Silna gospodarka, wyższe płace” – krzyczy z billboardów premier Ewa Kopacz. „2500 zł płacy minimalnej” – dodaje formacja Leszka Millera. „12 zł za godzinę pracy” – wistuje Prawo i Sprawiedliwość. Politycy wręcz oszaleli na punkcie podnoszenia nam pensji.
Większa część narracji dotyczy jednak swoistego wymuszania na firmach, by płaciły więcej. To bezcelowe i głupawe. Firmy zapłacą tyle, ile muszą, i ani grosza więcej. Działają dla zysku. Póki jesteśmy na tym etapie rozwoju, na jakim jesteśmy, póki wciąż mamy nadwyżki pracowników na rynku pracy, póty mamy otwartą gospodarkę – nie ma co liczyć, że będzie inaczej.
Powinniśmy jednak z naszych pensji rozliczyć polityków. Próbują oni skutecznie odwrócić naszą uwagę od tego, o czym powinni mówić. Niskie pensje netto – a to interesuje każdego z nas, bo od tego zależy poziom naszego codziennego życia – są w dużej części wynikiem pazerności rządu. Skoro jego przedstawiciele tak bardzo troszczą się o nasze portfele, niech – zamiast wzywać przedsiębiorców do podnoszenia pensji (choć przyznaję, że wielu z nich powinno i może to zrobić) – sami uczynią pierwszy krok. Niech obniżą daniny nakładane na pracę. Zapewniam państwa, że mogą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pogrubić nasze portfele.
Szanowni państwo! Jesteście brutalnie wręcz okłamywani. Rok temu zostałem pracodawcą. Założyliśmy z żoną firmę (obecnie odpowiada za nią wyłącznie ona) i zatrudniliśmy pracowników. Mieliśmy na każdego z nich określony budżet, wszystkim zaproponowaliśmy zatrudnienie na etacie, mówiąc – jak to w Polsce zwykło się robić – o pensji brutto. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po pierwszym miesiącu funkcjonowania niemal wszyscy pracownicy przyszli do nas, narzekając na to, jak mało pieniędzy otrzymali do ręki. Jeszcze większe, tym razem ich, zdziwienie było wtedy, gdy powiedzieliśmy im, ile tak naprawdę kosztuje firmę ich wypłata netto. Bo pensja brutto to nie jest cały koszt firmy. Do tego dochodzą jeszcze składki płacone przez pracodawcę.
Weźmy pierwszy przykład z brzegu. Średnia pensja w Polsce to 4 tys. zł brutto. Z tej kwoty pracownik otrzymuje 2850 zł do ręki. Ale do tego trzeba doliczyć składki, jakie firma płaci dodatkowo z tytułu jego zatrudnienia. Łącznie daje to 4740 zł. Innymi słowy: z kwoty, którą wypracowują Państwo dla firmy, tj. 4740 zł, blisko 1900 zł zabiera wam rząd. To są wasze pieniądze, które lądują w budżecie. Niech Państwo mają tego świadomość.
Najbardziej zabawna jest troska PO o nasze pensje. Przypomnijmy. Po tym, gdy rząd PiS obniżył w latach 2007-2008 o 7 pkt proc. składkę rentową, Platforma w swojej „trosce”, na czele z „najlepszym ministrem finansów Europy”, podniosła ją o 2 pkt. Z dnia na dzień wrosła kwota, jaka trafiła na konto ZUS, zamiast do naszych kieszeni. Od ośmiu lat to rząd PO zamroził też progi podatkowe, kwotę wolną i koszty uzyskania przychodu. Zapewne też z troski o nasze wynagrodzenia. Co roku oddajemy z tego tytułu fiskusowi o kilka miliardów złotych więcej.
W ubiegłym tygodniu Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zaprezentował koncepcję podniesienia z dnia na dzień o 25 proc. pensji netto Polaków. Proponuje obniżenie danin nakładanych na pracę, w zamian opodatkowanie zagranicznych koncernów. To jedyna realna droga do tego, byśmy rzeczywiście w krótkim okresie zaczęli zarabiać więcej.
