Sensacyjna wiadomość całkiem niedawno obiegła kraj - Jarosław Kaczyński, znany z zatwardziałego starokawalerstwa i ogólnej wstrzemięźliwości jeśli chodzi o kobiety, miał się spotkać nie z jedną, ba nawet nie z dwiema, ale od razu z pięciuset kobietami! Słusznie - trzeba nadrobić wieloletnie zaniedbania.
Dotychczas jedyną miłością Prezesa była ojczyzna, choć byli i tacy, którzy upierali się, że prezes bardziej od Polski (która jest najważniejsza) woli władzę. Najbardziej znanym owocem tej miłości była IV RP, o którym to dziecku też różnie mówiono.
Teraz miejsce w sercu Kaczyńskiego znaleźć mają także kobiety. Co prawda ostatecznie na spotkaniu nie udało się zapewnić planowanej ilości kobiet, bo te jednak się opierały - niemniej jakieś dwieście udało się zwabić do jednego z najdroższych hoteli w Warszawie. Działacze PiS zachowali przy tym stosowną czujność – uczestniczki były dyskretnie lustrowane, by jakaś blondynka w mini nie okazała się przebranym Januszem Palikotem.
W czasie spotkania na sali dominowały matki-Polki ale był wyjątek. I to jaki! Sylwia Ługowska! Młoda działaczka PiS, w pełni oddana przywódcy, nowa twarz partii. Choć media doceniały i inne jej zalety oprócz twarzy: nogi, biust, wydatne usta – to jednak na zaletach umysłowych, powodowane zapewne seksizmem, nie poznały się.
Ługowska, jak nikt inny, nadawała się na symbol spotkania, które odbywało się pod hasłem: ,,Polska najpiękniejszą kobietą w Europie’’. W związku z tym hasłem nie powinno dziwić, że głównym tematem wystąpienia lidera PiS był seks. A konkretnie molestowanie. Szeroko omówione zostało: kto molestuje, ile razy, w jakich warunkach, jakie kobiety są najczęściej molestowane, jakie formy przybiera molestowanie, oraz które z nich są najbardziej perwersyjne. Była też mowa o gwałtach. Konkluzja była taka, że jak PiS dojdzie do władzy, to zabroni firmom organizacji wyjazdów integracyjnych, bo tam szczególnie szerzy się molestowanie i to w najbardziej perwersyjnych formach. Przy okazji przyszły premier obiecał (od niechcenia): mieszkanie dla każdej rodziny, a dla co większej willę, pięcioletni urlop macierzyński, a także operację plastyczną dla każdej kobiety po czterdziestce na koszt państwa.
Konferencja zakończyła się – jakżeby inaczej - pełnym sukcesem, choćby dlatego, że nie było wpadki z utworem na wejście Prezesa, jak zdarzyło się to wcześniej na spotkaniu z PiS-owskim komsomołem. Tym razem była to rodzima piosenka Danuty Rinn:
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy!? - Jeeeee!
Bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym, i wejrzeniu, jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe, protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości, zacni, wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie zeoni, gdzie tytani woli, czynu, intelektu,
woli, czynu, intelektu, woli, czynu, intelektu...?
Jak pamiętamy, piosenka kończyła się słowami:
Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma. Yeeee!
Ale autor owych słów, Jan Pietrzak, kiedyś prześladowany przez reżym PZPR, obecnie jeszcze bardziej przez reżym PO, chętnie zmienił zakończenie:
Jest tu, jest tu, jest tu - Jarosław Kaczyński! Yeeeest!
I wówczas w świetle reflektorów pojawiał się bohater wieczoru.
W związku z tym niewątpliwym sukcesem szef kampanii wyborczej PiS, młody wilczek Tomasz Poręba, na wezwanie Prezesa leciał z Brukseli niczym na skrzydłach. Spodziewał się pochwał. Ale już po wejściu mina Prezesa nie zwiastowała nic dobrego.
