W tym tygodniu dobiegać będzie końca spektakl pod tytułem: pomoc frankowiczom. Specjalną ustawą ma się zająć Senat, po tym jak posłowie zdecydowali nieoczekiwanie, że gros strat z tytułu dramatycznego wzrostu kursu franka mają wziąć na siebie banki. Ostateczna decyzja „przedstawicieli narodu” będzie papierkiem lakmusowym ich stosunku do obywateli. Jeśli ulegną dyktaturze banków – będzie to oznaczać, że żyjemy w ustroju zwyrodniałym.
Królestwo i tyrania, arystokracja i oligarchia, politea i demokracja. Pamiętacie zapewne państwo klasyczny podział ustrojów dokonany w „Polityce” przez Arystotelesa. Przyświecają mu dwie ważne zmienne. Pierwszą jest liczba rządzących osób – od jednej w królestwie i tyranii, po wiele w politei i demokracji. Kluczowa jest jednak druga kwestia – cel sprawowania władzy. W ustrojach zwyrodniałych – tyranii, oligarchii i demokracji – celem rządzących jest ich własny interes. W pożądanych – dobro rządzonych. Przywołajmy w tym miejscu fantastyczną pracę „10 książek, które każdy konserwatysta musi znać” Benjamina Wikera, który omawiając Arystotelesowską typologię, wskazuje: „Zarówno królowie, jak i arystokracja robią to, mając przede wszystkim na uwadze najlepszy pożytek rządzonych”.
To rozróżnienie jest fundamentalne w ocenie władzy. Wskazuje, kto jest podmiotem danej zbiorowości. A nie jest nim państwo, politycy czy banki, ale obywatel i naród. „My, naród Stanów Zjednoczonych” – brzmią pierwsze słowa Konstytucji USA, gdzie poważnie podchodzi się do praw obywateli. Ale także nasza preambuła ustawy zasadniczej wskazuje podmiot władzy: „My, Naród Polski” – czytamy w dokumencie.
Wróćmy do franków. Ustawa autorstwa PO, którą zajmuje się Senat, nie dotyka tak naprawdę istoty sprawy. Ma sprawiać wrażenie, że oto dobry rząd pomaga tym, którzy nie mogą spłacać kredytów ze względu na złą sytuację materialną. Nikt nie mówi o odpowiedzialności banków za sprzedawanie toksycznych produktów, o niedozwolonych przez prawo zapisach umów (tzw. klauzule abuzywne). Nikt nie wspomina o Polakach biorących te kredyty, by zrealizować swoje marzenia o własnym M. I o tym, że jeśli do końca życia mają spłacać te gigantyczne długi, pompując zyski najczęściej zagranicznych banków, to nie tylko będą mniej kupować, ale także nie będą mieć dzieci. I uwierzą – jak śpiewa zespół Strachy Na Lachy – że „żyją w kraju, w którym wszyscy chcą ich zrobić w ch…”. W sukurs rządowi idą instytucje państwa. KNF i NBP straszą „stratami” sektora bankowego wynoszącymi 20 mld zł. Ministerstwo Finansów mówi o „stratach” z tytułu CIT sięgających 4 mld zł.
W tę narrację wpisują się banki. Są już tak rozbestwione, że otwarcie grożą polskiemu rządowi, pisząc listy: jeśli uchwalicie tę ustawę, pozwiemy was o odszkodowanie. Co ciekawe, autorami tych gróźb są zagraniczne instytucje finansowe, m.in. z Niemiec. Banki nie chcą zapewne pamiętać, ile zarobiły do tej pory w Polsce. Oraz o tym, że tak jak niemiecki Commerzbank, który teraz nas straszy, sam w 2008 r. skorzystał z pomocy państwa w wysokości 8 mld euro. Bankierzy nie chcą też pamiętać, jak bardzo są uprzywilejowani. Bankowy tytuł egzekucyjny stawia je wręcz ponad prawem, a możliwość egzekucji hipoteki z całego majątku dłużnika, a nie tylko kredytowanej nieruchomości, jest światowym kuriozum. Władza na to wszystko pozwala. Abdykuje, rezygnuje z własnych kompetencji. Interes obywateli przestaje mieć znaczenie.
