Straszyli już PiS-em, Kaczyńskim, Macierewiczem, Ojcem Rydzykiem i całym Kościołem. Straszyli wojną z Rosją i więzieniami za in vitro, zaściankowością i średniowieczem. Teraz przyszedł czas na Grecję. Ale strach to tylko rzeczownik.
Odnoszę czasem wrażenie, że Polaków traktuje się jak ćwierćinteligentów, żeby nie powiedzieć idiotów. Przyjmuje się zasadę, że wystarczy trochę pokrzyczeć, postraszyć, przedstawić scenariusz w najciemniejszych barwach i wszelkie cele zostaną osiągnięte. W tym scenariuszu oczywiście główną rolę gra opozycja. Bez merytorycznej treści, bez argumentów, konkretów czy jakiekolwiek rozmowy. Sęk w tym, że wszyscy już znają te historie, z których nic nie wynika, a bajki bez morałów nic nie są warte. Kończy się zatem era, w której to obrana strategia polegająca na straszeniu przynosiła należyty skutek. Ludzie zaczynają się uodparniać, sięgają do różnych źródeł informacji, wypracowali sobie własne schematy myślenia i postrzegania świata. Coraz szerzej patrzą na sprawy związane z polityką i tym, co serwują nam media.
Według Ludowców PiS miał być granatem, a Andrzej Duda ryzykiem wojny nuklearnej. Granat nie wybuchł, wojny nie ma, a zlęknionych coraz mniej. Bo ile można słuchać o wyimaginowanym strachu tworzonym i powtarzanym przy każdej okazji przez polityków opozycji? To już nie działa, a najlepszym tego dowodem były ostatnie wybory prezydenckie, które potwierdziły, że Polacy chcą zmian, nie widzą zaściankowości i nie czują średniowiecza. A od ich decyzji nie odwiodły nawet spekulacje, że za Andrzejem Dudą miał rzekomo stać sam prezes Kaczyński. Wnioskuję zatem, ze owy lęk wyczuwają opozycyjni koledzy, niżeli sami obywatele.
Nie brakuje bowiem polityków, którzy podkreślają „niebezpieczeństwo” płynące z ewentualnych rządów PiS. Nie doszukałam się jednak żadnych merytorycznych argumentów mających potwierdzić ich tezy. „Będzie wojna, jak nie z Rosją, to domowa”, „czekamy na wysyp pomników i kościołów”, „nastanie reżim” to jedyne uzasadnienia płynące z ust najbardziej przestraszonych. Powyższe hasła niechętnie są rozwijane, bo i co tu można mądrego dopowiedzieć? Putin nas nie odwiedził, czołgi nie wkroczyły na ulice, a kościołów ile było, tyle jest. Kaczyński się zdystansował i rzadko można go zobaczyć u boku Dudy, a i Ojciec Rydzyk jakby miało zainteresowany prezydentem elektem. Nikt nie trafił do więzienia za zapłodnienie in vitro i raczej się na to nie zanosi. Ba, wręcz przeciwnie, pacjentek coraz więcej, podobnie jak samych klinik. Prowadzone są już nawet rankingi badające kto ma największe doświadczenie, a kto najwyższą skuteczność? Gdzie pracuje najwięcej certyfikowanych specjalistów, a kogo polecają sami lekarze?
Szukam więc tego średniowiecza i nie mogę znaleźć. Dostrzegam natomiast coraz więcej skandali serwowanych przez polityków. Oszustwa, fałszerstwa, brak zasad etycznych i moralnych, wzbogacanie się kosztem Polski i Polaków. Dzisiaj, mając świadomość jak wygląda polityka od kuchni (dosłownie i w przenośni), można śmiało stwierdzić, że aby spełnić obietnice wyborcze, wcale nie trzeba cudów. Wystarczy przestać kraść. I to są prawdziwe problemy, z którymi od lat się borykamy i których powinniśmy się obawiać.
„Jak wygra PiS, w Polsce będzie druga Grecja.” Słowa te należą do Kazimierza Marcinkiewicza, który idealnie wykorzystał napiętą sytuację w Grecji. Idąc tokiem myślenia niektórych polityków, cokolwiek i gdziekolwiek coś się dzieje, a dzieje się źle, należy to porównać do sytuacji w Polsce. I w tym porównaniu nie można zabraknąć partii Kaczyńskiego, bo jeśli coś pójdzie nie tak, to winny jest już wskazany. Premier Kopacz dodała, że Grecja jest dla Polaków wielką przestrogą; skutki tego, co się tam wydarzyło, wynikają z nieodpowiedzialnych obietnic polityków, i że kampania prezydencka była pełna nieprawdziwych deklaracji. To trochę za wcześnie, by rozliczać jeszcze niezaprzysiężonego prezydenta z rzetelności jego słów. Radziłabym więc wstrzymać się z tak dalece idącymi wnioskami, które mogą okazać się zwykłymi złośliwościami. Pani premier dodała, że w kampanii nie będzie licytować się z PiS-em i z panią Beatą Szydło na obietnice. Kamień z serca, bo tu nie o ilość chodzi, a o jakość. I nie o to, kto powie więcej, tylko kto zrobi lepiej.
