Z wytycznych doc. Kalego: Czeczenia żądać autonomii – to dobrze Osetia żądać autonomii – to niedobrze Rosja rozjechać Czeczenię – to niedobrze Gruzja rozjechać Osetię – to dobrze albo co najwyżej nie ma tematu Rosja rozjechać Gruzję – bardzo niedobrze Wreszcie Kosowo żądać autonomii – to bardzo dobrze, a nawet ją dostać w prezencie od tzw. opinii międzynarodowej czyli USA.
Właśnie byłem w Bieszczadach i naiwnie sądziłem, że odetnę się od polityki.
W Bieszczadach, które jak raz dotknięte zostały tragicznymi konfliktami etnicznymi.
Historia nabrała gwałtownego przyspieszenia a obecne wydarzenia na Kaukazie otwierają nowy rozdział - Rosja poczuła krew dopadniętej ofiary.
Tyle, że ja nie wezmę udziału w chórze potępiających ten kraj na rozkaz oficerów propagandowych. Bardziej interesuje mnie pytanie – ten cały Saakaszwili to agent Moskwy czy Waszyngtonu? A może tylko kaukaski watażka? I co z tego mieć będzie Polska?
Pierwszą ofiara wojny jest prawda.
Najpierw więc fakty.
Osetia od dawna zgłaszała aspiracje autonomiczne. Słusznie? To zależy, kto odpowiadał na pytanie. Gruzini, że nie słusznie, Rosja, że słusznie.
A my jak uważamy? Popieraliśmy dążenia Czeczenów? Czy też popieramy takie dążenia lub nie w zależności, czy to szkodzi Rosji?
Oseteńczycy ciążyli ku Moskwie, bojąc się Tbilisi. Konflikt ma wielowiekową tradycję. Jak to na Kaukazie.
Mimo nacisków opinii międzynarodowej Tbilisi nie chciało ustąpić, ale tym bardziej Moskwa zyskiwała tam na popularności.
Wreszcie Saakaszwili zaatakował Osetię, tak jak zrobił to wcześniej w Abchazji. Relacje (niezależne!) mówią o atakowaniu cywili, budynków mieszkalnych, szpitali. Zginęło od kilkuset do 2 000 osób – głównie cywili. Osetyńczycy (no i oczywiście Moskwa) mówią o czystce etnicznej.
Rosja zdecydowała się na kontrakcję. Słusznie? Niech czytelnik odpowie sobie sam. Zakładam jednak, że nie los zabijanych tych czy innych narodów będzie stanowił kryterium. Przy naszym kompleksie rosyjskim kryterium jest jedno – nasz stosunek do Rosji.
Niemniej jakoś nie słyszałem o protestach naszych wrażliwców moralnych. Że Organ Michnika nie dał sygnału? Może były, a ja, będąc w Bieszczadach, nie zauważyłem tego? Proszę o wyjaśnienie.
Przypomnę, że USA najechały Irak w obronie szyitów i Kurdów (taka przynajmniej jest aktualna wykładnia). Tyle, że obrona szyitów i Kurdów kosztowała do dzisiaj życie kilkuset tysięcy Irakijczyków. A Husajn został skazany na śmierć (po groteskowym procesie) za rzekomy rozkaz zabicia 148 szyitów.
Oczywiście Rosja wykorzystuje okazję do rozprawy z Gruzją a jednocześnie wysyła światu jednoznaczny sygnał – wracamy do poważnej gry.
A wszystko to dzięki Miszce Saakaszwilemu.
Miszka – bohater
Miszka zaczynał karierę u boku Edwarda Szawarnadze, byłego kacyka sowieckiego.
Potem studiował w USA i nawet tam pracował. Czy został formalnie agentem USA? Zapewne nigdy się tego nie dowiemy. W każdym razie stał się mocno proamerykański.
Wrócił do Gruzji z powrotem pod skrzydła Szawarnadze. Do czasu. W czasie tzw. rewolucji goździków, która była zwykłym przewrotem pałacowym, obalił swego protektora przy walnym poparciu USA. Protektorzy wykorzystali szansę i rozpoczęli szkolenie i dozbrajanie armii gruzińskiej.
