Zabuczeli. Można by nawet jakoś zrozumieć, że posłowie Platformy Obywatelskiej wydają z siebie dźwięki dezaprobaty, gdy orędzie wygłasza prezydent, który pokonał ich kandydata. Ale trudno zrozumieć, że buczą w momencie, gdy Andrzej Duda mówi o biednych dzieciach. Największym wstydzie III RP.
To kwintesencja rządzących nami bezideowych arogantów. I nie pomogą tu zapewnienia premier Ewy Kopacz, która z billboardów zapewnia nas, że „słucha, rozumie, pomaga”. O tym, że król jest nagi, świadczy o wiele dobitniej to, jak zachowują się posłowie PO, niż PR-owskie sztuczki,suflowane przez specjalizującego się w nich Michała Kamińskiego.
Wszelkie dane, badania, raporty, statystyki mówią jedno: w Polsce najbardziej na ubóstwo narażone są właśnie dzieci. We „Wprost” w kwietniu tego roku poświęciliśmy problemowi nędzy dziecka specjalny raport i okładkę. Pisaliśmy wtedy m.in., że „Sprawa skrajnego ubóstwa dzieci jest skrzętnie ukrywana. Ciąży nad nią zmowa milczenia, sycylijska omerta. Jeśli mówimy o najmłodszych, to raczej w kontekście in vitro czy konwencji przemocowej, które wobec tego, co spotyka dzieci, są sprawami drugorzędnymi. Dzieje się tak dlatego, że rządzący nie lubią, gdy przypomina im się o ubóstwie, zwłaszcza najmłodszych”. Czyż nie okazało się to prawdą? Gdy przypomniał o tym prezydent Andrzej Duda, natychmiast spotkał się z buczeniem.
Przypominajmy zatem buczącym: z danych resortu pracy wynika, że w 2014 r. blisko 120 tys. rodziców, którym urodziło się dziecko, otrzymało z tego tytułu socjalny dodatek wypłacany najuboższym. W tym czasie urodziło się 376 tys. dzieci. A zatem 31 proc. z nich przyszło na świat w rodzinach ledwo wiążących koniec z końcem. Miesięczny dochód na osobę (tzw. kryterium dochodowe) nie przekraczał tam 539 zł netto, inaczej dodatek nie byłby wypłacony. To poziom pozwalający z wielkim trudem zaspokoić jedynie podstawowe potrzeby życiowe.
Teraz zasiłek rodzinny też wypłacany jest po spełnieniu tego kryterium. Otrzymuje go ponad 2,1 mln dzieci w wieku do 18 lat – to niemal co trzecie polskie dziecko.
Dane GUS. Co roku z upiorną regularnością powtarza się w nich prawidłowość: skrajnym ubóstwem najbardziej zagrożone są młode rodziny wychowujące potomstwo. Z ostatnich danych za 2014 r. wynika, że w skrajnej nędzy (poniżej minimum egzystencji) żyje w Polsce 840 tys. dzieci.
Inne badanie GUS, dotyczące dochodów. Urząd wskazuje: „W najgorszej sytuacji materialnej są małżeństwa posiadające troje i więcej dzieci na utrzymaniu, których przeciętny dochód rozporządzalny na osobę był niższy o 39,1 proc., a wydatki na osobę były niższe o 35,8 proc. niż średnia krajowa”.
PCK wskazuje z kolei, że „obecnie blisko 1 mln dzieci i młodzieży żyje w rodzinach, które na co dzień borykają się z niedostatkiem i nie stać ich na zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb, tj.: jedzenia, dachu nad głową, higieny i edukacji”. Można oczywiście, wzorem posła Niesiołowskiego, mówić, że skoro są mirabelki i szczaw, to biedy wśród dzieci nie ma. Tyle że przeczą temu fakty.
Zastanawia mnie, jaki proces myślowy zachodzi w głowie osób, które buczą w Sejmie w momencie, gdy słyszą o biedzie najmłodszych. Czy jest to syndrom wyparcia, niewiedza, oderwanie od rzeczywistości, brak wrażliwości? Stawiam na dwa ostatnie. Ośmiorniczki za kilkaset złotych z publicznych pieniędzy nie skłaniają do tego, by pochylić się nad losem najmłodszych. Pewnie wielu z „reprezentantów narodu” nigdy na własne oczy nie widziało nawet biednego dziecka.
