In vitro, projekt ustawy o uzgodnieniu płci, lecznicza marihuana – oto problemy, którym obecny rząd próbuje stawić czoło w ostatnich miesiącach przed wyborami parlamentarnymi. Pojawia się jednak pytanie, czy to naprawdę najbardziej palące tematy w obecnej polityce, czy może przykrywa się nimi dużo ważniejsze sprawy, którym trudno ujrzeć światło dzienne? Istnieje jeszcze jedna ewentualność – władza robi wszystko, by być postrzegana jako "wolna i nowoczesna”, bo jak sama podkreśla: Są ugrupowania, które tę wolność chcą ograniczać.
"Pomóż choremu Kajtkowi. Ruszyła zbiórka pieniędzy, na jego leczenie w USA potrzeba 6 milionów złotych.” Taki apel został wystosowany w mediach ponad tydzień temu. Sama od kilku lat jestem wolontariuszką i z doświadczenia wiem, że na taką kwotę czeka się miesiącami. Jednak w tym przypadku wystarczyło sześć dni – tylko tyle potrzebowali Polacy, by zgromadzić pomoc finansową dla małego Kajtka, który od urodzenia cierpi na rzadką i niezwykle bolesną chorobę genetyczną skóry.
Już niebawem to cierpienie na dobre zniknie z jego życia, dzięki ludziom o wielkim sercu i wbrew pozorom, niekoniecznie wielkim portfelu. Udało się, a Polacy znowu pokazali, że razem potrafią zdziałać cuda. Cuda, o które trudno walczyć z NFZ czy rządem, ponieważ ci zajmują się innymi sprawami, z innymi problemami w tle. Historia ta niesie za sobą jeszcze jedno przesłanie; mianowicie udowodniła ona, że pomocy należy szukać w drugim człowieku, nie w państwie. Ono najczęściej w takich sytuacjach rozkłada ręce, ale z chęcią "przytula” ok. 200 milionów złotych rocznie, które trafiają do budżetu państwa z tytułu VAT-u od SMS-ów wysyłanych na cele charytatywne.
Choremu Kajtkowi, podobnie jak tysiącom innych dzieci, pomogli obywatele. Rząd w tym czasie zajął się "leczeniem niepłodności”, skupiając swoją uwagę na metodzie in vitro. Celowo "leczenie niepłodności” wzięłam w cudzysłów, bowiem in vitro leczeniem niepłodności nie jest, a tylko obejściem problemu, by dotrzeć do celu. Najprościej widać to na przykładzie, kiedy kobieta nie może mieć dzieci, a po zapłodnieniu iv vitro zachodzi w ciążę. Nie oznacza to, że została ona uzdrowiona, a jej kolejne próby starania się o potomstwo uda się zrealizować w sposób naturalny.
Co do samej ustawy, zdania są podzielone nie tylko wśród społeczeństwa, ale także samych polityków. Jednym z najczęściej pojawiających się zarzutów jest rozumienie przez ustawę pojęcia "zarodek” jako grupy komórek. Zjednoczona Prawica obawia się zamrażania i selekcji zarodków, co rzuca cień na godność osoby ludzkiej, która według nauki kościoła oraz samego Jana Pawła II, zaczyna się od pierwszego momentu swego istnienia. Jednak zdaniem konstytucjonalisty, prof. Marka Chmaja, zarodek nie jest osobą ludzką, przez co wszelkie ewentualne wyrzuty sumienia nie powinny mieć miejsca. Czy to myślenie życzeniowe? Skoro pojawiają się powyższe niejasności, Trybunał Konstytucyjny powinien rozstrzygnąć te wątpliwości jeszcze przed podpisaniem ustawy.
Krzysztof Szczerski, poseł Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział, że jeżeli jego partia dojdzie do władzy, na pewno zmieni tę ustawę. Natomiast Jan Bury, szef klubu PSL zaznaczył, że nikogo ona nie zmusza do stosowania in vitro i jest to indywidualna decyzja, także w oparciu o własne sumienie.
Zwolennicy zapładniania pozaustrojowego uparcie porównują dziecko z protezą nogi, zęba, czy okularami noszącymi przez słabowidzących. Swoją tezę argumentują tym, że przecież każda z powyższych niweluje problem, a de facto, właśnie o to chodzi. Być może, jednak w przypadku zapłodnienia in vitro pojawia się cały szereg pytań, zastrzeżeń i wątpliwości, które sprowadzają się do żywej istoty, kwestii moralnych, etycznych i światopoglądowych. Ząb nie ma godności ludzkiej, dziecko tak, każde, to najmniejsze też.
