Gdyby Alfred Hitchcock jeszcze żył, polska piłka byłaby jego koszmarem. No dobra, jest też koszmarem dla wielu żyjących Polaków, ale nie o jej poziomie tym razem, tylko o przewidywalności. Żadnych nagłych zwrotów akcji, żadnego dramatycznego trzęsienia ziemi na początku ani nawet na końcu. Jak w polskim filmie. Nuda, nic się nie dzieje. Jak gramy mecze o wszystko, wiadomo, że przegramy. Jak PZPN ogłasza, że reprezentacja ma nowego trenera, bardziej ekscytująca jest już prognoza pogody.
O tym, że Adam Nawałka będzie trenerem kadry wiedzieli już wszyscy od kilku tygodni. Prezes Boniek wszystkim, mi zresztą też, opowiadał o tym, że jeszcze nic nie wiadomo, ale między słowami potwierdzał to co wiedzieli wszyscy. Czy mamy się z czego cieszyć?
Pewnie, jak każdy kibic, chciałbym czegoś ekscytującego. Skoro Guardiola jest zajęty pracą w Bawarii, a Mourinho odpada bo nie potrafi przegrywać, chciałbym chociaż Marco Van Bastena albo jakieś inne duże zagraniczne nazwisko. Cieszy mnie, że Zbigniew Boniek nie myśli tymi kategoriami i od kilku tygodni pali w kominku CV wysyłanymi przez zagranicznych trenerów, którzy lata świetności mają już za sobą. Cieszy mnie to, bo jeśli mamy, mimo wszystko, traktować ten nasz narodowy futbol poważnie, nie możemy podniecać się tym, że z naszą kadrą chce pracować jakieś zagraniczne znane nazwisko. Te znane nazwiska ostatnie sukcesy osiągały bowiem w latach 90. i od lat tułają się po świecie jadąc na opinii. Że się zgłaszają do Polski? Do wyjęcia jest kilkaset tysięcy złotych miesięcznie, sam bym się zgłosił. Leo Banhakeerowi się udało, ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Czy Nawałka jest dobry? Nie wiem. I przypuszczam, że nikt tak naprawdę nie wie. To, że wygrywa z Górnikiem w świetle reprezentacji nie znaczy bowiem nic. Fornalik z biedującym Ruchem zdobywał wicemistrzostwo Polski, Smuda przez lata dorobił się opinii cudotwórcy. Ich zderzenie z reprezentacyjną rzeczywistością cały czas nas boli. To czy jego silna ręka, charyzma, taktyczny zmysł i uwielbienie dla skrupulatnych notatek (patrz materiał video)/link] zadziałają w przypadku kadry to zagadka.
Od nowego trenera oczekuję tego, że o kadrze będzie myślał. Nie na zgrupowaniu, nie w dniu meczu tylko cały czas. Waldemar Fornalik od PZPN-u zgarniał 150 tysięcy złotych miesięcznie pensji. I wystawiał tak sam skład jaki wystawiłbym ja i jakieś kilkadziesiąt milionów Polaków. Może byłoby mi nawet miło, gdyby nie fakt, że wyniki pokazują, że ta myśl taktyczna najzwyczajniej w świecie się nie sprawdza. Nie twierdzę, że Nawałka, jak Benhaaker, musi szukać nieodkrytych talentów. Ale oczekuję, że czymkolwiek nas zaskoczy.
Jesteśmy nacją futbolowo słabą. I właśnie dlatego nowy trener kadry powinien mieć pomysł na naszą grę. A potem ten pomysł przekazać piłkarzom tak, żeby schematy gry potrafili powtórzyć z pamięci obudzeni o 5 rano po grubej imprezie. Skoro inni mają lepszych zawodników, my musimy mieć lepszą drużynę. Proponuję zacząć od rzeczy najprostszych: stałych fragmentów gry. Reprezentacja Smudy, chociaż już na rok przed Euro, wszyscy zdawali sobie sprawę, że piłkarsko będzie najsłabsza na turnieju, nie miała na to żadnego pomysłu. Każdy rzut rożny albo wolny przypominał radosną podwórkową improwizację. Kopnijmy tak, żeby doleciało do pola karnego, a potem się zobaczy. A przecież dopracowane stałe fragmenty gry to jest najprostszy pomysł na to żeby zatuszować mankamenty i zdobywać punkty, nawet jeśli przeciwnik jest z futbolowo innego świata. Pozbawiona gwiazd Grecja tak wygrała Euro 2004.