Tymczasem Miszka, przy głośnej retoryce prozachodniej i antymoskiewskiej rozpoczął umacnianie swojej pozycji w kraju. Zaczęło się od tajemniczej śmierci jednego z konkurentów z grona przywódców owej rewolucji – Zurawa Żwaniji. Pod adresem Miszki pojawiły się oskarżenia o OSOBISTE MORDERSTWO. Nie zrażony wziął się za opozycję – w tym uwaga, uwaga, dyżurni prawicowi publicyści – prawicową. Spektakularnym efektem było brutalne tłumienie opozycyjnych manifestacji w ub. roku czy represjonowanie mediów. Kto dziś pamięta, że Adam Michnik, rzecz niezwykła, musiał pojechać ratować jedną z prywatnych stacji, którą zamknął i zdemolował Miszka? Opozycja oskarża też Miszkę o fałszerstwa wyborcze - cudem wygrał niedawne wybory. I już zupełnie błahe są oskarżenia o korupcję na wielką skalę.
Dziwić się więc nie należy, że Miszka zapragnął sukcesów tak w kraju (na dodatek nędza tam coraz większa) a i chciał podnieść swoją wartość wobec protektorów.
Przypomnę też, że to, iż Gruzja nie dostała zaproszenia do NATO (o co się oskarża zgniłków i mięczaków z Zachodu) dlatego, że nie spełnia podstawowych standardów demokratycznych. Mnie to wali – ale obrońcom różnych Wolnych Tybetów czy pałających oburzeniem na naruszenia demokracji np. w Rosji od lewa do prawa nie powinno to być obojętne, prawda?
No bo przecież taki Miszka to może nawet większy satrapa niż sam Putin? Straszna to myśl i niepoprawna politycznie, tym bardziej, że to nasz ostatnio największy przyjaciel i którego będziemy bronić przed okrutną Rosją jak niepodległości.
Co ciekawe, Miszka ostatnio opowiada, że Rosji nie chodzi nawet o Osetię czy Gruzję. Rosji chodzi o niego!
Nie ma się mu co dziwić. Chłop wie, że przegiął więc się łasi do protektorów, ale grymas historii może być taki, że to nie Moskwa go obali ani nawet sami Gruzini ale wręcz Waszyngton. Sorry, Winetou.
USA mogą Rosji napikać
Bo w sprawie Gruzji USA mogą co najwyżej tyle zrobić.
Richard Pippes przyznał, że USA uwikłane w okupację Iraku (to moje określenie, nie jego, słowo ,,okupacja’’ jest zarezerwowane np. dla Rosji w Gruzji) nie jest w stanie zrobić nic szczególnego. Owszem, Gruzja to ważny element szachów geostrategicznych w rozgrywce USA – Rosja ale ci pierwsi są raczej w defensywie.
To zresztą kolejny, namacalny dowód, na to, jak awantura iracka fatalnie przyczyniła się do upadku potęgi USA (pisałem o tym niedawno).
A pan prezydent Bush w czasie ataku Rosji na Gruzję bawił na meczu basebolla na igrzyskach w Pekinie (!) i nie raczył nawet na chwilę przerwać kibicowania.
To powyżej ze szczególną uwagą dedykuję redakcji GazPolki.
Jak wygrać konflikt dla siebie, gdy tu wredny Klaus wbija nóż w plecy
Przy okazji tej awantury korzyść (oprócz Rosji, oczywiście) chciał odnieść nasz prezydencik, który antyrosyjską retorykę adresował tyleż do Gruzinów co do rodzimego odbiorcy. Choć całość już wygląda groteskowo, to jeszcze doszły do tego przepychanki między rządem a prezydentem. Jak na mocarstwo geostrategiczne to dość nieszablonowa sytuacja.
Tymczasem prezydent Czech Klaus nie zgodził się z naszym prezydencikiem - oświadczył, że trudno mu przyjąć punkt widzenia: Rosja niedobra, Gruzja dobra.
