Spotkanie prezesa Kaczyńskiego z PiS-owskimi komsomolcami pod hasłem „PiS. Szansa dla młodych” miało „przykryć” PO-owski jubileuszowy spęd w Gdańsku. I może by się to udało, gdyby nie incydent, który odwrócił uwagę od ważkich treści, których nie zabrakło na spotkaniu. A było tak.
Już podczas wejścia prezes zdziwił się mocno, że z głośników huknął jakiś big-beat i to w obcym języku (prawdopodobnie angielskim). - Czego to młodzież nie wymyśli – pomyślał prezes. – A ja mam wygłosić referat „Polska musi mieć swoją markę”. Już nie mówię, że mogli puścić Pierwszą Brygadę czy Marsz Mokotowa ale nie ma jakiegoś fajnego rodzimego młodzieżowego zespołu big-beatowego? Na przykład takie Czerwone Gitary? Chociaż może nie, nie, to nie dobrze brzmi - czerwone. No to Trubadurzy? Też nie za dobrze, zaraz byłyby pytania, kto tu jest trubą dużym, a kto małym. Niebiesko-Czarni? Nie, tak nazywano milicję.
Pogrążony w myślach prezes nie wsłuchiwał się w słowa obcojęzycznej piosenki. Nawet gdyby jednak się w nie wsłuchał, to ze względu na fakt, iż spośród wielu języków świata wyraźnie preferował Polski, nie miał szans się oburzyć. Dzięki temu skandal nie wybuchł od razu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.
No i nie uciekło. Już po powrocie do Warszawy w gabinecie prezesa spotkała się wewnętrzna komisja śledcza. Były co prawda pomysły, by powołać w tej sprawie komisję międzynarodową oraz zaapelować do prezydenta Obamy, by USA ujawniły czarne skrzynki zawierające nagranie owego big beatowego przeboju, ale w końcu uznano, że najpierw trzeba zmierzyć się z wrogiem samemu.
Na biurku prezesa leżało tłumaczenie owej feralnej piosenki na język, który nasz bohater lubił najbardziej. Niektóre fragmenty były podkreślone grubym czerwonym flamastrem. Prezes czytał je na głos.
,,Masz krew na twarzy, ty wielka hańbo
Śpiewając wymachujesz nad głową sztandarem’’
- No i jak się państwu podoba? – spytał uderzając pięścią w biurko.
,,Chłopie, jesteś już stary i biedny
Po twym wzroku widać, że chcesz już tylko spokoju
Masz błoto na twarzy ty wielka hańbo
Ktoś w końcu postawi cię na swoim miejscu
Niech ktoś lepiej zabierze cię stąd, niech ktoś ci pokaże twoje miejsce.
Poruszymy, poruszymy was
Poruszymy, poruszymy was”.
- Faktycznie, udało się – nikt o niczym innym nie mówi! – denerwował się prezes. - Gratuluję! – kpił. W tym momencie rozpalone żądzą zemsty spojrzenie prezesa padło na posła Hofmana, oddelegowanego przez partię na odcinek młodzieżowy.
- Nie wykluczam udziału KGB – Antoni Macierewicz zaatakował problem centralnie. - A na pewno jest jakiś Śpioch układu w szeregach młodzieżówki, który udaje didżeja. Wychodzi brak lustracji! – irytował się. Na uwagę Hofmana, że gdyby któryś z młodych uczestników spotkania chciał współpracować z KGB, musiałby się na to zdecydować w czasie pobytu w żłobku, Macierewicz odpowiedział niezrażony: - I to jest niewykluczone, młody kolego. Kolega nie może pamiętać tamtych czasów. Na mnie na przykład donosy pisano już w przedszkolu.
- A to ciekawe? Proszę coś więcej powiedzieć – Hofman próbował się przymilić.
- Znalazłem ich całą teczkę. Na przykład donos do wychowawczyni, że zamiast zjadać obiad, udawałem, że go połykam, a tymczasem ja, metodą „na chomika” przechowywałem jedzenie, wychodziłem do toalety i tam wszystko wypluwałem.
