Od ponad pięciu lat realizuję się jako wolontariuszka, pomagając chorym dzieciom, a przy tym wspierając ich rodziny. Wiem, co znaczy "człowiek w potrzebie", wiem jak wyglądają prawdziwe łzy, ból i strach, i jak wiele wsparcia oraz dobra może przynieść druga osoba. Czasami to jedyna deska ratunku, a w przypadku syryjskich imigrantów, można to potraktować naprawdę dosłownie.
Ile nas, tyle opinii. Pomóc, czy nie, odesłać, czy przyjąć, a jeśli przyjąć to ile? Nikt z nas nie ma serca z kamienia, a oglądając zdjęcia kobiet, które ostatkami sił niosą na rękach swoje małe dzieci, łatwo jest powiedzieć: Tak, bierzemy wszystkich. W tym przypadku, nawet inna kultura, czy religia nie są argumentem przemawiającym za zaniechanie tej pomocy. Jednak po chwili, śledząc doniesienia z Węgier, Niemiec czy Chorwacji, czar pryska. Pojawia się niezrozumienie i pytanie: jak to możliwe, że młodzi, silni mężczyźni, w wieku poborowym uciekają ze swojego kraju bojąc się wojny? I mamy zderzenie dwóch światów, jeden, o którym mówią media, i drugi, jaki widzimy. W pierwszym wciąż słychać o bezbronności imigrantów, biedzie w jakiej przyszło im żyć, jednak po chwili rzeczywistość pokazuje coś innego: pojawiają się uśmiechnięci, dobrze ubrani obcokrajowcy, z ajfonami, którzy beztrosko machają w stronę telewizyjnej kamery.
Znajoma odwiedziła niedawno Albanię. Przy granicy jej drogi skrzyżowały się z drogami uchodźców. Komentarz był krótki: "Brud, smród i ubóstwo". Szmaty, pieluchy, jedzenie - wszystko rzucane pod nogi, relacjonowała. Takie historie kolidują z moim światopoglądem na temat imigrantów, i puentując zapewnienia pani posłanki Muchy, iż "trzeba się otwierać na ich kulturę", mam tylko nadzieję, że nie chodził o tę osobistą.
Pani premier we wczorajszym orędziu zapowiedziała, że Polska będzie oddzielać uchodźców potrzebujących pomocy od imigrantów ekonomicznych - brzmi uspokajająco, ale obawiam się, że nie jest to w pełni do zrealizowania. Rząd wpadł w sidła kilku sprytnych kelnerów, to jakim cudem ogarną kilkanaście tysięcy Syryjczyków? Dużo jest niejasności, o których powinno się informować społeczeństwo, nawet jeśli komentarze nie byłyby pochlebne. Pytanie pierwsze, czy to Komisja Europejska narzuciła nam liczbę imigrantów, czy sami ją zaproponowaliśmy? Czy jesteśmy posłuszni UE kosztem własnego bezpieczeństwa? itd. Gdyby otwarcie, wprost i rzeczowo podeszło się do sprawy, nastroje Polaków też byłyby inne. Bo złym rozwiązaniem jest nie mówić nic, albo mówić tak, aby nic nie powiedzieć. Wtedy pozostają tylko domysły i domniemania, które czasem są gorsze od „najgorszej prawdy”.
Chociaż daleka jestem od tezy "Polska dla Polaków", to jednak w tym przypadku selekcja powinna być ogromna. Przyjęliśmy Gruzinów, przyjmujemy Ukraińców - i nikt, naprawdę nikt, nie miał z tym problemu. Polska jest otwartym krajem, pełnym dobrych, ale i naprawdę mądrych ludzi, którzy nie dają sobie wcisnąć wszystkiego, co proponują mainstream i rząd.
Ta refleksja jest odpowiedzią na postawione mi pytanie: „Ola, co myślisz na temat uchodźców? Bo krew mnie zalewa, gdy czytam ten mainstreamowy monolog odmawiajacy ludziom podstawowego prawa wyrażenia swojej opinii.” I stąd rodzą się takie dyskusje. Szkoda, że gdzieś po cichu, na fejsbuku, albo w domu przy kolacji, bo już nawet Telewizja Polska blokuje wystawianie komentarzy pod materiałami dotyczącymi uchodźców. By żyło się lepiej.
Znajoma odwiedziła niedawno Albanię. Przy granicy jej drogi skrzyżowały się z drogami uchodźców. Komentarz był krótki: "Brud, smród i ubóstwo". Szmaty, pieluchy, jedzenie - wszystko rzucane pod nogi, relacjonowała. Takie historie kolidują z moim światopoglądem na temat imigrantów, i puentując zapewnienia pani posłanki Muchy, iż "trzeba się otwierać na ich kulturę", mam tylko nadzieję, że nie chodził o tę osobistą.
Pani premier we wczorajszym orędziu zapowiedziała, że Polska będzie oddzielać uchodźców potrzebujących pomocy od imigrantów ekonomicznych - brzmi uspokajająco, ale obawiam się, że nie jest to w pełni do zrealizowania. Rząd wpadł w sidła kilku sprytnych kelnerów, to jakim cudem ogarną kilkanaście tysięcy Syryjczyków? Dużo jest niejasności, o których powinno się informować społeczeństwo, nawet jeśli komentarze nie byłyby pochlebne. Pytanie pierwsze, czy to Komisja Europejska narzuciła nam liczbę imigrantów, czy sami ją zaproponowaliśmy? Czy jesteśmy posłuszni UE kosztem własnego bezpieczeństwa? itd. Gdyby otwarcie, wprost i rzeczowo podeszło się do sprawy, nastroje Polaków też byłyby inne. Bo złym rozwiązaniem jest nie mówić nic, albo mówić tak, aby nic nie powiedzieć. Wtedy pozostają tylko domysły i domniemania, które czasem są gorsze od „najgorszej prawdy”.
Chociaż daleka jestem od tezy "Polska dla Polaków", to jednak w tym przypadku selekcja powinna być ogromna. Przyjęliśmy Gruzinów, przyjmujemy Ukraińców - i nikt, naprawdę nikt, nie miał z tym problemu. Polska jest otwartym krajem, pełnym dobrych, ale i naprawdę mądrych ludzi, którzy nie dają sobie wcisnąć wszystkiego, co proponują mainstream i rząd.
Ta refleksja jest odpowiedzią na postawione mi pytanie: „Ola, co myślisz na temat uchodźców? Bo krew mnie zalewa, gdy czytam ten mainstreamowy monolog odmawiajacy ludziom podstawowego prawa wyrażenia swojej opinii.” I stąd rodzą się takie dyskusje. Szkoda, że gdzieś po cichu, na fejsbuku, albo w domu przy kolacji, bo już nawet Telewizja Polska blokuje wystawianie komentarzy pod materiałami dotyczącymi uchodźców. By żyło się lepiej.