Wielkość męża stanu jakim jest Klaus polega m.in. na tym, że nie poddaje się populistycznej fanfaronadzie i ma odwagę głosić poglądy nieprostackie ale wymagające myślenia.
Niedawno oferowałem (przy okazji niejednoznacznej postawy naszego Kaczyńskiego wobec Lizbony) dwu Kaczyńskich plus Gosiewskiego (w promocji) za jednego Klausa. Dziś podwyższam stawkę: Kaczyńscy, Gosiewski i cała kancelaria prezydenta za jednego Klausa.
Swoją drogą: czy Czechy nie mogłyby na nas napaść i trochę nas pookupować?
Niechby nawet Szaakaszwili miał to potępić.
Lub choćby unia personalna (były precedensy!) – wspólny prezydent?
Co z muzeum i pomnikiem Stalina?
Ciekawe natomiast, czy Rosjanie, którzy jak wiadomo demolują co popadnie, zdemolują największą atrakcję w Gori – muzeum i pomnik Stalina. Ciekawe co z kolei tym fantem zrobiłyby nasze ogłupiałe media. Ostatecznie Stalin to największy z Gruzinów a Gruzini to nasi najlepsi ostatnio przyjaciele (wyparli z tej zaszczytnej pozycji Ukraińców, którzy nagle okazało się, niekoniecznie nas uważają za największych przyjaciół, już nie mówiąc o rozliczeniu się za Wołyń). Będą więc jakieś protesty o niszczenie gruzińskich pamiątek historycznych?
Podsumujmy więc skutki awantury gruzińskiego watażki.
Wewnętrzne.
W Rosji prozachodnia opozycja nie ma już teraz żadnego znaczenia. Reżym bez wysiłku może teraz sugerować ich prozachodnią agenturalność.
Umocniła się pozycja (i tak mocna) tandemu Putin-Miedwiediew.
Zewnętrzne.
Rosji udało się po raz pierwszy od upadku Sowietów wyprowadzić działania wojenne poza swoje granice i to z sukcesami.
Pierwszy to militarny – niekoniecznie bardzo chwalebny – bo Gruzja to liliput.
Ponoć jeden z dzienników (czyżby Rzepa? Nie jestem pewien, byłem w Bieszczadach) na początku konfliktu pisał, że Gruzja ma szanse wygrać z Rosją!
To skandaliczna sytuacja i redakcja i autor ponoszą moralną odpowiedzialność za podszczuwanie Gruzinów do konfliktu, za który zapłacą teraz ogromną cenę.
Ale Rosja odniosła ogromny polityczny sukces – świat musiał się pogodzić z rosyjską interwencją i przyjąć do wiadomości, że staje się ona z powrotem supermocarstwem.
A przyjęcie Gruzji do NATO od teraz staje się nieaktualne na wiele lat. Praktycznie na zawsze.
I po raz kolejny okazało się, że USA to papierowy wyleniały i bezzębny tygrys, który jeszcze powarkuje groźnie, ale już ledwo się rusza.
Nadal nie rozumiem, dlaczego nasz prezydencik nazywa Sakaszwilego naszym przyjacielem?
Owszem, można rozważać, że uwikłanie Rosji w kolejny konflikt na Kaukazie (po tym, jak w Czeczenii sytuacja się stabilizuje) jest elementem rozgrywki USA ale byłoby to pyrrusowe zwycięstwo.
Polacy jako mały naród
Tak czy inaczej małe narody płacą swoją straszną cenę za rozgrywki między mocarstwami.
Niedawno Serbowie w Kosowie, kilka dni temu Osetyńczycy a teraz Gruzini.
Pytanie brzmi – czy my jesteśmy małym narodem? Pewnie byśmy się oburzyli na taką sugestię. Ale niestety nasza historia świadczy o tym, że jesteśmy małym narodem o tyle, że od jakiś 250 lat byliśmy elementem rozgrywki między mniejszymi czy większymi mocarstwami. Obawiam się, że to się nie zmieniło. Nie byłoby to jeszcze tragedią, bo taką sytuację można nieźle rozgrywać na swoją korzyść. Tyle, że my tego wyjątkowo nie umiemy. No cóż, machanie szabelką to ciągle nasza najlepsza umiejętność w polityce zagranicznej.