- O, brawo. A czemu tak? – spytał zaciekawiony Hofman.
- Komunistyczne jedzenie nie mogło mi przejść przez gardło. A już najbardziej nie smakował mi komunistyczny szpinak – wyjaśnił Macierewicz.
- Rozumiem. A kto pana ministra zadenuncjował? – dopytywał się młody poseł PiS.
- Kolega. On z kolei w toalecie bawił się z koleżankami w doktora, zamiast walczyć z komuną. Od przedszkola był liberałem, nie dziwota, że dzisiaj popiera PO – Macierewicz na wspomnienie kolegi wyraźnie się skrzywił.
Macierewicz pewnie jeszcze długo wspominałby swoją kombatancką młodość, gdyby nie to, że głos zabrał sam prezes.
- Musimy jak najszybciej znaleźć tego Śpiocha. Bo później tacy zostają ministrami, no a potem trzeba się z tymi nimi spotykać w sądach. A co wiemy o tych angielskich szarpidrutach? – spytał.
- Nazywają się Queen – odpowiedział Hofman.
- Co to znaczy?
- No… królowa.
- Dziwna nazwa.
- Ich wokalistą był niejaki Fredy Mercury – kontynuował Macierewicz.
- Jak to był? – zainteresował się Jarosław Kaczyński.
- Już nie żyje.
- No to chyba trochę przesadziliście…
- Nie to. Umarł kilka lat temu na AIDS.
- Aha. I co jeszcze?
- No, to był wokalista dość, że tak powiem, dość kontrowersyjny… - próbował przejąć inicjatywę Hofmann.
- Balangi, narkotyki, przechwalał się, że miał setki partnerów… - Macierewicz postanowił mówić prawdę, prawdę i tylko prawdę. – Mam jeszcze jeden trop – tego dnia w Warszawie odbyła się Parada Równości. To nie może być przypadek! – zwrócił uwagę
Prezes zmarszczył brwi. Spojrzał na Hofmana, który w tym momencie bardzo chciał znaleźć się gdzieś indziej.
- Nikt z tych młodych, którzy organizowali to spotkanie nie ma u nas szans. Zrozumiano? – spytał Hofmana Kaczyński. Hofmann skwapliwie przytaknął, ale przy okazji uświadomił sobie, że i jego dni w partii mogą być policzone. Nagle jednak rozchmurzył się – zawsze jest jakieś wyjście. Wystarczy zgłosić się do PO i zasugerować, że prezesa Kaczyńskiego darzy się niechęcią i że owa wpadka nie była dziełem przypadku. „Jedynka” murowana.
Platforma Obywatelska – „Szansa dla młodych i trochę starszych z PiS”.
Pogrążony w myślach prezes nie wsłuchiwał się w słowa obcojęzycznej piosenki. Nawet gdyby jednak się w nie wsłuchał, to ze względu na fakt, iż spośród wielu języków świata wyraźnie preferował Polski, nie miał szans się oburzyć. Dzięki temu skandal nie wybuchł od razu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.
No i nie uciekło. Już po powrocie do Warszawy w gabinecie prezesa spotkała się wewnętrzna komisja śledcza. Były co prawda pomysły, by powołać w tej sprawie komisję międzynarodową oraz zaapelować do prezydenta Obamy, by USA ujawniły czarne skrzynki zawierające nagranie owego big beatowego przeboju, ale w końcu uznano, że najpierw trzeba zmierzyć się z wrogiem samemu.
Na biurku prezesa leżało tłumaczenie owej feralnej piosenki na język, który nasz bohater lubił najbardziej. Niektóre fragmenty były podkreślone grubym czerwonym flamastrem. Prezes czytał je na głos.
,,Masz krew na twarzy, ty wielka hańbo
Śpiewając wymachujesz nad głową sztandarem’’
- No i jak się państwu podoba? – spytał uderzając pięścią w biurko.
,,Chłopie, jesteś już stary i biedny
Po twym wzroku widać, że chcesz już tylko spokoju
Masz błoto na twarzy ty wielka hańbo
Ktoś w końcu postawi cię na swoim miejscu
Niech ktoś lepiej zabierze cię stąd, niech ktoś ci pokaże twoje miejsce.
