Wróciłem wczoraj z krótkiego urlopu. Postanowiłem na chwilę zaszyć się na pięknych i pustych Kaszubach. Z premedytacją nie dotykałem niczego co może przynieść jakiekolwiek aktualne wiadomości.
Raz, że czasami po prostu dobrze odciąć się od wszystkiego, dwa, lubię moment kiedy po powrocie z dystansem mogę spojrzeć na to co przynosi nam rzeczywistość. Tym razem po powrocie przyniosła mi zaskakującą refleksję, że w czasie raptem pięciu dni nieobecności Szwajcaria dokonała anschlussu Polski. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że przez kilka dni najważniejszym wydarzeniem dla rządu, mediów i społeczeństwa jest kilkudziesięciu facetów biegających po plaży?
Kiedy ja spokojnie pływałem kajakiem po kaszubskich jeziorach w Polsce zapanowała prawdziwa rewolucja. Dziura w budżecie została zasypana tak, że nie wiadomo co zrobić z nadwyżkami, opiekę społeczną mamy lepszą niż Szwedzi, a jednocześnie swobody gospodarcze większe niż by to sobie mógł wymarzyć Milton Friedman. Nikt nie głoduje, dzieci uczą się w nowoczesnych szkołach według nowoczesnych i ciekawych programów, a w czystych szpitalach, żeby zacytować klasyka z czasów przedrewolucyjnych, ludzie umierają rzadko. Nie ma korupcji, nie ma kryzysu, nie ma strajków, nie ma nieporadnych sądów, nie ma dziurawego prawa, złośliwych urzędników i jeszcze bardziej złośliwych przepisów. Nie ma niczego. Są tylko kibole.
Tylko w tak szczęśliwym i znakomicie funkcjonującym państwie premier może poświęcić kilka dni może prosić społeczeństwo i media o akceptację dla brutalności policji. Tylko w tej krainie mlekiem i miodem płynącej minister spraw wewnętrznych może zadziwić się jakim, cytuję, nie żartuję, "kibole znaleźli się wśród normalnych ludzi na plaży". Okazało się, że przez nieopatrzność przy gdyńskiej plaży zabrakło selekcjonera i wpuszczono tam ludzi w białych adidasach, a nawet ogolonych na łyso. Nic dziwnego, że zastępca komendanta policji stracił pracę.
Wyjeżdżałem z kraju, w którym do bójek na plaży w czasie wakacji dochodziło codziennie. Kto nie wierzy, niech zapyta weteranów sprzed rewolucji o to jak wyglądały ich urlopy w Mielnie albo Władysławowie. Wróciłem do kraju, w którym innych problemów niż bójka na piasku po prostu nie ma. Zastanawiam się tylko, czy to ja tak skutecznie przez te kilka dni odciąłem się od rzeczywistości czy może jednak kilka osób w tym państwie opanowało tą sztukę tak dobrze, że nie muszą w tym celu udawać się na urlop.
Kiedy ja spokojnie pływałem kajakiem po kaszubskich jeziorach w Polsce zapanowała prawdziwa rewolucja. Dziura w budżecie została zasypana tak, że nie wiadomo co zrobić z nadwyżkami, opiekę społeczną mamy lepszą niż Szwedzi, a jednocześnie swobody gospodarcze większe niż by to sobie mógł wymarzyć Milton Friedman. Nikt nie głoduje, dzieci uczą się w nowoczesnych szkołach według nowoczesnych i ciekawych programów, a w czystych szpitalach, żeby zacytować klasyka z czasów przedrewolucyjnych, ludzie umierają rzadko. Nie ma korupcji, nie ma kryzysu, nie ma strajków, nie ma nieporadnych sądów, nie ma dziurawego prawa, złośliwych urzędników i jeszcze bardziej złośliwych przepisów. Nie ma niczego. Są tylko kibole.
Tylko w tak szczęśliwym i znakomicie funkcjonującym państwie premier może poświęcić kilka dni może prosić społeczeństwo i media o akceptację dla brutalności policji. Tylko w tej krainie mlekiem i miodem płynącej minister spraw wewnętrznych może zadziwić się jakim, cytuję, nie żartuję, "kibole znaleźli się wśród normalnych ludzi na plaży". Okazało się, że przez nieopatrzność przy gdyńskiej plaży zabrakło selekcjonera i wpuszczono tam ludzi w białych adidasach, a nawet ogolonych na łyso. Nic dziwnego, że zastępca komendanta policji stracił pracę.
Wyjeżdżałem z kraju, w którym do bójek na plaży w czasie wakacji dochodziło codziennie. Kto nie wierzy, niech zapyta weteranów sprzed rewolucji o to jak wyglądały ich urlopy w Mielnie albo Władysławowie. Wróciłem do kraju, w którym innych problemów niż bójka na piasku po prostu nie ma. Zastanawiam się tylko, czy to ja tak skutecznie przez te kilka dni odciąłem się od rzeczywistości czy może jednak kilka osób w tym państwie opanowało tą sztukę tak dobrze, że nie muszą w tym celu udawać się na urlop.