Czego Gowin nauczył się od byłego politycznego mentora i czyją pójdzie drogą?
Przed wyborami w 2007 r. apogeum osiągnął konflikt między Janem Rokitą a Donaldem Tuskiem. Narastający przez wiele długich miesięcy. Późnym wrześniowym popołudniem zapytałam wtedy Rokitę, czy to już jego rozstanie z Platformą. Odpowiedział jeszcze wymijająco, ale było już w zasadzie jasne, że niedoszły premier z Krakowa nie wystartuje z listy PO. Moja ówczesna redakcja („Rzeczpospolita”) umieściła tekst na pierwszej stronie gazety. Następnego dnia rano Rokita w RMF opowiedział, dlaczego nabrał sympatii do gronostajów: - Takie sympatyczne zwierzątka białe, które się nazywają gronostaje mają bardzo specyficzny i pasjonujący obyczaj. Mianowicie tak bardzo są przywiązane do swojego białego futerka, że w sytuacjach, w których miałyby być zmuszone do zanurzenia w błocie, to wolą zginąć. Nabrałem sympatii do tych zwierzątek i umówmy się, że ja bardzo kocham swoje białe futerko.
Z miłości do tej bieli, a także do własnej żony, Rokita koniec końców odszedł z czynnej polityki. Jego miejsce, najbardziej wyrazistego konserwatysty w PO zaczął powoli zajmować Jarosław Gowin, senator z Krakowa.
Przez kilka lat Tusk miał względny spokój. Od chwili odejścia Rokity w zasadzie nie miał w partii intelektualnego sparingpartnera, który chciałby dyskutować z nim o ideach czy programie PO. Do czasu kolejnych sprzeciwów i polemik światopoglądowych ze strony Gowina – choć wciąż miały one bardziej formę podszczypywania niż otwartej konfrontacji.
Dziś jednak Gowin realnie zajmuje miejsce Rokity. Przełamuje przy tym w Platformie barierę strachu przed mówieniem, że myśli się inaczej niż Tusk – a to już sporo, nawet gdy uznać, że to tylko odwaga pozorna, stanowiąca jedynie polityczne narzędzie.
Dalej jednak chce iść własną drogą, inaczej niż Rokita, który w końcu odszedł z polityki. Gowin napisał do działaczy Platformy list, że czas skończyć z „partyjnictwem i butą”. Kiedy go czytałam, przypomniało mi się właśnie „białe futerko” Rokity. Gowinowi nie chodzi o estetyczny dyskomfort. Futerko Gowina może mieć co najwyżej kolor przybrudzonej bieli (z francuska zwany ecru). Bo Gowin odchodzić nigdzie nie zamierza.
Podobno uważnie przestudiował przypadek Marka Jurka, który dokonał ideologicznego rozłamu w PiS i spadł w polityczny niebyt, czy przypadek PJN. Ale wszystko wskazuje na to, że mimo tych analiz obrał kierunek na nowy polityczny byt. Liczy na wyborców zniechęconych Tuskiem i Kaczyńskim, konserwatywnych światopoglądowo, liberalnych gospodarczo. Liczy na polityków, którzy sukcesywnie odchodzili od tych dwóch liderów – od Rokity po Pawła Kowala.
Czy na taką formację jest teraz lepszy czas niż był przed wyborami w 2011 r., które PJN przegrał z kretesem? Czy Gowin jednak daje się uwodzić tej samej, nieco romantycznej i jednocześnie – archaicznej, akademickiej wizji polityki?
Nowa formacja, żeby w ogóle zaistnieć na scenie politycznej musiałaby mieć pieniądze na kampanię i struktury. Żadnej z nich Gowin nie ma i prędko mieć nie będzie.
Z miłości do tej bieli, a także do własnej żony, Rokita koniec końców odszedł z czynnej polityki. Jego miejsce, najbardziej wyrazistego konserwatysty w PO zaczął powoli zajmować Jarosław Gowin, senator z Krakowa.
Przez kilka lat Tusk miał względny spokój. Od chwili odejścia Rokity w zasadzie nie miał w partii intelektualnego sparingpartnera, który chciałby dyskutować z nim o ideach czy programie PO. Do czasu kolejnych sprzeciwów i polemik światopoglądowych ze strony Gowina – choć wciąż miały one bardziej formę podszczypywania niż otwartej konfrontacji.
Dziś jednak Gowin realnie zajmuje miejsce Rokity. Przełamuje przy tym w Platformie barierę strachu przed mówieniem, że myśli się inaczej niż Tusk – a to już sporo, nawet gdy uznać, że to tylko odwaga pozorna, stanowiąca jedynie polityczne narzędzie.
Dalej jednak chce iść własną drogą, inaczej niż Rokita, który w końcu odszedł z polityki. Gowin napisał do działaczy Platformy list, że czas skończyć z „partyjnictwem i butą”. Kiedy go czytałam, przypomniało mi się właśnie „białe futerko” Rokity. Gowinowi nie chodzi o estetyczny dyskomfort. Futerko Gowina może mieć co najwyżej kolor przybrudzonej bieli (z francuska zwany ecru). Bo Gowin odchodzić nigdzie nie zamierza.
Podobno uważnie przestudiował przypadek Marka Jurka, który dokonał ideologicznego rozłamu w PiS i spadł w polityczny niebyt, czy przypadek PJN. Ale wszystko wskazuje na to, że mimo tych analiz obrał kierunek na nowy polityczny byt. Liczy na wyborców zniechęconych Tuskiem i Kaczyńskim, konserwatywnych światopoglądowo, liberalnych gospodarczo. Liczy na polityków, którzy sukcesywnie odchodzili od tych dwóch liderów – od Rokity po Pawła Kowala.
Czy na taką formację jest teraz lepszy czas niż był przed wyborami w 2011 r., które PJN przegrał z kretesem? Czy Gowin jednak daje się uwodzić tej samej, nieco romantycznej i jednocześnie – archaicznej, akademickiej wizji polityki?
Nowa formacja, żeby w ogóle zaistnieć na scenie politycznej musiałaby mieć pieniądze na kampanię i struktury. Żadnej z nich Gowin nie ma i prędko mieć nie będzie.