Poruszymy, poruszymy was
Poruszymy, poruszymy was”.
- Faktycznie, udało się – nikt o niczym innym nie mówi! – denerwował się prezes. - Gratuluję! – kpił. W tym momencie rozpalone żądzą zemsty spojrzenie prezesa padło na posła Hofmana, oddelegowanego przez partię na odcinek młodzieżowy.
- Nie wykluczam udziału KGB – Antoni Macierewicz zaatakował problem centralnie. - A na pewno jest jakiś Śpioch układu w szeregach młodzieżówki, który udaje didżeja. Wychodzi brak lustracji! – irytował się. Na uwagę Hofmana, że gdyby któryś z młodych uczestników spotkania chciał współpracować z KGB, musiałby się na to zdecydować w czasie pobytu w żłobku, Macierewicz odpowiedział niezrażony: - I to jest niewykluczone, młody kolego. Kolega nie może pamiętać tamtych czasów. Na mnie na przykład donosy pisano już w przedszkolu.
- A to ciekawe? Proszę coś więcej powiedzieć – Hofman próbował się przymilić.
- Znalazłem ich całą teczkę. Na przykład donos do wychowawczyni, że zamiast zjadać obiad, udawałem, że go połykam, a tymczasem ja, metodą „na chomika” przechowywałem jedzenie, wychodziłem do toalety i tam wszystko wypluwałem.
- O, brawo. A czemu tak? – spytał zaciekawiony Hofman.
- Komunistyczne jedzenie nie mogło mi przejść przez gardło. A już najbardziej nie smakował mi komunistyczny szpinak – wyjaśnił Macierewicz.
- Rozumiem. A kto pana ministra zadenuncjował? – dopytywał się młody poseł PiS.
- Kolega. On z kolei w toalecie bawił się z koleżankami w doktora, zamiast walczyć z komuną. Od przedszkola był liberałem, nie dziwota, że dzisiaj popiera PO – Macierewicz na wspomnienie kolegi wyraźnie się skrzywił.
Macierewicz pewnie jeszcze długo wspominałby swoją kombatancką młodość, gdyby nie to, że głos zabrał sam prezes.
- Musimy jak najszybciej znaleźć tego Śpiocha. Bo później tacy zostają ministrami, no a potem trzeba się z tymi nimi spotykać w sądach. A co wiemy o tych angielskich szarpidrutach? – spytał.
- Nazywają się Queen – odpowiedział Hofman.
- Co to znaczy?
- No… królowa.
- Dziwna nazwa.
- Ich wokalistą był niejaki Fredy Mercury – kontynuował Macierewicz.
- Jak to był? – zainteresował się Jarosław Kaczyński.
- Już nie żyje.
- No to chyba trochę przesadziliście…
- Nie to. Umarł kilka lat temu na AIDS.
- Aha. I co jeszcze?
- No, to był wokalista dość, że tak powiem, dość kontrowersyjny… - próbował przejąć inicjatywę Hofmann.
- Balangi, narkotyki, przechwalał się, że miał setki partnerów… - Macierewicz postanowił mówić prawdę, prawdę i tylko prawdę. – Mam jeszcze jeden trop – tego dnia w Warszawie odbyła się Parada Równości. To nie może być przypadek! – zwrócił uwagę
Prezes zmarszczył brwi. Spojrzał na Hofmana, który w tym momencie bardzo chciał znaleźć się gdzieś indziej.
- Nikt z tych młodych, którzy organizowali to spotkanie nie ma u nas szans. Zrozumiano? – spytał Hofmana Kaczyński. Hofmann skwapliwie przytaknął, ale przy okazji uświadomił sobie, że i jego dni w partii mogą być policzone. Nagle jednak rozchmurzył się – zawsze jest jakieś wyjście. Wystarczy zgłosić się do PO i zasugerować, że prezesa Kaczyńskiego darzy się niechęcią i że owa wpadka nie była dziełem przypadku. „Jedynka” murowana.
Platforma Obywatelska – „Szansa dla młodych i trochę starszych z PiS”.