Działacze PSL przyznają z gorzką satysfakcją: po pięciu latach rządów Tuska wreszcie udało nam się go "przykryć”.
Nie tak premier Donald Tusk wyobrażał sobie pięciolecie swoich rządów. Dzięki tzw. "aferze trotylowej”, udało mu się właśnie odzyskać polityczną inicjatywę. Po raczej średnio ocenionym drugim expose, wyciągnął wnioski. Wystąpienie szefa rządu na Radzie Krajowej PO było dużo mocniejszym politycznym przekazem. Tusk odkopał w nim to, co jest największą siłą Platformy – prezesa PiS i jego "smoleńską sektę”. Działacze Platformy mogli odetchnąć: wreszcie nazwał rzeczy po imieniu i przeszedł do ofensywy. Premier zdefiniował na nowo pole gry, reaktywując wizerunek Platformy jako stabilizatora i gwaranta pokoju wewnętrznego.
I już spokojnie mógł czekać na wieczorne serwisy telewizyjne. Aż tu nieoczekiwanie wszystko zatrzęsło się w posadach. Wygrana Janusza Piechocińskiego na kongresie PSL była ostatnią rzeczą, której Platforma w dniu pięciolecia swoich rządów mogła się spodziewać. Nie wiadomo, co ta zmiana będzie oznaczać dla koalicji i rządu Tuska. Politycy PO od wczoraj nerwowo dzwonią do znajomych ludowców, pytając, co się dzieje i co z tego zamieszania wyniknie.
Premier może jednak na tym maglu wygrać. Turbulencje w PSL de facto osłabiają pozycję koalicyjną ludowców. A przy okazji odejścia z rządu Waldemara Pawlaka, Tusk może zrobić szerszą rekonstrukcję. Zwłaszcza gdyby Janusz Piechociński zdecydował się na wejście do rządu, ale obstawałby np. przy resorcie transportu. Niewykluczone, że Platforma zgodziłaby się na odzyskanie resortu gospodarki, do którego mógłby się przenieść Sławomir Nowak. - Piechociński musi wejść do rządu, nie ma wyjścia – powtarzają politycy z każdej strony, z samymi ludowcami na czele. Do tej pory on sam zapewniał, że nie planuje takiego ruchu. Zamierza za to renegocjować umowę koalicyjną, co oznaczałoby kolejne schody.
Wbrew pozorom Piechociński może szybko przestać cieszyć się z sukcesu. W partii ma teraz bardzo silnego wroga, który po opuszczeniu rządu będzie miał dużo czasu. Pawlak może grać na rozłam w PSL czy na rozpad koalicji. A do tego Piechociński doprowadzić nie może, bo natychmiast straciłby sympatię swoich działaczy. Nad ludowcami wisi jeszcze wielomilionowy dług. Idąc na spotkanie z Donaldem Tuskiem, nowy lider PSL będzie miał to wszystko na uwadze.
Na pewno panowie mają o czym rozmawiać. Zapowiada się bardzo ciekawy tydzień.
Anna Gielewska
I już spokojnie mógł czekać na wieczorne serwisy telewizyjne. Aż tu nieoczekiwanie wszystko zatrzęsło się w posadach. Wygrana Janusza Piechocińskiego na kongresie PSL była ostatnią rzeczą, której Platforma w dniu pięciolecia swoich rządów mogła się spodziewać. Nie wiadomo, co ta zmiana będzie oznaczać dla koalicji i rządu Tuska. Politycy PO od wczoraj nerwowo dzwonią do znajomych ludowców, pytając, co się dzieje i co z tego zamieszania wyniknie.
Premier może jednak na tym maglu wygrać. Turbulencje w PSL de facto osłabiają pozycję koalicyjną ludowców. A przy okazji odejścia z rządu Waldemara Pawlaka, Tusk może zrobić szerszą rekonstrukcję. Zwłaszcza gdyby Janusz Piechociński zdecydował się na wejście do rządu, ale obstawałby np. przy resorcie transportu. Niewykluczone, że Platforma zgodziłaby się na odzyskanie resortu gospodarki, do którego mógłby się przenieść Sławomir Nowak. - Piechociński musi wejść do rządu, nie ma wyjścia – powtarzają politycy z każdej strony, z samymi ludowcami na czele. Do tej pory on sam zapewniał, że nie planuje takiego ruchu. Zamierza za to renegocjować umowę koalicyjną, co oznaczałoby kolejne schody.
Wbrew pozorom Piechociński może szybko przestać cieszyć się z sukcesu. W partii ma teraz bardzo silnego wroga, który po opuszczeniu rządu będzie miał dużo czasu. Pawlak może grać na rozłam w PSL czy na rozpad koalicji. A do tego Piechociński doprowadzić nie może, bo natychmiast straciłby sympatię swoich działaczy. Nad ludowcami wisi jeszcze wielomilionowy dług. Idąc na spotkanie z Donaldem Tuskiem, nowy lider PSL będzie miał to wszystko na uwadze.
Na pewno panowie mają o czym rozmawiać. Zapowiada się bardzo ciekawy tydzień.
Anna Gielewska