Co prawda tegoroczną imprezę oglądam inaczej niż zwykle, trochę „po łebkach”, chaotycznie i przypadkowo (a to kawałek meczu Hiszpania – Włochy, a to rozprawa Islandczyków z Anglikami, a to znowu jacyś Irlandczycy…). Tylko mecze Polaków śledzę dość uważnie i nawet z pewnym….zaangażowaniem.
Na jutrzejszy pojedynek Krycha kontra Cricha czekamy całą familią. I szczerze wierzę, że możemy zagrać jak Włosi z Hiszpanią. Ze niepięknie? Il catenaccio nie jest efektowne, ale diablo skuteczne. I co z tego, że Hiszpanie, przecież jeszcze urzędujący mistrz Europy, szturmowali włoską bramkę, co z tego, że grali ładny futbol. Włosi mieli Buffona w bramce, diabelne szczęście i jedną akcję w końcówce, którą dobili mistrza. Piłka to twardy sport, tu nie ma ocen za wrażenie artystyczne. Liczy się wynik na boisku. Za miesiąc nikt nie będzie pamiętał, jak grali, ale wynik 2:0 dla Włochów zostaje w historii.
Polacy zagrali na tym turnieju jeden ładny mecz. Ten z Niemcami, kiedy to można było mieć wątpliwości, kto tu jest mistrzem świata. Do wygranej zabrakło nam skuteczności. Mecz z Ukrainą nie był dobry. Mecz ze Szwajcarią podnosił ciśnienie jak dobry trening interwałowy, ale piłkarskiej wirtuozerii było tam niewiele. No, może ta bramka dla Szwajcarów.
I już się zaczęło. Że Polska odstaje poziomem od innych ćwierćfinalistów. Że gramy słabo, tylko mamy szczęście. Że się nie umywamy. Że…
Pardon. Rzygać się chce.
Polska awansowała do finałów Euro po raz drugi w historii. Euro 2012 nie liczę, bo zagrała tam tylko prawem gospodarza. Po raz pierwszy nie grała meczu o wszystko ani meczu o honor. Po raz pierwszy od 30 lat na imprezie mistrzowskiej polscy piłkarze wyszli z grupy (nie liczę igrzysk w Barcelonie, bo olimpijska piłka to trochę inna piłka). W 2008 r. mieliśmy mieliśmy trenera z innego świata, ale nie mieliśmy – drużyny na wielkie turnieje. Owszem było w tej reprezentacji kilka gwiazd. Grzejących ławę albo grających ogony w średnich ligach.
Dzisiaj mamy drużynę. Kilka gwiazd, które grają w stałym składach najlepszych drużyn w Europie. Krychowiaka, który za 40 mln euro ma przejść do PSG. Kamila Glika który przeszedł do Monaco za 11 mln. Roberta Lewandowskiego, który w minionym sezonie był gwiazdą Bayernu Monachium. Bartosza Kapustkę – nastolatka, którego już widzą europejskie kluby. Bramkarzy, którzy bronią w najlepszych ligach Europy.
Polska reprezentacja A.D. 2016 nie dostała się na Euro 2016 kuchennymi drzwiami, jak Dania w 1992 r. Jej sukcesy nie dziwią tak jak sukcesy Grecji w 2004 r. Zresztą, Grecja nie grała wtedy jakiegoś zniewalającego futbolu, przetoczyła się przez ten turniej z wdziękiem zawodnika sumo tańczącego jezioro łabędzie, ale na zwycięstwo akurat wystarczyło.
Owszem, Polska skorzystała na zmianie zasad, na rozszerzeniu turnieju. Ale nie dostała się tu przypadkiem. Była jedną z najlepszych i najskuteczniejszych drużyn eliminacji. Takiej skuteczności zabrakło wielu dawnym mistrzom, żeby wspomnieć wielką nieobecną na Euro – Holandię. Polacy wywalczyli awans na boisku i zrobili to w fantastycznym stylu. Na stadionach we Francji grają bez żadnych kompleksów, bo nie mają żadnych powodów, aby je mieć. W wypowiedziach dla mediów imponują skromnością, ale też świadomością własnych możliwości. Potrafią rozmawiać z mediami, nie tylko polskimi. Świetnie sobie radzą w mediach społecznościowych. Wiedzą, po co pojechali do Francji. Pojechali nie grać, a wygrywać.
I ja wierzę, że wygrają. Bo wreszcie, po wielu, wielu latach, w piłce nożnej nie jesteśmy chłopcem do bicia, pariasem do wykopania po pierwszej rundzie, zlepkiem buców, którzy na boisku zamieniają się w bandę dzieciaków, którym ktoś właśnie zabrał cukierka.
Jeżeli to jakiś skutek budowy Orlików – to warto było. Warto, żeby po 30 latach znowu z przyjemnością oglądać mecze Polaków. Liczącej się drużyny na Euro 2016. Bez względu na to, czy wygra z Portugalią.
Liczę, że wygra.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.