Rzadko kiedy odsłuchuję płyty, które wydałem po momencie pojawienia się ich na półkach sklepowych. Wiąże się to z tym, iż ilość wysłuchań i poprawek przed premierą jest tak duża, że (wybaczcie mi ten kolokwializm) rzygam każdą nutą danej produkcji muzycznej.
Od wielkiego dzwonu siadam jednak w fotelu, włączam stare płyty i oddaję się wspomnieniom. Takim brzdęknięciem Mingwana była dla mnie ostatnio digitalizacja wydanych przeze mnie płyt hip-hopowych. Słuchając soundtracku do "Blokersów" czy pierwszego "Kodexu" nie sposób się nie uśmiechnąć przypominając sobie okoliczności powstawania tych klasyków.
Co prawda, nie były to już czasy, gdy "Michael Jackson był czarny" ale jak widać na "Blokersach" był to okres, kiedy Dj. 600V miał 20 kilo więcej i uznawany był za najlepszego beatmakera w Polsce, Red miał tylko parę dziarek i chodził na piechotę (w Timberlandach rzecz jasna), Ostry nie używał jeszcze Tabasko a Grammatik wkroczył w blasku "świateł miasta" do pierwszej hip-hopowej ligi.
Naprawdę z przyjemnością słucha się o kilkanaście lat młodszych Pezeta, Eisa, chłopaków z Echo (genialne "Długopisy"!), Ostrego czy Eldo. Jak twierdziła Bogna Świątkowska w tychże "Blokersach"- "Tym facetom o coś chodziło, i nie jest to udawane i lukrowane...".
Żeby nie było za cukierkowo, praca nad "Blokersami" to był także olbrzymi stres. Podziały na scenie, które zaowocowały choćby słynną "bitwą płocką" (czy ktoś to w ogóle pamięta???) wtedy dopiero raczkowały. Dlatego w filmie i na ścieżce dźwiękowej nie ma paru znaczących wówczas postaci. Pamiętam, że gdy wykończony psychicznie wyleciałem przed finalnym "klapsem" filmowym do Rio, zamiast się wyłączyć i zresetować, przez tydzień codziennie meldowałem się o 23 w kafejce internetowej (nie było wtedy wi-fi, smartfonów i innych tabletów) by na bieżąco korygować i kontrolować pracę nad płytą.
Wyczilowałem dopiero drugiego tygodnia, gdy piękność miejsca, brazylijskich pośladków i rytm samby zwyciężył nad hip-hopowymi bitami. To i wiele innych wspomnień (większość nie do druku w tak szacownym miejscu jak łamy Wprost) naszło mnie podczas jednego z kwietniowych wieczorów ze starymi płytami.
Historia lubi się powtarzać- więc...kto wie?
Co prawda, nie były to już czasy, gdy "Michael Jackson był czarny" ale jak widać na "Blokersach" był to okres, kiedy Dj. 600V miał 20 kilo więcej i uznawany był za najlepszego beatmakera w Polsce, Red miał tylko parę dziarek i chodził na piechotę (w Timberlandach rzecz jasna), Ostry nie używał jeszcze Tabasko a Grammatik wkroczył w blasku "świateł miasta" do pierwszej hip-hopowej ligi.
Naprawdę z przyjemnością słucha się o kilkanaście lat młodszych Pezeta, Eisa, chłopaków z Echo (genialne "Długopisy"!), Ostrego czy Eldo. Jak twierdziła Bogna Świątkowska w tychże "Blokersach"- "Tym facetom o coś chodziło, i nie jest to udawane i lukrowane...".
Żeby nie było za cukierkowo, praca nad "Blokersami" to był także olbrzymi stres. Podziały na scenie, które zaowocowały choćby słynną "bitwą płocką" (czy ktoś to w ogóle pamięta???) wtedy dopiero raczkowały. Dlatego w filmie i na ścieżce dźwiękowej nie ma paru znaczących wówczas postaci. Pamiętam, że gdy wykończony psychicznie wyleciałem przed finalnym "klapsem" filmowym do Rio, zamiast się wyłączyć i zresetować, przez tydzień codziennie meldowałem się o 23 w kafejce internetowej (nie było wtedy wi-fi, smartfonów i innych tabletów) by na bieżąco korygować i kontrolować pracę nad płytą.
Wyczilowałem dopiero drugiego tygodnia, gdy piękność miejsca, brazylijskich pośladków i rytm samby zwyciężył nad hip-hopowymi bitami. To i wiele innych wspomnień (większość nie do druku w tak szacownym miejscu jak łamy Wprost) naszło mnie podczas jednego z kwietniowych wieczorów ze starymi płytami.
Historia lubi się powtarzać- więc...kto wie?