Wracając do Gruzji.
Ponieważ darzę sympatią Gruzję, Gruzinów a szczególnie Gruzinki (najszczególniej pewną uroczą Natalę Gwetadze z Kutaisi, ciekawe, czy mnie jeszcze pamięta – to było 35 lat temu!) to życzę im jaki najlepiej, a nawet wybaczam im to muzeum i pomnik Stalina.
Miałem okazję brać kilka razy udział w spotkaniach polsko-gruzińskich. Zazdroszczę im sławnych toastów – bo picie bez toastów to zwykły alkoholizm. Oto jeden z nich:
Pewien młodzian wybrał się na polowanie. Po całym dniu biegania po górach postanowił wykąpać się w potoku. Rozebrał się do naga i wszedł do wody.
Po chwili usłyszał, że ktoś zbliża się do miejsca jego kąpieli. Nie mając wiele czasu chwycił swoją czapkę i zasłonił przyrodzenie. Ale oto na brzegu pojawiła się piękna księżniczka. Mimo niezwykłej sytuacji młodzian nie zapomniał o stosownym zachowaniu. Lewą ręką przytrzymał czapkę a prawą pokłonił się z szacunkiem. Po chwili pokłonił się lewą ręką, prawą przytrzymując czapkę. Teraz jednak przyszła pora na pokłon oburącz. Cóż było robić – grzeczność to grzeczność – ale, cóż się stało? Mimo głębokiego pokłonu i to obiema rękoma czapka pozostała na swoim miejscu (mniej uważnym przypomnijmy, że nie była to głowa)!
Drodzy przyjaciele, wypijmy więc za to, by nasze czapki przez długie lata mogły się trzymać w miejscu w którym trzymała się młodzieńcowi!
Ja teraz piję za to, by Gruzini mieli lidera, którego głowa służy nie tylko do noszenia czapek. Dla ich dobra i dobra naszej przyjaźni.
A ma ona rzeczywiście wielowiekową tradycję.
Już w XIX w. Polacy, którzy okupowali Kaukaz służąc w armii rosyjskiej, zawierali tam liczne przyjaźnie a nawet małżeństwa. Jedna z moich przyjaciółek z czasów rzeszowskich (kłaniam Ci się Lilka) swoją niezwykłą urodę tłumaczyła wielką miłością i małżeństwem swojego dziadka, oficera polskiego w służbie cara z miejscową księżniczką. Kłaniam Ci się Lilka oburącz . :-)
Z kolei oficerowie gruzińscy, emigranci z Rosji komunistycznej walczyli u naszego boku w wojnie polsko-bolszewickiej.
A podczas Powstania Warszawskiego niezwykłą odwagą wykazywali się sowieccy żołnierze gruzińskiego pochodzenia, uciekinierzy z obozów niemieckich. Wszyscy zginęli w Powstaniu. Jeden z nich, oficer, zginął osłaniając oddział AK na Starym Mieście, odmawiając wycofania się i skazując na pewną śmierć. Pod jego mundurem znaleziono czerwoną flagę z sierpem i młotem i portret Stalina...
Tymczasem Powstanie tłumili (brutalnie!) Gruzini antykomuniści w służbie niemieckiej.
Nota bene. Tak to bywa z historią, która jest o wiele bardziej skomplikowana niż chcieliby różni wychowawcy historyczni od lewa do prawa.
PS 1.
Miało być o Hungaroringu – ale cóż – dopadła mnie polityka, co widać wyżej. Było super – zrealizowałem swoje wieloletnie marzenie. A mój baner:
Panie, ochroń mnie przed moimi mechanikami, bo przed przeciwnikami obronię się sam.
Robert Kubica.
okazał się niestety, proroczy choć robił furorę wśród kibiców z całego świata. Słaba to jednak pociecha...
