Niedawno resort finansów zaanonsował za pośrednictwem mediów nowy, pilotażowy projekt wydłużenia godzin pracy niektórych urzędów skarbowych. Pilotaż ma odpowiedzieć na pytanie, czy urzędy powinny pracować np. w sobotę.
Na pierwszy rzut oka – dobry pomysł. Ciężko jednak wyobrazić sobie, że resort odpowiedzialny za nadzór nad wszystkimi urzędami skarbowymi nie miał do tej pory wiedzy, jakie godziny pracy będą najwygodniejsze dla petentów i musi uruchamiać specjalną akcję. Fakt, że informacja o tej inicjatywie ogłoszona została niedługo przed wyborami, każe patrzeć z dystansem na rzeczywiste intencje.
Zostawmy jednak na chwilę powody i spójrzmy na reakcje. Sądząc po komentarzach pod publikacjami, niektórzy internauci poszliby jeszcze dalej i wprowadzili obowiązek pracy urzędów 24 godziny na dobę przez 7 dni. Nie zabrakło złośliwych uwag pod adresem pracowników urzędów, którzy „piją cały dzień kawę za nasze pieniądze”. Co na to druga strona, czyli urzędnicy? Pomysł ministerstwa był gorąco komentowany na forach pracowników skarbówki. Tam pojawiły się żale, że to kolejny absurdalny pomysł z góry. Niektórzy przekonywali, że w godzinach wieczornych albo w weekend, pies z kulawą nogą nie zajrzy do urzędu. Inny komentarz mówił, że nawet, jeśli urzędnicy będą pracować w sobotę, to i tak nic się nie załatwi, bo pieczątki leżeć będą z zaplombowanej szafie. Na marginesie - nie zdziwiłbym się gdyby tak było.
W większości komentarzy pracowników fiskusa dało się wyczuć złość, że decyzja ministerstwa była nagła i z nikim niekonsultowana. Że po raz kolejny ktoś każe realizować pomysł, który nie uwzględnia rzeczywistych potrzeb i którego celem jest wyłącznie pokazanie, że „ministerstwo dba o obywateli”.
Żeby było jasne, nie uważam, żeby urzędnikom, którzy kilka razy w tygodniu wyjdą później z pracy, stała się wielka krzywda. Nie wiem też, na ile mocny wpływ na sposób argumentacji ma zwykła złość z powodu np. konieczności pracy w sobotę. Czytając jednak komentarze zgorzkniałych urzędników można zadać sobie pytanie, czy budowanie dobrych relacji administracji z obywatelami nie powinno zaczynać się od właściwego ułożenia relacji wewnątrz samej administracji? I być może tam leży jedna z ważniejszych przyczyn problemów w relacjach obywateli z urzędnikami. Co przyjdzie urzędnikowi ze szkoleń na temat dobrych kontaktów z petentem, jeśli sam ma poczucie bycia pionkiem wykonującym bezsensowne polecenia „tych z góry”. Przypomina to trochę sytuację, w której mąż po trudnym dniu w pracy przychodzi do domu, kłóci się z żoną, żona wyładowuje złość na dziecku, a dziecko ze złości kopie psa. Jak petenci jesteśmy często skazani na bycie ostatnim ogniwem łańcucha decyzji, pomysłów, usprawnień w administracji itd. Debatując o budowaniu przyjaznej administracji w Polsce warto to uwzględnić.
Zostawmy jednak na chwilę powody i spójrzmy na reakcje. Sądząc po komentarzach pod publikacjami, niektórzy internauci poszliby jeszcze dalej i wprowadzili obowiązek pracy urzędów 24 godziny na dobę przez 7 dni. Nie zabrakło złośliwych uwag pod adresem pracowników urzędów, którzy „piją cały dzień kawę za nasze pieniądze”. Co na to druga strona, czyli urzędnicy? Pomysł ministerstwa był gorąco komentowany na forach pracowników skarbówki. Tam pojawiły się żale, że to kolejny absurdalny pomysł z góry. Niektórzy przekonywali, że w godzinach wieczornych albo w weekend, pies z kulawą nogą nie zajrzy do urzędu. Inny komentarz mówił, że nawet, jeśli urzędnicy będą pracować w sobotę, to i tak nic się nie załatwi, bo pieczątki leżeć będą z zaplombowanej szafie. Na marginesie - nie zdziwiłbym się gdyby tak było.
W większości komentarzy pracowników fiskusa dało się wyczuć złość, że decyzja ministerstwa była nagła i z nikim niekonsultowana. Że po raz kolejny ktoś każe realizować pomysł, który nie uwzględnia rzeczywistych potrzeb i którego celem jest wyłącznie pokazanie, że „ministerstwo dba o obywateli”.
Żeby było jasne, nie uważam, żeby urzędnikom, którzy kilka razy w tygodniu wyjdą później z pracy, stała się wielka krzywda. Nie wiem też, na ile mocny wpływ na sposób argumentacji ma zwykła złość z powodu np. konieczności pracy w sobotę. Czytając jednak komentarze zgorzkniałych urzędników można zadać sobie pytanie, czy budowanie dobrych relacji administracji z obywatelami nie powinno zaczynać się od właściwego ułożenia relacji wewnątrz samej administracji? I być może tam leży jedna z ważniejszych przyczyn problemów w relacjach obywateli z urzędnikami. Co przyjdzie urzędnikowi ze szkoleń na temat dobrych kontaktów z petentem, jeśli sam ma poczucie bycia pionkiem wykonującym bezsensowne polecenia „tych z góry”. Przypomina to trochę sytuację, w której mąż po trudnym dniu w pracy przychodzi do domu, kłóci się z żoną, żona wyładowuje złość na dziecku, a dziecko ze złości kopie psa. Jak petenci jesteśmy często skazani na bycie ostatnim ogniwem łańcucha decyzji, pomysłów, usprawnień w administracji itd. Debatując o budowaniu przyjaznej administracji w Polsce warto to uwzględnić.