- Co to ma być? – spytał nieco retorycznie Kaczyński, bo nowo przybyły nie wiedział o co chodzi.
- To znaczy panie Prezesie? – odparł niepewnie Poręba.
- O to, to! – tu Prezes dał znak swemu asystentowi, by ten odpalił komputer. Na ekranie, ukazał się kilkuminutowy filmik, który przedstawiał wiele kobiet - wszystkie młode, dobrze ubrane, zadbane i ogólnie zadowolone.
- No więc, co to ma być?!? – warknął gospodarz.
- No, to, to, to jest nasz spot ,,Polska najpiękniejszą kobietą w Europie’’ – wydukał drżącym głosem Poręba.
- Tak kolega sądzi? – oschłe „kolega” zamiast „Tomaszu” w ustach Prezesa brzmiało groźnie.
- Tak nazwaliśmy naszą konferencję… - odpowiedział niepewnie szef kampanii wyborczej PiS,
- Konferencja konferencją, a ten filmik oglądają tysiące, dziesiątki tysięcy, może miliony! – Jarosław Kaczyński rozkręcał się.
- To chyba dobrze? – nieśmiało zauważył Poręba.
- Tak?!? A jakie z tego idzie przesłanie? Że Polska jest nie tylko najpiękniejsza, ale że jest bogata, szczęśliwa, tak? Kilka razy pojawia się ujęcie z ulicą z zaparkowanymi licznie samochodami, czy ujęcia dobrze urządzonego domu. I to ma być prawda o naszej, popadającej w coraz większą nędzę, Ojczyźnie?
- No, nie jest aż tak źle… – Poręba najwyraźniej nie zrozumiał jeszcze swojego błędu.
- Tak?!? – prezes już wiedział, że na nikogo w Partii nie może liczyć. - A co oznacza ten symbol naszego zniewolenia przez Rosję, czyli Pałac Kultury w Warszawie, który tu pokazuje się kilka razy w dalszym, ale dobrze widocznym planie? (Prezesowi nie można było odmówić wiedzy z zakresu montażu filmów). Nie można go było zastąpić jakimś kościołem? Choćby, żeby daleko nie szukać, katedrą Wawelską, tak bliską sercu każdego prawdziwego Polaka? – w tym momencie Prezes utkwił wzrok w swoim podwładnym.
Poręba stał na baczność blady i milczący. – Skończę jak Kluzik-Rostkowska. – pomyślał. – Prezes wykończy mnie zaraz po wyborach.
- Skończy jak Kluzik-Rostkowska. Tyle, że jego wywalę jeszcze przed wyborami. – pomyślał z kolei Prezes.
Poręba postanowił się jednak bronić - zbyt dużo zawdzięczał Partii, by żegnać się z nią bez walki. Już kilka dni później wkroczył dumnie do gabinetu Prezesa, odpalił swojego laptopa i na ekranie pojawił się nowy filmik. Filmik przedstawiał wóz drabiniasty jadący pełną dziur polną drogą. Siedziało na nim kilka szczerbatych kobiet w chustach. Wozem powoził pijany woźnica, łudząco podobny do premiera. Baby chciały jechać do kościoła, ale widać było, że woźnica chce je raczej zawieźć do wiejskiej dyskoteki, co oczywiście wywoływało ich gwałtowny opór. Przy drodze stały żebrzące biedne, bose wiejskie dzieci. Stało też tam kilka dziewcząt w nadmiernie kusych łowickich spódnicach, które sprzedażą jagód dorabiały, by móc opłacić studia.
Nagle zza krzaków wyłoniło się dwóch mężczyzn, którzy podbiegli do wozu. Jeden w charakterystycznych krótkich skórzanych spodenkach i kapelusiku z piórkiem, a drugi w kozackiej czapce z półlitrówką „Stolicznej” w ręce. Mężczyźni, po zrównaniu się z wozem, natychmiast przystąpili do molestowania jadących nim kobiet. Na koniec ukazało się hasło przewodnie filmu: „Polska, najbardziej molestowaną kobietą w Europie”.
