparty jest na zestawieniu dobra i zła, zgody i niezgody, pokoju i kłótni: „Przed nami ważne wybory. Polacy wybiorą, czy chcą zmiany, czy dewastacji. Czy chcą budować, czy burzyć.” Coraz bardziej doskwiera brak spokoju i wyciszenia, które na tę chwilę są tak bardzo potrzebne. Od lutego, czyli początku kampanii prezydenckiej, wciąż słychać o podziałach i grupach, mój-twój, nasz-wasz. Polacy zaczynają być zmęczeni, znużeni, ale i poirytowani, co może przełożyć się na frekwencje w jesiennym wyborach parlamentarnych. Tu natomiast, niezależnie od wygranej, ważne jest, by społeczeństwo odpowiedzialnie i z pełnym zaangażowaniem spełniło swój obowiązek uczestniczenia w głosowaniu.
Pisząc tę notkę, ponownie przeanalizowałam konwencję PO, wypowiedzi premier Kopacz oraz dziesięć zagadnień planu wyborczego. I nadal nie dostrzegam żadnych punktów zwrotnych: Apel do młodych już był. Proponowane miejsca pracy też. Kwestie budowy i dewastacji również się przewijały, podobnie jak uszczypliwości w kierunku opozycji. Wszystko już było. I to był chyba ten zwrot... o 360 stopni.
„Nie dajcie sobie wmówić, że zdrajcą jest ten, kto jest dumny z wolnej Polski, kto wierzy w jej przyszłość i kocha ją tu i teraz.” Apelowała. Jestem dumna z Polski, jak i z tego, że jestem Polką. Wierzę w jej przyszłość i kocham ją tu i teraz. Zastanawia mnie tylko, kto i dlaczego miałby mi wmówić, że jest inaczej. To dziwne i niezrozumiałe myślenie. Nigdy nie kryłam się ze swoim głębokim patriotyzmem i nigdy nie słyszałam też zarzutu, że w związku z powyższym jestem zdrajcą. Przeciwnie, troska o swój kraj, umiłowanie go i godne reprezentowanie jest chlubą, postawą do naśladowania, która często spotyka się z dużą aprobatą.
Premier apelowała także, by wyborcy nie dali sobie wmówić, że Polska jest ruiną i upadkiem. Ale przecież to minister Sienkiewicz, członek Platformy, jako pierwszy użył znanej wszystkim już metafory określającej nasz kraj. Na szczęście, przy odrobinie pracowitości, zaangażowania i dobrej woli, każdą „kupę kamieni” można posprzątać. Mam nadzieję, że właśnie o to chodziło pani premier Kopacz.
Przed konwencją Platformy Obywatelskiej odbyła się konwencja Prawa i Sprawiedliwości, na której prezes Jarosław Kaczyński oficjalnie ogłosił kandydaturę Beaty Szydło na stanowisko premiera. Wydawać by się mogło, że to idealna sytuacja, ażeby uniknąć dalszych ataków na Kaczyńskiego i PiS. Największą bowiem obawą wśród przeciwników PiS była możliwa kandydatura prezesa na szefa rządu. Jednak nic z tych rzeczy. Wystawienie Beaty Szydło nie zmieniło narracji Platformy. Ewa Kopacz wezwała prezesa PiS do debaty, ironicznie dopytując o ewentualną jego abdykację. „Jeżeli pan wyśle na tę rozmowę panią Beatę Szydło, oczywiście będę rozmawiała. Jeśli nie będziecie mogli się dogadać, przyjdźcie obydwoje, ja będę z wami rozmawiała” kontynuowała pani premier. Jasne, trzeba rozmawiać, jak mówiła jedna z kandydatek na prezydenta. Tylko czy nie lepiej takie słowa skierować bezpośrednio do zainteresowanego? Wtedy stwarza się chociaż szanse dialogu, wymiany zdań i, co ważne, rozwiania wszelkich wątpliwości nawet jeśli chodzi o abdykację.
Dialog, którym posługują się niektórzy członkowie Platformy w dużej mierze oparty jest na zestawieniu dobra i zła, zgody i niezgody, pokoju i kłótni: „Przed nami ważne wybory. Polacy wybiorą, czy chcą zmiany, czy dewastacji. Czy chcą budować, czy burzyć.” Coraz bardziej doskwiera brak spokoju i wyciszenia, które na tę chwilę są tak bardzo potrzebne. Od lutego, czyli początku kampanii prezydenckiej, wciąż słychać o podziałach i grupach, mój-twój, nasz-wasz. Polacy zaczynają być zmęczeni, znużeni, ale i poirytowani, co może przełożyć się na frekwencje w jesiennym wyborach parlamentarnych. Tu natomiast, niezależnie od wygranej, ważne jest, by społeczeństwo odpowiedzialnie i z pełnym zaangażowaniem spełniło swój obowiązek uczestniczenia w głosowaniu.
Pisząc tę notkę, ponownie przeanalizowałam konwencję PO, wypowiedzi premier Kopacz oraz dziesięć zagadnień planu wyborczego. I nadal nie dostrzegam żadnych punktów zwrotnych: Apel do młodych już był. Proponowane miejsca pracy też. Kwestie budowy i dewastacji również się przewijały, podobnie jak uszczypliwości w kierunku opozycji. Wszystko już było. I to był chyba ten zwrot... o 360 stopni.