Kolejną, niecierpiącą zwłoki sprawą naszego rządu jest uchwalona już ustawa o uzgodnieniu płci. Prawdę mówiąc, zastanawiam się, co tu jest właściwie do uzgadniania? Przecież kobieta to kobieta, a mężczyzna to mężczyzna. Jednak projekt przygotowany z inicjatywy posłanki Anny Grodzkiej okazał się kolejnym ważnym problemem polskiej polityki. Od dzisiaj, każdy, kto się waha, kogo tożsamość płciowa różni się od płci wpisanej do aktu urodzenia będzie mógł swobodniej skorzystać z procedur prawnych dotyczących jej uzgodnienia. Internauci kpią, proponując kolejną ustawę, dotyczącą prawa o uzgodnieniu wieku. Inni piszą, że świat stanął na głowie, a za nasze pieniądze politycy urządzają sobie cyrk. Takie sprawy wymagają debaty, ale wyłącznie w momentach, gdy inne, ważne dla społeczeństwa tematy zostają omówione i rozwiązane.
To niezrozumiałe, że wśród tak wielu problemów, na pierwszy plan wysuwa się te dotyczące zaledwie kilku procent społeczeństwa, zapominając o tym, co najistotniejsze i najbardziej palące.
A jeśli mówimy już o paleniu, to warto też wspomnieć o kolejnej głośnej sprawie ostatniego tygodnia. Chodzi o leczniczą marihuanę, która dopuszczona została do obrotu w postaci leku. Ma ona pomóc chorym na stwardnienie rozsiane. Jednak nie tylko oni mogą liczyć na „zielone lekarstwo”. Premier Ewa Kopacz zapowiedziała, że kolejne dopuszczane będą systematycznie po przeprowadzonych badaniach klinicznych. Podkreśliła, że jeżeli takie preparaty [oparte na marihuanie] pomagają jak każdy inny lek, a ich skład jest bezpieczny dla pacjenta, powinny po zarejestrowaniu trafić do obrotu. Sprawa ważna, ale czy na tyle, by wystawiana była na piedestał?
Ostatnie miesiące przed jesiennymi wyborami niezwykle zmobilizowały rząd do działania. Tylko wczoraj (tj. 22 lipca) prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę dotyczącą in vitro, ustawę o Trybunale Konstytucyjnym oraz kodeks wyborczy. Pytanie tylko, czy decyzje podejmowane ad hoc są naprawdę szczegółowo rozważone, dobrze pomyślane i z korzyścią dla wszystkich, albo chociaż dla większości obywateli? Bo jak mówi stare, polskie przysłowie: Co nagle, to po diable.
Już niebawem to cierpienie na dobre zniknie z jego życia, dzięki ludziom o wielkim sercu i wbrew pozorom, niekoniecznie wielkim portfelu. Udało się, a Polacy znowu pokazali, że razem potrafią zdziałać cuda. Cuda, o które trudno walczyć z NFZ czy rządem, ponieważ ci zajmują się innymi sprawami, z innymi problemami w tle. Historia ta niesie za sobą jeszcze jedno przesłanie; mianowicie udowodniła ona, że pomocy należy szukać w drugim człowieku, nie w państwie. Ono najczęściej w takich sytuacjach rozkłada ręce, ale z chęcią "przytula” ok. 200 milionów złotych rocznie, które trafiają do budżetu państwa z tytułu VAT-u od SMS-ów wysyłanych na cele charytatywne.
Choremu Kajtkowi, podobnie jak tysiącom innych dzieci, pomogli obywatele. Rząd w tym czasie zajął się "leczeniem niepłodności”, skupiając swoją uwagę na metodzie in vitro. Celowo "leczenie niepłodności” wzięłam w cudzysłów, bowiem in vitro leczeniem niepłodności nie jest, a tylko obejściem problemu, by dotrzeć do celu. Najprościej widać to na przykładzie, kiedy kobieta nie może mieć dzieci, a po zapłodnieniu iv vitro zachodzi w ciążę. Nie oznacza to, że została ona uzdrowiona, a jej kolejne próby starania się o potomstwo uda się zrealizować w sposób naturalny.