Swoją drogą ciekawe, że jedni chcą zrobić z Polski drugie Niemcy, inni przepowiadają grecką przyszłość. A większości wystarczyłaby po prostu troska o kraj, ale w formie działania, a nie straszenia. Ot, żeby Polska była Polską - w dobrych rękach, z mądrym rządem i szczęśliwymi obywatelami.
Według Ludowców PiS miał być granatem, a Andrzej Duda ryzykiem wojny nuklearnej. Granat nie wybuchł, wojny nie ma, a zlęknionych coraz mniej. Bo ile można słuchać o wyimaginowanym strachu tworzonym i powtarzanym przy każdej okazji przez polityków opozycji? To już nie działa, a najlepszym tego dowodem były ostatnie wybory prezydenckie, które potwierdziły, że Polacy chcą zmian, nie widzą zaściankowości i nie czują średniowiecza. A od ich decyzji nie odwiodły nawet spekulacje, że za Andrzejem Dudą miał rzekomo stać sam prezes Kaczyński. Wnioskuję zatem, ze owy lęk wyczuwają opozycyjni koledzy, niżeli sami obywatele.
Nie brakuje bowiem polityków, którzy podkreślają „niebezpieczeństwo” płynące z ewentualnych rządów PiS. Nie doszukałam się jednak żadnych merytorycznych argumentów mających potwierdzić ich tezy. „Będzie wojna, jak nie z Rosją, to domowa”, „czekamy na wysyp pomników i kościołów”, „nastanie reżim” to jedyne uzasadnienia płynące z ust najbardziej przestraszonych. Powyższe hasła niechętnie są rozwijane, bo i co tu można mądrego dopowiedzieć? Putin nas nie odwiedził, czołgi nie wkroczyły na ulice, a kościołów ile było, tyle jest. Kaczyński się zdystansował i rzadko można go zobaczyć u boku Dudy, a i Ojciec Rydzyk jakby miało zainteresowany prezydentem elektem. Nikt nie trafił do więzienia za zapłodnienie in vitro i raczej się na to nie zanosi. Ba, wręcz przeciwnie, pacjentek coraz więcej, podobnie jak samych klinik. Prowadzone są już nawet rankingi badające kto ma największe doświadczenie, a kto najwyższą skuteczność? Gdzie pracuje najwięcej certyfikowanych specjalistów, a kogo polecają sami lekarze?
Szukam więc tego średniowiecza i nie mogę znaleźć. Dostrzegam natomiast coraz więcej skandali serwowanych przez polityków. Oszustwa, fałszerstwa, brak zasad etycznych i moralnych, wzbogacanie się kosztem Polski i Polaków. Dzisiaj, mając świadomość jak wygląda polityka od kuchni (dosłownie i w przenośni), można śmiało stwierdzić, że aby spełnić obietnice wyborcze, wcale nie trzeba cudów. Wystarczy przestać kraść. I to są prawdziwe problemy, z którymi od lat się borykamy i których powinniśmy się obawiać.
„Jak wygra PiS, w Polsce będzie druga Grecja.” Słowa te należą do Kazimierza Marcinkiewicza, który idealnie wykorzystał napiętą sytuację w Grecji. Idąc tokiem myślenia niektórych polityków, cokolwiek i gdziekolwiek coś się dzieje, a dzieje się źle, należy to porównać do sytuacji w Polsce. I w tym porównaniu nie można zabraknąć partii Kaczyńskiego, bo jeśli coś pójdzie nie tak, to winny jest już wskazany. Premier Kopacz dodała, że Grecja jest dla Polaków wielką przestrogą; skutki tego, co się tam wydarzyło, wynikają z nieodpowiedzialnych obietnic polityków, i że kampania prezydencka była pełna nieprawdziwych deklaracji. To trochę za wcześnie, by rozliczać jeszcze niezaprzysiężonego prezydenta z rzetelności jego słów. Radziłabym więc wstrzymać się z tak dalece idącymi wnioskami, które mogą okazać się zwykłymi złośliwościami. Pani premier dodała, że w kampanii nie będzie licytować się z PiS-em i z panią Beatą Szydło na obietnice. Kamień z serca, bo tu nie o ilość chodzi, a o jakość. I nie o to, kto powie więcej, tylko kto zrobi lepiej.
Swoją drogą ciekawe, że jedni chcą zrobić z Polski drugie Niemcy, inni przepowiadają grecką przyszłość. A większości wystarczyłaby po prostu troska o kraj, ale w formie działania, a nie straszenia. Ot, żeby Polska była Polską - w dobrych rękach, z mądrym rządem i szczęśliwymi obywatelami.