Czy politycy wezmą sobie do serca tę receptę? Na razie wciąż unikają deklaracji. Dlatego przypominam państwu: to przez rozrzutność polityków musimy oddawać im 40 proc. tego, co zarobimy. Jeśli ktoś mówi nam, że się o nas troszczy, niech zadeklaruje, że obniży ten haracz.
Z kwoty, którą wypracowują Państwo dla firmy, 40 proc. zabiera wam rząd
Powinniśmy jednak z naszych pensji rozliczyć polityków. Próbują oni skutecznie odwrócić naszą uwagę od tego, o czym powinni mówić. Niskie pensje netto – a to interesuje każdego z nas, bo od tego zależy poziom naszego codziennego życia – są w dużej części wynikiem pazerności rządu. Skoro jego przedstawiciele tak bardzo troszczą się o nasze portfele, niech – zamiast wzywać przedsiębiorców do podnoszenia pensji (choć przyznaję, że wielu z nich powinno i może to zrobić) – sami uczynią pierwszy krok. Niech obniżą daniny nakładane na pracę. Zapewniam państwa, że mogą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pogrubić nasze portfele.
Szanowni państwo! Jesteście brutalnie wręcz okłamywani. Rok temu zostałem pracodawcą. Założyliśmy z żoną firmę (obecnie odpowiada za nią wyłącznie ona) i zatrudniliśmy pracowników. Mieliśmy na każdego z nich określony budżet, wszystkim zaproponowaliśmy zatrudnienie na etacie, mówiąc – jak to w Polsce zwykło się robić – o pensji brutto. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po pierwszym miesiącu funkcjonowania niemal wszyscy pracownicy przyszli do nas, narzekając na to, jak mało pieniędzy otrzymali do ręki. Jeszcze większe, tym razem ich, zdziwienie było wtedy, gdy powiedzieliśmy im, ile tak naprawdę kosztuje firmę ich wypłata netto. Bo pensja brutto to nie jest cały koszt firmy. Do tego dochodzą jeszcze składki płacone przez pracodawcę.
Weźmy pierwszy przykład z brzegu. Średnia pensja w Polsce to 4 tys. zł brutto. Z tej kwoty pracownik otrzymuje 2850 zł do ręki. Ale do tego trzeba doliczyć składki, jakie firma płaci dodatkowo z tytułu jego zatrudnienia. Łącznie daje to 4740 zł. Innymi słowy: z kwoty, którą wypracowują Państwo dla firmy, tj. 4740 zł, blisko 1900 zł zabiera wam rząd. To są wasze pieniądze, które lądują w budżecie. Niech Państwo mają tego świadomość.
Najbardziej zabawna jest troska PO o nasze pensje. Przypomnijmy. Po tym, gdy rząd PiS obniżył w latach 2007-2008 o 7 pkt proc. składkę rentową, Platforma w swojej „trosce”, na czele z „najlepszym ministrem finansów Europy”, podniosła ją o 2 pkt. Z dnia na dzień wrosła kwota, jaka trafiła na konto ZUS, zamiast do naszych kieszeni. Od ośmiu lat to rząd PO zamroził też progi podatkowe, kwotę wolną i koszty uzyskania przychodu. Zapewne też z troski o nasze wynagrodzenia. Co roku oddajemy z tego tytułu fiskusowi o kilka miliardów złotych więcej.
W ubiegłym tygodniu Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zaprezentował koncepcję podniesienia z dnia na dzień o 25 proc. pensji netto Polaków. Proponuje obniżenie danin nakładanych na pracę, w zamian opodatkowanie zagranicznych koncernów. To jedyna realna droga do tego, byśmy rzeczywiście w krótkim okresie zaczęli zarabiać więcej.
Czy politycy wezmą sobie do serca tę receptę? Na razie wciąż unikają deklaracji. Dlatego przypominam państwu: to przez rozrzutność polityków musimy oddawać im 40 proc. tego, co zarobimy. Jeśli ktoś mówi nam, że się o nas troszczy, niech zadeklaruje, że obniży ten haracz.
Z kwoty, którą wypracowują Państwo dla firmy, 40 proc. zabiera wam rząd