Początek grudnia to nie jest najlepszy czas na podróżowanie promem ze Szkocji do Irlandii Północnej.
Wiatr był tak silny, że trudno było ustać na nabrzeżu. Okazało się, że prom, którym mieliśmy płynąć został odwołany i wszystko wskazywało na to, że kolejną noc spędzimy w Szkocji. Dopiero w innym mieście znaleźliśmy przystań, z której odpływały statki do Belfastu. Z pewnymi obawami o naszą skłonność do choroby morskiej wsiadaliśmy na niezbyt duży statek. Przy każdej większej fali, kiedy dziób promu spadał w dół, a nasze żołądki do góry, z gardeł pasażerów, którzy raczyli się piwem, wydobywało się głośne wooooow. Najlepszym lekiem na zaburzenia pracy błędnika okazywało się położenie na podłodze.
Irlandia Północna mimo, że jest częścią Wielkiej Brytanii jest zupełnie inna niż reszta imperium. To jest naprawdę zielona wyspa. Nie brunatna czy szara jak niektóre części Szkocji, ale zupełnie zielona. Ma swój niepowtarzalny klimat.
Inny jest tez stosunek północnych Irlandczyków do emigrantów. I o ile na głównej wyspie jest generalnie pozytywny, nie zdarzają się w zasadzie konflikty o tyle w Irlandii Północnej dochodzi czasem do bardzo drastycznych zdarzeń. Napaści na mieszkania Polaków, pobicia czy nawet podpalenia. – To jest efekt wojny jaka tu trwała i tego, że w zasadzie nigdy nie było tu imigrantów – mówią polscy mieszkańcy Belfastu. – Ale jest tez trochę winy rodaków. Jeśli w dzielnicy tradycyjnie protestanckiej wprowadza się kilkudziesięciu Polaków, którzy lubią się zabawić i to czasem głośno, to ich irlandzcy sąsiedzi nie wzywają policji tylko dzwonią do przywódców lokalnych gangów. A ci mają z reguły jeden sposób rozwiązywania konfliktów. Wpadają do mieszkania z kijami i dają lekcje zbyt rozrywkowym Polakom – dodają
.
Stowarzyszenia naszych rodaków, lokalna policja i władze starają się integrować Irlandczyków z Polakami, tłumaczyć jednym i drugim, jak powinni się zachowywać. To powoli zaczyna przynosić efekty. Liderzy irlandzkiej społeczności przychodzą na spotkania z Polakami, a protestanckie grupy organizują nawet lekcje polskiego dla mieszkańców, by mogli zrozumieć przybyszów z dalekiego kraju, którzy niestety zbyt często przyjeżdżają tu bez znajomości angielskiego.
Północna Irlandia, która sama jeszcze niezbyt dobrze radzi sobie z rozwiązywaniem konfliktów między protestantami a katolikami, ma na głowie jeszcze jeden problem. Spory z imigrantami.
Irlandia Północna mimo, że jest częścią Wielkiej Brytanii jest zupełnie inna niż reszta imperium. To jest naprawdę zielona wyspa. Nie brunatna czy szara jak niektóre części Szkocji, ale zupełnie zielona. Ma swój niepowtarzalny klimat.
Inny jest tez stosunek północnych Irlandczyków do emigrantów. I o ile na głównej wyspie jest generalnie pozytywny, nie zdarzają się w zasadzie konflikty o tyle w Irlandii Północnej dochodzi czasem do bardzo drastycznych zdarzeń. Napaści na mieszkania Polaków, pobicia czy nawet podpalenia. – To jest efekt wojny jaka tu trwała i tego, że w zasadzie nigdy nie było tu imigrantów – mówią polscy mieszkańcy Belfastu. – Ale jest tez trochę winy rodaków. Jeśli w dzielnicy tradycyjnie protestanckiej wprowadza się kilkudziesięciu Polaków, którzy lubią się zabawić i to czasem głośno, to ich irlandzcy sąsiedzi nie wzywają policji tylko dzwonią do przywódców lokalnych gangów. A ci mają z reguły jeden sposób rozwiązywania konfliktów. Wpadają do mieszkania z kijami i dają lekcje zbyt rozrywkowym Polakom – dodają
.
Stowarzyszenia naszych rodaków, lokalna policja i władze starają się integrować Irlandczyków z Polakami, tłumaczyć jednym i drugim, jak powinni się zachowywać. To powoli zaczyna przynosić efekty. Liderzy irlandzkiej społeczności przychodzą na spotkania z Polakami, a protestanckie grupy organizują nawet lekcje polskiego dla mieszkańców, by mogli zrozumieć przybyszów z dalekiego kraju, którzy niestety zbyt często przyjeżdżają tu bez znajomości angielskiego.
Północna Irlandia, która sama jeszcze niezbyt dobrze radzi sobie z rozwiązywaniem konfliktów między protestantami a katolikami, ma na głowie jeszcze jeden problem. Spory z imigrantami.