Na twarzy Prezesa ukazał się szeroki uśmiech. – No dobra. – pomyślał. – Wywalę go po wyborach.
Teraz miejsce w sercu Kaczyńskiego znaleźć mają także kobiety. Co prawda ostatecznie na spotkaniu nie udało się zapewnić planowanej ilości kobiet, bo te jednak się opierały - niemniej jakieś dwieście udało się zwabić do jednego z najdroższych hoteli w Warszawie. Działacze PiS zachowali przy tym stosowną czujność – uczestniczki były dyskretnie lustrowane, by jakaś blondynka w mini nie okazała się przebranym Januszem Palikotem.
W czasie spotkania na sali dominowały matki-Polki ale był wyjątek. I to jaki! Sylwia Ługowska! Młoda działaczka PiS, w pełni oddana przywódcy, nowa twarz partii. Choć media doceniały i inne jej zalety oprócz twarzy: nogi, biust, wydatne usta – to jednak na zaletach umysłowych, powodowane zapewne seksizmem, nie poznały się.
Ługowska, jak nikt inny, nadawała się na symbol spotkania, które odbywało się pod hasłem: ,,Polska najpiękniejszą kobietą w Europie’’. W związku z tym hasłem nie powinno dziwić, że głównym tematem wystąpienia lidera PiS był seks. A konkretnie molestowanie. Szeroko omówione zostało: kto molestuje, ile razy, w jakich warunkach, jakie kobiety są najczęściej molestowane, jakie formy przybiera molestowanie, oraz które z nich są najbardziej perwersyjne. Była też mowa o gwałtach. Konkluzja była taka, że jak PiS dojdzie do władzy, to zabroni firmom organizacji wyjazdów integracyjnych, bo tam szczególnie szerzy się molestowanie i to w najbardziej perwersyjnych formach. Przy okazji przyszły premier obiecał (od niechcenia): mieszkanie dla każdej rodziny, a dla co większej willę, pięcioletni urlop macierzyński, a także operację plastyczną dla każdej kobiety po czterdziestce na koszt państwa.
Konferencja zakończyła się – jakżeby inaczej - pełnym sukcesem, choćby dlatego, że nie było wpadki z utworem na wejście Prezesa, jak zdarzyło się to wcześniej na spotkaniu z PiS-owskim komsomołem. Tym razem była to rodzima piosenka Danuty Rinn:
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy!? - Jeeeee!
Bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym, i wejrzeniu, jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe, protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości, zacni, wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie zeoni, gdzie tytani woli, czynu, intelektu,
woli, czynu, intelektu, woli, czynu, intelektu...?
Jak pamiętamy, piosenka kończyła się słowami:
Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma. Yeeee!
Ale autor owych słów, Jan Pietrzak, kiedyś prześladowany przez reżym PZPR, obecnie jeszcze bardziej przez reżym PO, chętnie zmienił zakończenie:
Jest tu, jest tu, jest tu - Jarosław Kaczyński! Yeeeest!
I wówczas w świetle reflektorów pojawiał się bohater wieczoru.
W związku z tym niewątpliwym sukcesem szef kampanii wyborczej PiS, młody wilczek Tomasz Poręba, na wezwanie Prezesa leciał z Brukseli niczym na skrzydłach. Spodziewał się pochwał. Ale już po wejściu mina Prezesa nie zwiastowała nic dobrego.
- Co to ma być? – spytał nieco retorycznie Kaczyński, bo nowo przybyły nie wiedział o co chodzi.
- To znaczy panie Prezesie? – odparł niepewnie Poręba.