Na koniec kluczowe pytanie. Jeśli banki mają stracić owe 20 mld zł, to ktoś musi je zyskać. Kto? Będą to obywatele RP. I tym kluczem powinien kierować się rząd.
PS AUTOR MA KREDYT WE FRANKACH, CHOĆ PROCEDOWANA USTAWA I TAK, ZE WZGLĘDU NA DODATKOWE WYMOGI, GO NIE OBEJMIE. CZYLI ŻEBY NIE BYŁO, ŻE PISZĘ WE WŁASNEJ SPRAWIE.
To rozróżnienie jest fundamentalne w ocenie władzy. Wskazuje, kto jest podmiotem danej zbiorowości. A nie jest nim państwo, politycy czy banki, ale obywatel i naród. „My, naród Stanów Zjednoczonych” – brzmią pierwsze słowa Konstytucji USA, gdzie poważnie podchodzi się do praw obywateli. Ale także nasza preambuła ustawy zasadniczej wskazuje podmiot władzy: „My, Naród Polski” – czytamy w dokumencie.
Wróćmy do franków. Ustawa autorstwa PO, którą zajmuje się Senat, nie dotyka tak naprawdę istoty sprawy. Ma sprawiać wrażenie, że oto dobry rząd pomaga tym, którzy nie mogą spłacać kredytów ze względu na złą sytuację materialną. Nikt nie mówi o odpowiedzialności banków za sprzedawanie toksycznych produktów, o niedozwolonych przez prawo zapisach umów (tzw. klauzule abuzywne). Nikt nie wspomina o Polakach biorących te kredyty, by zrealizować swoje marzenia o własnym M. I o tym, że jeśli do końca życia mają spłacać te gigantyczne długi, pompując zyski najczęściej zagranicznych banków, to nie tylko będą mniej kupować, ale także nie będą mieć dzieci. I uwierzą – jak śpiewa zespół Strachy Na Lachy – że „żyją w kraju, w którym wszyscy chcą ich zrobić w ch…”. W sukurs rządowi idą instytucje państwa. KNF i NBP straszą „stratami” sektora bankowego wynoszącymi 20 mld zł. Ministerstwo Finansów mówi o „stratach” z tytułu CIT sięgających 4 mld zł.
W tę narrację wpisują się banki. Są już tak rozbestwione, że otwarcie grożą polskiemu rządowi, pisząc listy: jeśli uchwalicie tę ustawę, pozwiemy was o odszkodowanie. Co ciekawe, autorami tych gróźb są zagraniczne instytucje finansowe, m.in. z Niemiec. Banki nie chcą zapewne pamiętać, ile zarobiły do tej pory w Polsce. Oraz o tym, że tak jak niemiecki Commerzbank, który teraz nas straszy, sam w 2008 r. skorzystał z pomocy państwa w wysokości 8 mld euro. Bankierzy nie chcą też pamiętać, jak bardzo są uprzywilejowani. Bankowy tytuł egzekucyjny stawia je wręcz ponad prawem, a możliwość egzekucji hipoteki z całego majątku dłużnika, a nie tylko kredytowanej nieruchomości, jest światowym kuriozum. Władza na to wszystko pozwala. Abdykuje, rezygnuje z własnych kompetencji. Interes obywateli przestaje mieć znaczenie.
Na koniec kluczowe pytanie. Jeśli banki mają stracić owe 20 mld zł, to ktoś musi je zyskać. Kto? Będą to obywatele RP. I tym kluczem powinien kierować się rząd.
PS AUTOR MA KREDYT WE FRANKACH, CHOĆ PROCEDOWANA USTAWA I TAK, ZE WZGLĘDU NA DODATKOWE WYMOGI, GO NIE OBEJMIE. CZYLI ŻEBY NIE BYŁO, ŻE PISZĘ WE WŁASNEJ SPRAWIE.