PS 2.
Miło mi poinformować, że blog niżej podpisanego znalazł się na pierwszym miejscu w rankingu najczęściej odwiedzanych na stronie Wprost.
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam do kolejnych, zachęcam do dyskusji.
Blogers.
W Bieszczadach, które jak raz dotknięte zostały tragicznymi konfliktami etnicznymi.
Historia nabrała gwałtownego przyspieszenia a obecne wydarzenia na Kaukazie otwierają nowy rozdział - Rosja poczuła krew dopadniętej ofiary.
Tyle, że ja nie wezmę udziału w chórze potępiających ten kraj na rozkaz oficerów propagandowych. Bardziej interesuje mnie pytanie – ten cały Saakaszwili to agent Moskwy czy Waszyngtonu? A może tylko kaukaski watażka? I co z tego mieć będzie Polska?
Pierwszą ofiara wojny jest prawda.
Najpierw więc fakty.
Osetia od dawna zgłaszała aspiracje autonomiczne. Słusznie? To zależy, kto odpowiadał na pytanie. Gruzini, że nie słusznie, Rosja, że słusznie.
A my jak uważamy? Popieraliśmy dążenia Czeczenów? Czy też popieramy takie dążenia lub nie w zależności, czy to szkodzi Rosji?
Oseteńczycy ciążyli ku Moskwie, bojąc się Tbilisi. Konflikt ma wielowiekową tradycję. Jak to na Kaukazie.
Mimo nacisków opinii międzynarodowej Tbilisi nie chciało ustąpić, ale tym bardziej Moskwa zyskiwała tam na popularności.
Wreszcie Saakaszwili zaatakował Osetię, tak jak zrobił to wcześniej w Abchazji. Relacje (niezależne!) mówią o atakowaniu cywili, budynków mieszkalnych, szpitali. Zginęło od kilkuset do 2 000 osób – głównie cywili. Osetyńczycy (no i oczywiście Moskwa) mówią o czystce etnicznej.
Rosja zdecydowała się na kontrakcję. Słusznie? Niech czytelnik odpowie sobie sam. Zakładam jednak, że nie los zabijanych tych czy innych narodów będzie stanowił kryterium. Przy naszym kompleksie rosyjskim kryterium jest jedno – nasz stosunek do Rosji.
Niemniej jakoś nie słyszałem o protestach naszych wrażliwców moralnych. Że Organ Michnika nie dał sygnału? Może były, a ja, będąc w Bieszczadach, nie zauważyłem tego? Proszę o wyjaśnienie.
Przypomnę, że USA najechały Irak w obronie szyitów i Kurdów (taka przynajmniej jest aktualna wykładnia). Tyle, że obrona szyitów i Kurdów kosztowała do dzisiaj życie kilkuset tysięcy Irakijczyków. A Husajn został skazany na śmierć (po groteskowym procesie) za rzekomy rozkaz zabicia 148 szyitów.
Oczywiście Rosja wykorzystuje okazję do rozprawy z Gruzją a jednocześnie wysyła światu jednoznaczny sygnał – wracamy do poważnej gry.
A wszystko to dzięki Miszce Saakaszwilemu.
Miszka – bohater
Miszka zaczynał karierę u boku Edwarda Szawarnadze, byłego kacyka sowieckiego.
Potem studiował w USA i nawet tam pracował. Czy został formalnie agentem USA? Zapewne nigdy się tego nie dowiemy. W każdym razie stał się mocno proamerykański.
Wrócił do Gruzji z powrotem pod skrzydła Szawarnadze. Do czasu. W czasie tzw. rewolucji goździków, która była zwykłym przewrotem pałacowym, obalił swego protektora przy walnym poparciu USA. Protektorzy wykorzystali szansę i rozpoczęli szkolenie i dozbrajanie armii gruzińskiej.
