W dramacie wojennym „Das Boot”, przedstawiającym losy załogi jednego z niemieckich okrętów podwodnych okresu II wojny światowej, jest scena w której wszyscy marynarze czekają w gigantycznym napięciu na uruchomienie uszkodzonych silników. Kiedy udaje się je uruchomić, a okręt się wynurza na powierzchnię, cała załoga szaleje z zachwytu. Scena ta może trochę symbolizować współczesną kondycję niemieckich okrętów podwodnych.
Oczywiście bez przesady, każdemu może przytrafić się awaria czy uszkodzenie - pod koniec września na polskim okręcie podwodnym „Orzeł” też wybuchł pożar, na szczęście szybko ugaszony. Tyle, że my nie sprzedajemy okrętów podwodnych, a Niemcy próbują swoje wcisnąć nieomal komu się da, w tym również Polsce.
Przy czym, wedle doniesień służb prasowych niemieckiej marynarki wojennej, prace remontowe na okrętach podwodnych Marine przeciągają się z powodu braku części zamiennych. Z kolei wedle doniesień niemieckich mediów, okręty te są dość awaryjne. Na przykład „Der Spiegel” pisał, że inspektorzy kontroli jakości Bundeswehry w ogóle zastanawiali się, czy przyjąć do służby jeden z okrętów typu 212, tyle wykryto w nim usterek. Producent, ThyssenKrupp Marine Systems (TKMS) jednak usterki zdołał usunąć – ale po 1,5 roku.
TKMS nie ma też szczęścia do sprzedaży. Niemieckie władze wyraziły zgodę na sprzedaż trzech nowych okrętów podwodnych Izraelowi, wszakże pod warunkiem, że Izrael zdoła zakończyć dochodzenie w sprawie afery korupcyjnej związanej ze sprzedażą tychże okrętów, w którą to aferę były zamieszane osoby z otoczenia premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Berlin zastrzegł, że jeżeli oskarżenia się potwierdzą, to wstępna zgoda na sprzedaż może być wycofana. To zresztą nie jest pierwsza sytuacja, w której sprzedaż niemieckich okrętów podwodnych była kojarzona z korupcją. O korupcyjnych praktykach głośno było też w kilku innych krajach. No taki pech po prostu.
Zostawmy nieszczęsną korupcję, dla nas najbardziej istotna jest sprawa jakości okrętów podwodnych. Polska w ramach programu „Orka” chce za ok. 10 mld zł kupić trzy, a może nawet cztery takie okręty. Oprócz TKMS, jako drugiego silnego oferenta wymienia się francuski koncern stoczniowy Naval Group, który chce nam sprzedać nowoczesne okręty podwodne typu Scorpène, w dodatku z pociskami manewrującymi. A dopiero okręty podwodne wyposażone w takie pociski stworzą realną broń odstraszającą.
W każdym razie byłoby lepiej, aby polscy marynarze nie musieli w przyszłości cieszyć się z uruchomienia okrętów tak jak cieszył się choćby Fritz Grade, główny mechanik w filmie „Das Boot”.