Dokładnie takie ma się wrażenie po obejrzeniu najnowszego filmu Patryka Vegi "Last minute", który wszedł do kin w piątek.
Szacunek dla widza to podstawowa zasada, która powinna przyświecać reżyserowi tworzącemu film, a szczególnie takiemu, który - jak twierdzi Patryk Vega - robi filmy dla ludzi... To co uchodzi np. w produkcjach Polsatu pod tytułem "Pamiętniki z wakacji", w kinie staje się dla widza obrazą. Nie będę wzorem Tomasza Raczka krzyczał gromkim głosem NIE CHODŹCIE NA TEN FILM, co czynił On - i słusznie - po obejrzeniu dzieła "Kac Wawa" , ale zdanie swoje i dezaprobatę wyrazić muszę.
Otóż nawet tak świetny aktor jak Wojciech Mecwaldowski nie jest w stanie udźwignąć samotnie ciężaru roli jedynej gwiazdy tego filmu. Poza Nim niestety szarość widzę szarość i to może dlatego, że także gwiazdą ma w nim być, ale już zupełnie teoretycznie, Anna Szarek. Aktorzy zresztą zbyt wiele do grania w "Last Minute" nie mają, więc zagrywają się trochę na siłę, aby uzasadnić choć ważkość znaczenia swoich postaci. O treści filmu rozpisywać się nie będę na wypadek, gdyby ktoś chciał jednak zaryzykować swoje ciężko zarobione pieniądze i iść na ten film do kina. Fabuła jest nieskomplikowana i ograna wielokrotnie, jak to Polacy za granicą mimo swego burkostwa i nieobycia radzą sobie w świecie...
Broniłem zawsze ostro krytykowanego filmu Patryka Vegi "Ciacho" nie dlatego, że byłem jego współproducentem i dystrybutorem, ale że był on zrobiony z rozmachem i uczciwie, ze świetną obsadą, wręcz plejadą gwiazd, po prostu zgodnie ze sztuką filmową. Mógł się podobać lub nie, ale był to PRAWDZIWY FILM. Tu niestety mamy do czynienia jedynie z wyrobem filmopodobnym, który przekracza granice uczciwości wobec widza i wszystko udaje, a przede wszystkim udaje prawdziwy film...
Można robić filmy telefonem komórkowym i - jak w tym przypadku - aparatem fotograficznym, ktoś robił też odkurzaczem, skutecznie wabiąc na to naiwne panienki... Ale musi być w tych filmach coś, co uzasadnia pójście widza do kina. Niestety, w tym przypadku takiego uzasadnienia brak i może dałoby się od biedy ten filmik oglądać w domu na kanapie jako tanią produkcję telewizyjną...
Brońmy więc Polskiego Kina przed zalewem produkcji takich NIBY FILMÓW, tym bardziej jeśli usiłują nam je wcisnąć do kin podstępnie i każą płacić jak za PRAWDZIWY FILM.
Otóż nawet tak świetny aktor jak Wojciech Mecwaldowski nie jest w stanie udźwignąć samotnie ciężaru roli jedynej gwiazdy tego filmu. Poza Nim niestety szarość widzę szarość i to może dlatego, że także gwiazdą ma w nim być, ale już zupełnie teoretycznie, Anna Szarek. Aktorzy zresztą zbyt wiele do grania w "Last Minute" nie mają, więc zagrywają się trochę na siłę, aby uzasadnić choć ważkość znaczenia swoich postaci. O treści filmu rozpisywać się nie będę na wypadek, gdyby ktoś chciał jednak zaryzykować swoje ciężko zarobione pieniądze i iść na ten film do kina. Fabuła jest nieskomplikowana i ograna wielokrotnie, jak to Polacy za granicą mimo swego burkostwa i nieobycia radzą sobie w świecie...
Broniłem zawsze ostro krytykowanego filmu Patryka Vegi "Ciacho" nie dlatego, że byłem jego współproducentem i dystrybutorem, ale że był on zrobiony z rozmachem i uczciwie, ze świetną obsadą, wręcz plejadą gwiazd, po prostu zgodnie ze sztuką filmową. Mógł się podobać lub nie, ale był to PRAWDZIWY FILM. Tu niestety mamy do czynienia jedynie z wyrobem filmopodobnym, który przekracza granice uczciwości wobec widza i wszystko udaje, a przede wszystkim udaje prawdziwy film...
Można robić filmy telefonem komórkowym i - jak w tym przypadku - aparatem fotograficznym, ktoś robił też odkurzaczem, skutecznie wabiąc na to naiwne panienki... Ale musi być w tych filmach coś, co uzasadnia pójście widza do kina. Niestety, w tym przypadku takiego uzasadnienia brak i może dałoby się od biedy ten filmik oglądać w domu na kanapie jako tanią produkcję telewizyjną...
Brońmy więc Polskiego Kina przed zalewem produkcji takich NIBY FILMÓW, tym bardziej jeśli usiłują nam je wcisnąć do kin podstępnie i każą płacić jak za PRAWDZIWY FILM.