Tymczasem Miszka, przy głośnej retoryce prozachodniej i antymoskiewskiej rozpoczął umacnianie swojej pozycji w kraju. Zaczęło się od tajemniczej śmierci jednego z konkurentów z grona przywódców owej rewolucji – Zurawa Żwaniji. Pod adresem Miszki pojawiły się oskarżenia o OSOBISTE MORDERSTWO. Nie zrażony wziął się za opozycję – w tym uwaga, uwaga, dyżurni prawicowi publicyści – prawicową. Spektakularnym efektem było brutalne tłumienie opozycyjnych manifestacji w ub. roku czy represjonowanie mediów. Kto dziś pamięta, że Adam Michnik, rzecz niezwykła, musiał pojechać ratować jedną z prywatnych stacji, którą zamknął i zdemolował Miszka? Opozycja oskarża też Miszkę o fałszerstwa wyborcze - cudem wygrał niedawne wybory. I już zupełnie błahe są oskarżenia o korupcję na wielką skalę.
Dziwić się więc nie należy, że Miszka zapragnął sukcesów tak w kraju (na dodatek nędza tam coraz większa) a i chciał podnieść swoją wartość wobec protektorów.
Przypomnę też, że to, iż Gruzja nie dostała zaproszenia do NATO (o co się oskarża zgniłków i mięczaków z Zachodu) dlatego, że nie spełnia podstawowych standardów demokratycznych. Mnie to wali – ale obrońcom różnych Wolnych Tybetów czy pałających oburzeniem na naruszenia demokracji np. w Rosji od lewa do prawa nie powinno to być obojętne, prawda?
No bo przecież taki Miszka to może nawet większy satrapa niż sam Putin? Straszna to myśl i niepoprawna politycznie, tym bardziej, że to nasz ostatnio największy przyjaciel i którego będziemy bronić przed okrutną Rosją jak niepodległości.
Co ciekawe, Miszka ostatnio opowiada, że Rosji nie chodzi nawet o Osetię czy Gruzję. Rosji chodzi o niego!
Nie ma się mu co dziwić. Chłop wie, że przegiął więc się łasi do protektorów, ale grymas historii może być taki, że to nie Moskwa go obali ani nawet sami Gruzini ale wręcz Waszyngton. Sorry, Winetou.
USA mogą Rosji napikać
Bo w sprawie Gruzji USA mogą co najwyżej tyle zrobić.
Richard Pippes przyznał, że USA uwikłane w okupację Iraku (to moje określenie, nie jego, słowo ,,okupacja’’ jest zarezerwowane np. dla Rosji w Gruzji) nie jest w stanie zrobić nic szczególnego. Owszem, Gruzja to ważny element szachów geostrategicznych w rozgrywce USA – Rosja ale ci pierwsi są raczej w defensywie.
To zresztą kolejny, namacalny dowód, na to, jak awantura iracka fatalnie przyczyniła się do upadku potęgi USA (pisałem o tym niedawno).
A pan prezydent Bush w czasie ataku Rosji na Gruzję bawił na meczu basebolla na igrzyskach w Pekinie (!) i nie raczył nawet na chwilę przerwać kibicowania.
To powyżej ze szczególną uwagą dedykuję redakcji GazPolki.
Jak wygrać konflikt dla siebie, gdy tu wredny Klaus wbija nóż w plecy
Przy okazji tej awantury korzyść (oprócz Rosji, oczywiście) chciał odnieść nasz prezydencik, który antyrosyjską retorykę adresował tyleż do Gruzinów co do rodzimego odbiorcy. Choć całość już wygląda groteskowo, to jeszcze doszły do tego przepychanki między rządem a prezydentem. Jak na mocarstwo geostrategiczne to dość nieszablonowa sytuacja.
Tymczasem prezydent Czech Klaus nie zgodził się z naszym prezydencikiem - oświadczył, że trudno mu przyjąć punkt widzenia: Rosja niedobra, Gruzja dobra.
Wielkość męża stanu jakim jest Klaus polega m.in. na tym, że nie poddaje się populistycznej fanfaronadzie i ma odwagę głosić poglądy nieprostackie ale wymagające myślenia.