Co do samej ustawy, zdania są podzielone nie tylko wśród społeczeństwa, ale także samych polityków. Jednym z najczęściej pojawiających się zarzutów jest rozumienie przez ustawę pojęcia "zarodek” jako grupy komórek. Zjednoczona Prawica obawia się zamrażania i selekcji zarodków, co rzuca cień na godność osoby ludzkiej, która według nauki kościoła oraz samego Jana Pawła II, zaczyna się od pierwszego momentu swego istnienia. Jednak zdaniem konstytucjonalisty, prof. Marka Chmaja, zarodek nie jest osobą ludzką, przez co wszelkie ewentualne wyrzuty sumienia nie powinny mieć miejsca. Czy to myślenie życzeniowe? Skoro pojawiają się powyższe niejasności, Trybunał Konstytucyjny powinien rozstrzygnąć te wątpliwości jeszcze przed podpisaniem ustawy.
Krzysztof Szczerski, poseł Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział, że jeżeli jego partia dojdzie do władzy, na pewno zmieni tę ustawę. Natomiast Jan Bury, szef klubu PSL zaznaczył, że nikogo ona nie zmusza do stosowania in vitro i jest to indywidualna decyzja, także w oparciu o własne sumienie.
Zwolennicy zapładniania pozaustrojowego uparcie porównują dziecko z protezą nogi, zęba, czy okularami noszącymi przez słabowidzących. Swoją tezę argumentują tym, że przecież każda z powyższych niweluje problem, a de facto, właśnie o to chodzi. Być może, jednak w przypadku zapłodnienia in vitro pojawia się cały szereg pytań, zastrzeżeń i wątpliwości, które sprowadzają się do żywej istoty, kwestii moralnych, etycznych i światopoglądowych. Ząb nie ma godności ludzkiej, dziecko tak, każde, to najmniejsze też.
Kolejną, niecierpiącą zwłoki sprawą naszego rządu jest uchwalona już ustawa o uzgodnieniu płci. Prawdę mówiąc, zastanawiam się, co tu jest właściwie do uzgadniania? Przecież kobieta to kobieta, a mężczyzna to mężczyzna. Jednak projekt przygotowany z inicjatywy posłanki Anny Grodzkiej okazał się kolejnym ważnym problemem polskiej polityki. Od dzisiaj, każdy, kto się waha, kogo tożsamość płciowa różni się od płci wpisanej do aktu urodzenia będzie mógł swobodniej skorzystać z procedur prawnych dotyczących jej uzgodnienia. Internauci kpią, proponując kolejną ustawę, dotyczącą prawa o uzgodnieniu wieku. Inni piszą, że świat stanął na głowie, a za nasze pieniądze politycy urządzają sobie cyrk. Takie sprawy wymagają debaty, ale wyłącznie w momentach, gdy inne, ważne dla społeczeństwa tematy zostają omówione i rozwiązane.
To niezrozumiałe, że wśród tak wielu problemów, na pierwszy plan wysuwa się te dotyczące zaledwie kilku procent społeczeństwa, zapominając o tym, co najistotniejsze i najbardziej palące.
A jeśli mówimy już o paleniu, to warto też wspomnieć o kolejnej głośnej sprawie ostatniego tygodnia. Chodzi o leczniczą marihuanę, która dopuszczona została do obrotu w postaci leku. Ma ona pomóc chorym na stwardnienie rozsiane. Jednak nie tylko oni mogą liczyć na „zielone lekarstwo”. Premier Ewa Kopacz zapowiedziała, że kolejne dopuszczane będą systematycznie po przeprowadzonych badaniach klinicznych. Podkreśliła, że jeżeli takie preparaty [oparte na marihuanie] pomagają jak każdy inny lek, a ich skład jest bezpieczny dla pacjenta, powinny po zarejestrowaniu trafić do obrotu. Sprawa ważna, ale czy na tyle, by wystawiana była na piedestał?
Ostatnie miesiące przed jesiennymi wyborami niezwykle zmobilizowały rząd do działania. Tylko wczoraj (tj. 22 lipca) prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę dotyczącą in vitro, ustawę o Trybunale Konstytucyjnym oraz kodeks wyborczy. Pytanie tylko, czy decyzje podejmowane ad hoc są naprawdę szczegółowo rozważone, dobrze pomyślane i z korzyścią dla wszystkich, albo chociaż dla większości obywateli? Bo jak mówi stare, polskie przysłowie: Co nagle, to po diable.