Po ostatnich latach, w przeciwieństwie do wielu kibiców, nie mam złudzeń. Wiem, że na tle większości europejskich drużyn jesteśmy, mówiąc po piłkarsku, ogórkami. Zamiast się obrażać, trzeba to zaakceptować. A potem wymyślić sposób na oszukanie rzeczywistości. Tak żeby nawet Hitchcock się zdziwił.
Pewnie, jak każdy kibic, chciałbym czegoś ekscytującego. Skoro Guardiola jest zajęty pracą w Bawarii, a Mourinho odpada bo nie potrafi przegrywać, chciałbym chociaż Marco Van Bastena albo jakieś inne duże zagraniczne nazwisko. Cieszy mnie, że Zbigniew Boniek nie myśli tymi kategoriami i od kilku tygodni pali w kominku CV wysyłanymi przez zagranicznych trenerów, którzy lata świetności mają już za sobą. Cieszy mnie to, bo jeśli mamy, mimo wszystko, traktować ten nasz narodowy futbol poważnie, nie możemy podniecać się tym, że z naszą kadrą chce pracować jakieś zagraniczne znane nazwisko. Te znane nazwiska ostatnie sukcesy osiągały bowiem w latach 90. i od lat tułają się po świecie jadąc na opinii. Że się zgłaszają do Polski? Do wyjęcia jest kilkaset tysięcy złotych miesięcznie, sam bym się zgłosił. Leo Banhakeerowi się udało, ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Czy Nawałka jest dobry? Nie wiem. I przypuszczam, że nikt tak naprawdę nie wie. To, że wygrywa z Górnikiem w świetle reprezentacji nie znaczy bowiem nic. Fornalik z biedującym Ruchem zdobywał wicemistrzostwo Polski, Smuda przez lata dorobił się opinii cudotwórcy. Ich zderzenie z reprezentacyjną rzeczywistością cały czas nas boli. To czy jego silna ręka, charyzma, taktyczny zmysł i uwielbienie dla skrupulatnych notatek (patrz materiał video)/link] zadziałają w przypadku kadry to zagadka.
Od nowego trenera oczekuję tego, że o kadrze będzie myślał. Nie na zgrupowaniu, nie w dniu meczu tylko cały czas. Waldemar Fornalik od PZPN-u zgarniał 150 tysięcy złotych miesięcznie pensji. I wystawiał tak sam skład jaki wystawiłbym ja i jakieś kilkadziesiąt milionów Polaków. Może byłoby mi nawet miło, gdyby nie fakt, że wyniki pokazują, że ta myśl taktyczna najzwyczajniej w świecie się nie sprawdza. Nie twierdzę, że Nawałka, jak Benhaaker, musi szukać nieodkrytych talentów. Ale oczekuję, że czymkolwiek nas zaskoczy.
Jesteśmy nacją futbolowo słabą. I właśnie dlatego nowy trener kadry powinien mieć pomysł na naszą grę. A potem ten pomysł przekazać piłkarzom tak, żeby schematy gry potrafili powtórzyć z pamięci obudzeni o 5 rano po grubej imprezie. Skoro inni mają lepszych zawodników, my musimy mieć lepszą drużynę. Proponuję zacząć od rzeczy najprostszych: stałych fragmentów gry. Reprezentacja Smudy, chociaż już na rok przed Euro, wszyscy zdawali sobie sprawę, że piłkarsko będzie najsłabsza na turnieju, nie miała na to żadnego pomysłu. Każdy rzut rożny albo wolny przypominał radosną podwórkową improwizację. Kopnijmy tak, żeby doleciało do pola karnego, a potem się zobaczy. A przecież dopracowane stałe fragmenty gry to jest najprostszy pomysł na to żeby zatuszować mankamenty i zdobywać punkty, nawet jeśli przeciwnik jest z futbolowo innego świata. Pozbawiona gwiazd Grecja tak wygrała Euro 2004.
Po ostatnich latach, w przeciwieństwie do wielu kibiców, nie mam złudzeń. Wiem, że na tle większości europejskich drużyn jesteśmy, mówiąc po piłkarsku, ogórkami. Zamiast się obrażać, trzeba to zaakceptować. A potem wymyślić sposób na oszukanie rzeczywistości. Tak żeby nawet Hitchcock się zdziwił.