Niedawno oferowałem (przy okazji niejednoznacznej postawy naszego Kaczyńskiego wobec Lizbony) dwu Kaczyńskich plus Gosiewskiego (w promocji) za jednego Klausa. Dziś podwyższam stawkę: Kaczyńscy, Gosiewski i cała kancelaria prezydenta za jednego Klausa.
Swoją drogą: czy Czechy nie mogłyby na nas napaść i trochę nas pookupować?
Niechby nawet Szaakaszwili miał to potępić.
Lub choćby unia personalna (były precedensy!) – wspólny prezydent?
Co z muzeum i pomnikiem Stalina?
Ciekawe natomiast, czy Rosjanie, którzy jak wiadomo demolują co popadnie, zdemolują największą atrakcję w Gori – muzeum i pomnik Stalina. Ciekawe co z kolei tym fantem zrobiłyby nasze ogłupiałe media. Ostatecznie Stalin to największy z Gruzinów a Gruzini to nasi najlepsi ostatnio przyjaciele (wyparli z tej zaszczytnej pozycji Ukraińców, którzy nagle okazało się, niekoniecznie nas uważają za największych przyjaciół, już nie mówiąc o rozliczeniu się za Wołyń). Będą więc jakieś protesty o niszczenie gruzińskich pamiątek historycznych?
Podsumujmy więc skutki awantury gruzińskiego watażki.
Wewnętrzne.
W Rosji prozachodnia opozycja nie ma już teraz żadnego znaczenia. Reżym bez wysiłku może teraz sugerować ich prozachodnią agenturalność.
Umocniła się pozycja (i tak mocna) tandemu Putin-Miedwiediew.
Zewnętrzne.
Rosji udało się po raz pierwszy od upadku Sowietów wyprowadzić działania wojenne poza swoje granice i to z sukcesami.
Pierwszy to militarny – niekoniecznie bardzo chwalebny – bo Gruzja to liliput.
Ponoć jeden z dzienników (czyżby Rzepa? Nie jestem pewien, byłem w Bieszczadach) na początku konfliktu pisał, że Gruzja ma szanse wygrać z Rosją!
To skandaliczna sytuacja i redakcja i autor ponoszą moralną odpowiedzialność za podszczuwanie Gruzinów do konfliktu, za który zapłacą teraz ogromną cenę.
Ale Rosja odniosła ogromny polityczny sukces – świat musiał się pogodzić z rosyjską interwencją i przyjąć do wiadomości, że staje się ona z powrotem supermocarstwem.
A przyjęcie Gruzji do NATO od teraz staje się nieaktualne na wiele lat. Praktycznie na zawsze.
I po raz kolejny okazało się, że USA to papierowy wyleniały i bezzębny tygrys, który jeszcze powarkuje groźnie, ale już ledwo się rusza.
Nadal nie rozumiem, dlaczego nasz prezydencik nazywa Sakaszwilego naszym przyjacielem?
Owszem, można rozważać, że uwikłanie Rosji w kolejny konflikt na Kaukazie (po tym, jak w Czeczenii sytuacja się stabilizuje) jest elementem rozgrywki USA ale byłoby to pyrrusowe zwycięstwo.
Polacy jako mały naród
Tak czy inaczej małe narody płacą swoją straszną cenę za rozgrywki między mocarstwami.
Niedawno Serbowie w Kosowie, kilka dni temu Osetyńczycy a teraz Gruzini.
Pytanie brzmi – czy my jesteśmy małym narodem? Pewnie byśmy się oburzyli na taką sugestię. Ale niestety nasza historia świadczy o tym, że jesteśmy małym narodem o tyle, że od jakiś 250 lat byliśmy elementem rozgrywki między mniejszymi czy większymi mocarstwami. Obawiam się, że to się nie zmieniło. Nie byłoby to jeszcze tragedią, bo taką sytuację można nieźle rozgrywać na swoją korzyść. Tyle, że my tego wyjątkowo nie umiemy. No cóż, machanie szabelką to ciągle nasza najlepsza umiejętność w polityce zagranicznej.