- O to, to! – tu Prezes dał znak swemu asystentowi, by ten odpalił komputer. Na ekranie, ukazał się kilkuminutowy filmik, który przedstawiał wiele kobiet - wszystkie młode, dobrze ubrane, zadbane i ogólnie zadowolone.
- No więc, co to ma być?!? – warknął gospodarz.
- No, to, to, to jest nasz spot ,,Polska najpiękniejszą kobietą w Europie’’ – wydukał drżącym głosem Poręba.
- Tak kolega sądzi? – oschłe „kolega” zamiast „Tomaszu” w ustach Prezesa brzmiało groźnie.
- Tak nazwaliśmy naszą konferencję… - odpowiedział niepewnie szef kampanii wyborczej PiS,
- Konferencja konferencją, a ten filmik oglądają tysiące, dziesiątki tysięcy, może miliony! – Jarosław Kaczyński rozkręcał się.
- To chyba dobrze? – nieśmiało zauważył Poręba.
- Tak?!? A jakie z tego idzie przesłanie? Że Polska jest nie tylko najpiękniejsza, ale że jest bogata, szczęśliwa, tak? Kilka razy pojawia się ujęcie z ulicą z zaparkowanymi licznie samochodami, czy ujęcia dobrze urządzonego domu. I to ma być prawda o naszej, popadającej w coraz większą nędzę, Ojczyźnie?
- No, nie jest aż tak źle… – Poręba najwyraźniej nie zrozumiał jeszcze swojego błędu.
- Tak?!? – prezes już wiedział, że na nikogo w Partii nie może liczyć. - A co oznacza ten symbol naszego zniewolenia przez Rosję, czyli Pałac Kultury w Warszawie, który tu pokazuje się kilka razy w dalszym, ale dobrze widocznym planie? (Prezesowi nie można było odmówić wiedzy z zakresu montażu filmów). Nie można go było zastąpić jakimś kościołem? Choćby, żeby daleko nie szukać, katedrą Wawelską, tak bliską sercu każdego prawdziwego Polaka? – w tym momencie Prezes utkwił wzrok w swoim podwładnym.
Poręba stał na baczność blady i milczący. – Skończę jak Kluzik-Rostkowska. – pomyślał. – Prezes wykończy mnie zaraz po wyborach.
- Skończy jak Kluzik-Rostkowska. Tyle, że jego wywalę jeszcze przed wyborami. – pomyślał z kolei Prezes.
Poręba postanowił się jednak bronić - zbyt dużo zawdzięczał Partii, by żegnać się z nią bez walki. Już kilka dni później wkroczył dumnie do gabinetu Prezesa, odpalił swojego laptopa i na ekranie pojawił się nowy filmik. Filmik przedstawiał wóz drabiniasty jadący pełną dziur polną drogą. Siedziało na nim kilka szczerbatych kobiet w chustach. Wozem powoził pijany woźnica, łudząco podobny do premiera. Baby chciały jechać do kościoła, ale widać było, że woźnica chce je raczej zawieźć do wiejskiej dyskoteki, co oczywiście wywoływało ich gwałtowny opór. Przy drodze stały żebrzące biedne, bose wiejskie dzieci. Stało też tam kilka dziewcząt w nadmiernie kusych łowickich spódnicach, które sprzedażą jagód dorabiały, by móc opłacić studia.
Nagle zza krzaków wyłoniło się dwóch mężczyzn, którzy podbiegli do wozu. Jeden w charakterystycznych krótkich skórzanych spodenkach i kapelusiku z piórkiem, a drugi w kozackiej czapce z półlitrówką „Stolicznej” w ręce. Mężczyźni, po zrównaniu się z wozem, natychmiast przystąpili do molestowania jadących nim kobiet. Na koniec ukazało się hasło przewodnie filmu: „Polska, najbardziej molestowaną kobietą w Europie”.
Na twarzy Prezesa ukazał się szeroki uśmiech. – No dobra. – pomyślał. – Wywalę go po wyborach.