Jedną z największych korzyści mijającej kampanii wyborczej będzie większa świadomość Polaków, jak pazerne jest nasze państwo. I to mimo urzędowych manipulacji uprawianych przez ministra finansów Mateusza Szczurka. Oświadczył on w ostatnim kampanijnym tygodniu, że podatki nakładane w Polsce na pracę są bardzo niskie.
Skonfrontujmy to z wypowiedziami ministra pracy i polityki społecznej Władysława Kosiniaka- -Kamysza. W ubiegłym tygodniu zapewnił, że rząd sfinansuje od stycznia 2016 r. koszt zatrudnienia młodego pracownika – ponad 2,1 tys. Skąd ta suma? To całkowity koszt zatrudnienia w Polsce pracownika zarabiającego minimalne wynagrodzenie, wynoszące 1750 zł brutto. Ile otrzymuje z tego pracownik do ręki? Dokładnie 1286 zł. Oznacza to, że państwo zabiera nam w formie składek i podatków prawie 40 proc. tego, co zarabiamy. Gdzie są zatem niskie obciążenia ministra Szczurka?
Zerknijmy teraz na międzynarodowe porównania. Publikowany przez OECD – organizację skupiającą najlepiej rozwinięte kraje świata – coroczny raport Taxing Wages daje odpowiedź na to, jak wygląda obciążenie pracy na świecie. Warto tu zaglądać, by nie ulegać rządowej propagandzie. Gdzie jest Polska? W środku stawki. OECD wylicza nasz klin podatkowy na 35,6 proc. Nieco mniejsze obciążenie wynika z tego, że bierze pod uwagę wszystkie formy zatrudnienia. Ale rząd wielkości ten sam.
Kto jest bardziej fiskalny? Kraje Europy Zachodniej. W Belgii, która jest rekordzistką, klin wynosi blisko 56 proc., w Austrii, Niemczech, Francji, Włoszech czy na Węgrzech oscyluje wokół 50 proc. Ale niższe niż u nas koszty pracy są na przykład w superzamożnych krajach anglosaskich – takich jak USA, Kanada, Wielka Brytania, Irlandia czy Australia. Tam wynoszą w granicach 30 proc. Szwajcaria zabiera z pensji obywateli 22 proc., a Nowa Zelandia zaledwie 17 proc.
Warto wrócić w tym miejscu do manipulacji ministra Szczurka. OECD sprawdza także, ile z naszych pensji zabiera nam podatek, a ile składki na ubezpieczenia społeczne. I faktycznie – w Polsce podatek jest niewysoki, wynosi zaledwie 6 proc. z łącznego obciążenia 35,6 proc. Co z tego, jeśli składki na ubezpieczenia, pokrywane z pensji pracownika i firmy, wynoszą blisko 30 proc. Nie miejmy złudzeń, że te składki to nie są podatki. Przyznał to nawet w czasie debaty na temat OFE poprzednik ministra Szczurka, „nieodżałowany” Jan Vincent-Rostowski. Obecny minister może zatem powtarzać swoje bajki o niskim opodatkowaniu pracy w Polsce, ale każdy, kto choć raz zatrudnił pracownika albo widzi swój pasek wynagrodzeń, musi zgrzytać zębami, gdy słyszy takie słowa.
Podatki z definicji są złe. Nie ma dobrych danin. Najgorsze są jednak te, które nakładane są na pracę. Zwłaszcza w Polsce, która musi – goniąc bogaty Zachód – kumulować kapitał i zachęcać obywateli do aktywności. Zwłaszcza wtedy, gdy ponad miarę opodatkowujemy osoby zarabiające niewiele, co dotyczy często młodych. Pół biedy, gdyby pieniądze płacone przez nas na rzecz państwa przynosiły nam świetne usługi publiczne. Ale nie ma chyba dziedziny, za jaką odpowiadają rządzący, która funkcjonowałaby dobrze czy nawet nieźle.
W tej sytuacji pozostaje nam się domagać obniżania podatków nakładanych na nasze pensje. A ministrowi Szczurkowi, który uważa, że są one niskie, polecam rozmowę z jakimkolwiek przedsiębiorcą albo pracownikiem. Niech powie im w twarz, że oddając państwu 40 proc. tego, co zarobią, płacą mało.
Zerknijmy teraz na międzynarodowe porównania. Publikowany przez OECD – organizację skupiającą najlepiej rozwinięte kraje świata – coroczny raport Taxing Wages daje odpowiedź na to, jak wygląda obciążenie pracy na świecie. Warto tu zaglądać, by nie ulegać rządowej propagandzie. Gdzie jest Polska? W środku stawki. OECD wylicza nasz klin podatkowy na 35,6 proc. Nieco mniejsze obciążenie wynika z tego, że bierze pod uwagę wszystkie formy zatrudnienia. Ale rząd wielkości ten sam.
Kto jest bardziej fiskalny? Kraje Europy Zachodniej. W Belgii, która jest rekordzistką, klin wynosi blisko 56 proc., w Austrii, Niemczech, Francji, Włoszech czy na Węgrzech oscyluje wokół 50 proc. Ale niższe niż u nas koszty pracy są na przykład w superzamożnych krajach anglosaskich – takich jak USA, Kanada, Wielka Brytania, Irlandia czy Australia. Tam wynoszą w granicach 30 proc. Szwajcaria zabiera z pensji obywateli 22 proc., a Nowa Zelandia zaledwie 17 proc.
Warto wrócić w tym miejscu do manipulacji ministra Szczurka. OECD sprawdza także, ile z naszych pensji zabiera nam podatek, a ile składki na ubezpieczenia społeczne. I faktycznie – w Polsce podatek jest niewysoki, wynosi zaledwie 6 proc. z łącznego obciążenia 35,6 proc. Co z tego, jeśli składki na ubezpieczenia, pokrywane z pensji pracownika i firmy, wynoszą blisko 30 proc. Nie miejmy złudzeń, że te składki to nie są podatki. Przyznał to nawet w czasie debaty na temat OFE poprzednik ministra Szczurka, „nieodżałowany” Jan Vincent-Rostowski. Obecny minister może zatem powtarzać swoje bajki o niskim opodatkowaniu pracy w Polsce, ale każdy, kto choć raz zatrudnił pracownika albo widzi swój pasek wynagrodzeń, musi zgrzytać zębami, gdy słyszy takie słowa.
Podatki z definicji są złe. Nie ma dobrych danin. Najgorsze są jednak te, które nakładane są na pracę. Zwłaszcza w Polsce, która musi – goniąc bogaty Zachód – kumulować kapitał i zachęcać obywateli do aktywności. Zwłaszcza wtedy, gdy ponad miarę opodatkowujemy osoby zarabiające niewiele, co dotyczy często młodych. Pół biedy, gdyby pieniądze płacone przez nas na rzecz państwa przynosiły nam świetne usługi publiczne. Ale nie ma chyba dziedziny, za jaką odpowiadają rządzący, która funkcjonowałaby dobrze czy nawet nieźle.
W tej sytuacji pozostaje nam się domagać obniżania podatków nakładanych na nasze pensje. A ministrowi Szczurkowi, który uważa, że są one niskie, polecam rozmowę z jakimkolwiek przedsiębiorcą albo pracownikiem. Niech powie im w twarz, że oddając państwu 40 proc. tego, co zarobią, płacą mało.