Wracając do Gruzji.
Ponieważ darzę sympatią Gruzję, Gruzinów a szczególnie Gruzinki (najszczególniej pewną uroczą Natalę Gwetadze z Kutaisi, ciekawe, czy mnie jeszcze pamięta – to było 35 lat temu!) to życzę im jaki najlepiej, a nawet wybaczam im to muzeum i pomnik Stalina.
Miałem okazję brać kilka razy udział w spotkaniach polsko-gruzińskich. Zazdroszczę im sławnych toastów – bo picie bez toastów to zwykły alkoholizm. Oto jeden z nich:
Pewien młodzian wybrał się na polowanie. Po całym dniu biegania po górach postanowił wykąpać się w potoku. Rozebrał się do naga i wszedł do wody.
Po chwili usłyszał, że ktoś zbliża się do miejsca jego kąpieli. Nie mając wiele czasu chwycił swoją czapkę i zasłonił przyrodzenie. Ale oto na brzegu pojawiła się piękna księżniczka. Mimo niezwykłej sytuacji młodzian nie zapomniał o stosownym zachowaniu. Lewą ręką przytrzymał czapkę a prawą pokłonił się z szacunkiem. Po chwili pokłonił się lewą ręką, prawą przytrzymując czapkę. Teraz jednak przyszła pora na pokłon oburącz. Cóż było robić – grzeczność to grzeczność – ale, cóż się stało? Mimo głębokiego pokłonu i to obiema rękoma czapka pozostała na swoim miejscu (mniej uważnym przypomnijmy, że nie była to głowa)!
Drodzy przyjaciele, wypijmy więc za to, by nasze czapki przez długie lata mogły się trzymać w miejscu w którym trzymała się młodzieńcowi!
Ja teraz piję za to, by Gruzini mieli lidera, którego głowa służy nie tylko do noszenia czapek. Dla ich dobra i dobra naszej przyjaźni.
A ma ona rzeczywiście wielowiekową tradycję.
Już w XIX w. Polacy, którzy okupowali Kaukaz służąc w armii rosyjskiej, zawierali tam liczne przyjaźnie a nawet małżeństwa. Jedna z moich przyjaciółek z czasów rzeszowskich (kłaniam Ci się Lilka) swoją niezwykłą urodę tłumaczyła wielką miłością i małżeństwem swojego dziadka, oficera polskiego w służbie cara z miejscową księżniczką. Kłaniam Ci się Lilka oburącz . :-)
Z kolei oficerowie gruzińscy, emigranci z Rosji komunistycznej walczyli u naszego boku w wojnie polsko-bolszewickiej.
A podczas Powstania Warszawskiego niezwykłą odwagą wykazywali się sowieccy żołnierze gruzińskiego pochodzenia, uciekinierzy z obozów niemieckich. Wszyscy zginęli w Powstaniu. Jeden z nich, oficer, zginął osłaniając oddział AK na Starym Mieście, odmawiając wycofania się i skazując na pewną śmierć. Pod jego mundurem znaleziono czerwoną flagę z sierpem i młotem i portret Stalina...
Tymczasem Powstanie tłumili (brutalnie!) Gruzini antykomuniści w służbie niemieckiej.
Nota bene. Tak to bywa z historią, która jest o wiele bardziej skomplikowana niż chcieliby różni wychowawcy historyczni od lewa do prawa.
PS 1.
Miało być o Hungaroringu – ale cóż – dopadła mnie polityka, co widać wyżej. Było super – zrealizowałem swoje wieloletnie marzenie. A mój baner:
Panie, ochroń mnie przed moimi mechanikami, bo przed przeciwnikami obronię się sam.
Robert Kubica.
okazał się niestety, proroczy choć robił furorę wśród kibiców z całego świata. Słaba to jednak pociecha...
PS 2.
Miło mi poinformować, że blog niżej podpisanego znalazł się na pierwszym miejscu w rankingu najczęściej odwiedzanych na stronie Wprost.
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam do kolejnych, zachęcam do dyskusji.
Blogers.