Kiedy dwa lata temu pisałam artykuł o Radosławie Sikorskim, jeden z jego znajomych mówił: – Radzio jest jak kometa, zapala się do czegoś, robi szum, a potem się tym nie zajmuje. Albo wrzuca granat i znika.
Przypomniałam sobie te słowa wczoraj, obserwując kolejne występy marszałka Sejmu dotyczące rzekomej propozycji Putina, która następnie okazała się „aluzją historyczną” albo „ponurym żartem”, by wreszcie stać się emanacją zawodzącej go pamięci.
Ta historia sama wygląda na jakiś ponury żart. Z żartami Sikorskiego problemy już bywały, choć nie na taką skalę. Słynął z ciężkiego dowcipu, którym jego rozmówcy czuli się często zażenowani. Sam Sikorski śmiał się z nich zwykle najgłośniej. Próbka? „Wiedzą państwo, że Barack Obama ma polskie korzenie? Tak, jego dziadek zjadł polskiego misjonarza”.
Teraz jednak sprawa jest poważniejsza. Radosław Sikorski wrzucił granat, który podważył wiarygodność jego polityki zagranicznej jako szefa MSZ. To także pasztet dla całej Platformy, a przede wszystkim – osobiście dla szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Do tego jeszcze kompletnie niezrozumiały szum zagranicą.
Na wczorajszym posiedzeniu rządu Ewa Kopacz miała przyznać: mamy poważną sprawę. To też wielki problem dla szefa MSZ Grzegorza Schetyny. Mam nadzieję, że Sikorski się zaraz wytłumaczy. Ja nie wiem, o co chodziło.
Zamiast wytłumaczyć, Sikorski uciekł jednak z konferencji. Te obrazki zostaną w pamięci na długo.
Pod wpływem presji czy też ultimatum ze strony Kopacz i Tuska, musiał wrócić przed mikrofony: wycofał się ze wszystkiego, kajał i przepraszał.
Jednak nadal jednoznacznie nie rozstrzygnął kilku wątków. Sikorski stwierdził, że pomylił daty i spotkania. Nie powiedział jednak jasno: nigdy nie było takiej rozmowy między Tuskiem a Putinem (wynikałoby wówczas, że ją całkowicie wymyślił). A jeśli była jakaś inna – to kiedy, w jakich okolicznościach i co z tego wynikało?
Brakuje tu nie tylko rozstrzygnięć ze strony Sikorskiego, ale i głosu Donalda Tuska. Czy Władimir Putin dzielił się z nim w cztery oczy takimi pomysłami, czy cała historia to faktycznie pokłosie szczytu w Bukareszcie w 2008 r. Jak się ma wczorajsza-ostatnia-narracja Sikorskiego do słów Michaila Saakaszwilego, który na początku października opowiedział w TVN Biznes i Świat, że nie tylko Tusk dostawał tego typu propozycje? Saakaszwili miał nawet wówczas wiedzę, że polski premier traktował to jako żart. Na dodatek, dziennikarz Pulsu Biznesu napisał dzisiaj, że w lutym 2008 r. w Moskwie rozmowa w cztery oczy między Tuskiem a Putinem się jednak odbyła (Sikorski wczoraj przekonywał, że takiego spotkania wtedy nie było).
Nie wiadomo, po co w ogóle Sikorski opowiedział tę historię portalowi Politico. Chciał błysnąć i chlapnął? Czy może to element jakiejś jego własnej politycznej rozgrywki, np. rewanżu na Tusku?
Kometa przeleciała, ale zostawiła dziurę, a tam sporo pytań.
Ta historia sama wygląda na jakiś ponury żart. Z żartami Sikorskiego problemy już bywały, choć nie na taką skalę. Słynął z ciężkiego dowcipu, którym jego rozmówcy czuli się często zażenowani. Sam Sikorski śmiał się z nich zwykle najgłośniej. Próbka? „Wiedzą państwo, że Barack Obama ma polskie korzenie? Tak, jego dziadek zjadł polskiego misjonarza”.
Teraz jednak sprawa jest poważniejsza. Radosław Sikorski wrzucił granat, który podważył wiarygodność jego polityki zagranicznej jako szefa MSZ. To także pasztet dla całej Platformy, a przede wszystkim – osobiście dla szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Do tego jeszcze kompletnie niezrozumiały szum zagranicą.
Na wczorajszym posiedzeniu rządu Ewa Kopacz miała przyznać: mamy poważną sprawę. To też wielki problem dla szefa MSZ Grzegorza Schetyny. Mam nadzieję, że Sikorski się zaraz wytłumaczy. Ja nie wiem, o co chodziło.
Zamiast wytłumaczyć, Sikorski uciekł jednak z konferencji. Te obrazki zostaną w pamięci na długo.
Pod wpływem presji czy też ultimatum ze strony Kopacz i Tuska, musiał wrócić przed mikrofony: wycofał się ze wszystkiego, kajał i przepraszał.
Jednak nadal jednoznacznie nie rozstrzygnął kilku wątków. Sikorski stwierdził, że pomylił daty i spotkania. Nie powiedział jednak jasno: nigdy nie było takiej rozmowy między Tuskiem a Putinem (wynikałoby wówczas, że ją całkowicie wymyślił). A jeśli była jakaś inna – to kiedy, w jakich okolicznościach i co z tego wynikało?
Brakuje tu nie tylko rozstrzygnięć ze strony Sikorskiego, ale i głosu Donalda Tuska. Czy Władimir Putin dzielił się z nim w cztery oczy takimi pomysłami, czy cała historia to faktycznie pokłosie szczytu w Bukareszcie w 2008 r. Jak się ma wczorajsza-ostatnia-narracja Sikorskiego do słów Michaila Saakaszwilego, który na początku października opowiedział w TVN Biznes i Świat, że nie tylko Tusk dostawał tego typu propozycje? Saakaszwili miał nawet wówczas wiedzę, że polski premier traktował to jako żart. Na dodatek, dziennikarz Pulsu Biznesu napisał dzisiaj, że w lutym 2008 r. w Moskwie rozmowa w cztery oczy między Tuskiem a Putinem się jednak odbyła (Sikorski wczoraj przekonywał, że takiego spotkania wtedy nie było).
Nie wiadomo, po co w ogóle Sikorski opowiedział tę historię portalowi Politico. Chciał błysnąć i chlapnął? Czy może to element jakiejś jego własnej politycznej rozgrywki, np. rewanżu na Tusku?
Kometa przeleciała, ale zostawiła dziurę, a tam sporo pytań.