Bez względu na to, jaka jest przyczyna, każdy poseł, który wydał ten dźwięk, nigdy nie powinien zasiąść już na ulicy Wiejskiej. Dlaczego? Bo nie tylko zapomniał, że jego rolą jest służyć narodowi, lecz także dlatego że jego arogancja przekracza wszelkie granice.
Wszelkie dane, badania, raporty, statystyki mówią jedno: w Polsce najbardziej na ubóstwo narażone są właśnie dzieci. We „Wprost” w kwietniu tego roku poświęciliśmy problemowi nędzy dziecka specjalny raport i okładkę. Pisaliśmy wtedy m.in., że „Sprawa skrajnego ubóstwa dzieci jest skrzętnie ukrywana. Ciąży nad nią zmowa milczenia, sycylijska omerta. Jeśli mówimy o najmłodszych, to raczej w kontekście in vitro czy konwencji przemocowej, które wobec tego, co spotyka dzieci, są sprawami drugorzędnymi. Dzieje się tak dlatego, że rządzący nie lubią, gdy przypomina im się o ubóstwie, zwłaszcza najmłodszych”. Czyż nie okazało się to prawdą? Gdy przypomniał o tym prezydent Andrzej Duda, natychmiast spotkał się z buczeniem.
Przypominajmy zatem buczącym: z danych resortu pracy wynika, że w 2014 r. blisko 120 tys. rodziców, którym urodziło się dziecko, otrzymało z tego tytułu socjalny dodatek wypłacany najuboższym. W tym czasie urodziło się 376 tys. dzieci. A zatem 31 proc. z nich przyszło na świat w rodzinach ledwo wiążących koniec z końcem. Miesięczny dochód na osobę (tzw. kryterium dochodowe) nie przekraczał tam 539 zł netto, inaczej dodatek nie byłby wypłacony. To poziom pozwalający z wielkim trudem zaspokoić jedynie podstawowe potrzeby życiowe.
Teraz zasiłek rodzinny też wypłacany jest po spełnieniu tego kryterium. Otrzymuje go ponad 2,1 mln dzieci w wieku do 18 lat – to niemal co trzecie polskie dziecko.
Dane GUS. Co roku z upiorną regularnością powtarza się w nich prawidłowość: skrajnym ubóstwem najbardziej zagrożone są młode rodziny wychowujące potomstwo. Z ostatnich danych za 2014 r. wynika, że w skrajnej nędzy (poniżej minimum egzystencji) żyje w Polsce 840 tys. dzieci.
Inne badanie GUS, dotyczące dochodów. Urząd wskazuje: „W najgorszej sytuacji materialnej są małżeństwa posiadające troje i więcej dzieci na utrzymaniu, których przeciętny dochód rozporządzalny na osobę był niższy o 39,1 proc., a wydatki na osobę były niższe o 35,8 proc. niż średnia krajowa”.
PCK wskazuje z kolei, że „obecnie blisko 1 mln dzieci i młodzieży żyje w rodzinach, które na co dzień borykają się z niedostatkiem i nie stać ich na zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb, tj.: jedzenia, dachu nad głową, higieny i edukacji”. Można oczywiście, wzorem posła Niesiołowskiego, mówić, że skoro są mirabelki i szczaw, to biedy wśród dzieci nie ma. Tyle że przeczą temu fakty.
Zastanawia mnie, jaki proces myślowy zachodzi w głowie osób, które buczą w Sejmie w momencie, gdy słyszą o biedzie najmłodszych. Czy jest to syndrom wyparcia, niewiedza, oderwanie od rzeczywistości, brak wrażliwości? Stawiam na dwa ostatnie. Ośmiorniczki za kilkaset złotych z publicznych pieniędzy nie skłaniają do tego, by pochylić się nad losem najmłodszych. Pewnie wielu z „reprezentantów narodu” nigdy na własne oczy nie widziało nawet biednego dziecka.
Bez względu na to, jaka jest przyczyna, każdy poseł, który wydał ten dźwięk, nigdy nie powinien zasiąść już na ulicy Wiejskiej. Dlaczego? Bo nie tylko zapomniał, że jego rolą jest służyć narodowi, lecz także dlatego że jego arogancja przekracza wszelkie granice.